Ekstraklasa i odkupienie win o włos. GieKSa chce odpędzić demony ostatniej kolejki
Niemal dokładnie 5 lat temu GKS Katowice spadał na trzeci poziom rozgrywkowy w Polsce po golu bramkarza Bytovii Andrzeja Witana. Klub, w którym kibicowskim mottem przez wiele lat było słynne "Ekstraklasa albo śmierć", zmienił ligę, ale na tę niższą. Już kilkanaście dni po spadku, w GieKSie zatrudniono Rafała Góraka. Ten już w drugim sezonie rządów wrócił z GKS-em do 1 Ligi, a teraz może zaliczyć kolejny spektakularny awans.
Urodzony w Bytomiu szkoleniowiec zawsze miał jednak pod górkę. Wielokrotnie zwalniany przez kibiców, poruszający się w środku konfliktu na linii fani kontra klub, jeszcze w styczniu tego roku był mieszany w Katowicach z błotem. Nie miał zaufania we władzach GieKSy, ale za charyzmatycznym trenerem poszła drużyna. Efekt? W pierwszych 8 meczach w 2024 roku katowiczanie zanotowali 7 zwycięstw. Na koniec fantastycznej serii pokonali Lechię po golu Arkadiusza Jędrycha w 90. minucie.
Jędrych to obok Góraka i Adriana Błąda symbol odrodzenia GKS-u. Trafiał do klubu kilka miesięcy przed spadkiem do II Ligi, a teraz jest jednym z głównych architektów świetnej gry GieKSy. Środkowy obrońca strzelił już w tym sezonie 12 goli, a w pewnym momencie miał serię 6 meczów z bramką z rzędu. Do siatki trafia głównie po stałych fragmentach, jednej z najgroźniejszych broni katowiczan. Wykonuje je zwykle wypożyczony z Lecha Antoni Kozubal, który jest wiceliderem klasyfikacji asystentów w Fortuna 1 Lidze.
GKS jest najlepszą ofensywną siłą zaplecza Ekstraklasy z 67 zdobytymi bramkami. Najwięcej, bo 13 zanotował podstawowy napastnik Sebastian Bergier. O mocy ofensywy GieKSy przekonała się niedawno Stal Rzeszów, która z Katowic wyjechała z ośmiobramkowym bagażem. Mateusz Mak, Błąd, Jakub Arak - to gracze, których dobrze zna piłkarska Polska. Nieco zapomniani, ostatnio wracają na czołówki gazet.
GieKSa to także charakter pokazywany w końcówkach meczów. Dzięki temu walczy do samego końca o bezpośredni awans i przed ostatnią kolejką ma mentalną przewagę nad Arką Gdynia.
Ekipa Wojciecha Łobodzińskiego jeszcze miesiąc temu była na autostradzie do Ekstraklasy. Kontuzje kluczowych graczy środka pola - Sebastiana Milewskiego, Janusza Gola i Huberta Adamczyka - spędzały jednak sen z powiek trenera gdynian. Z Podbeskidziem do końca sezonu wypadł też kapitan i najlepszy lewy obrońca ligi Dawid Gojny. Gdynianie mieli jednak asa w rękawie - dużą przewagę punktową nad drużynami znajdującymi się w strefie barażowej.
Ta przewaga topniała w ostatnich tygodniach w dość szybkim tempie. Dlatego przed Derbami Trójmiasta z Lechią w Gdyni panował niepokój. Po pierwszej połowie derbowego starcia nastroje zmieniły się o 180 stopni. Arka remisowała w Gdańsku 1:1, a od 32. minuty grała w przewadze jednego zawodnika. Remis wystarczał do awansu. Gdynianie szukali zwycięskiego gola, a w końcówce nadziali się na zabójczy atak rywala. Porażka 1:2 w prestiżowym starciu była brutalnym ciosem dla piłkarzy Arki.
Nokautem może być ewentualna porażka z GieKSą oznaczająca bezpośredni awans katowiczan do Ekstraklasy. Zespół z Gdyni przystąpi do meczu 34. kolejki osłabiony brakiem Gojnego, Gola, a także zawieszonego za kartki Stolca. Trener Łobodziński będzie zmuszony więc przebudować boki obrony. Na swoje szczęście wciąż może liczyć na zabójczy duet Olaf Kobacki - Karol Czubak, który strzelił 28 z 52 goli Arki w tym sezonie. Gdynianie z GieKSą muszą zagrać all in. Liczenie na remis znowu może okazać się zgubne.
Przejdź na Polsatsport.pl