Powrócił do PlusLigi po wielu latach. Mówi o swoich celach
Trener Mariusz Sordyl po 13 latach wrócił do Polski i podpisał trzyletni kontrakt z występującym w ekstraklasie Treflem Gdańsk. „Wracam do wybitnej ligi, do wyjątkowych kibiców, do pełnych hal i do świetnej otoczki wokół siatkówki” - powiedział niespełna 55-letni szkoleniowiec.
Jako trener Sordyl pracował w Olsztynie, Rumunii, Turcji (był m. in. szkoleniowcem Fenerbahce), Katarze i na Ukrainie, prowadził również reprezentację Polski juniorów. Do kraju, jako trener, wrócił po 13 latach.
Zobacz także: Beniaminek ściągnął weterana. Zadebiutuje w PlusLidze
„Cieszę się, że ma to miejsce w Gdańsku, bo Trefl jest klubem świetnie zorganizowanym, nowatorskim i w pełni profesjonalnym, w którym wielu zawodników i trenerów znakomicie się zaaklimatyzowało. Trafiam do uroczego miasta z wielką historią, zatem jest to wymarzone miejsce do pracy i życia. Wracam ogromnie zmotywowany, bo przez ostatnie lata bardzo ciężko pracowałem na to, aby nadal być trenerem. Gdybym nie wyjechał wówczas z Polski dzisiaj nie pracowałbym w tym zawodzie” – przyznał.
Nowy szkoleniowiec gdańskiego zespołu myślał w tym okresie, aby wrócić do kraju, nie otrzymał jednak przekonującej oferty.
„Jeśli już jakaś propozycja się pojawiła, to nie do końca były poważna, i trwało to 13 lat. Teraz to się zmieniło. Z Treflem wszystko zadziałało w jednym miejscu i jednym czasie, byliśmy przekonani, że to jest to. Od prezesa Dariusza Gadomskiego bił optymizm i entuzjazm, to mi się udzieliło, czułem też wsparcie” – podkreślił.
Niespełna 55-letni trener zżyma się, kiedy dociera do niego opinia, że jest osobą trudną we współpracy.
„Zapytam przewrotnie. Kto o tym wie, że jestem trudnym trenerem do współpracy, jeśli przez 13 lat nie pracowałem w Polsce? Wyjechałem będąc młodym i nie do końca pełnoprawnym trenerem. W kraju pracowałem wyłącznie z młodzieżą, dwa razy przez kilka miesięcy i odnoszę wrażenie, że to była dobra współpraca, z korzyścią dla tych chłopców i dla mnie. Słysząc, że powinno się dać Sordylowi szansę, to powiem, że szansę mogłem dostać 13 lat temu, kiedy wyjeżdżałem z kraju i tak naprawdę nie wiedziałem co z sobą zrobić, oprócz tego, że chciałem być trenerem” – stwierdził.
Były reprezentant Polski nie ukrywa, że funkcjonować będzie teraz we wspaniałych siatkarskich realiach.
„Wiem, że wracam do wybitnej ligi, do wyjątkowych kibiców, do pełnych hal i do świetnej otoczki wokół siatkówki, bo o tej dyscyplinie, która wciąż jest w Polsce na fali wznoszącej, można mówić tylko w superlatywach. Jest to wymagające, ale czuję się pewnie, mam również wokół siebie prawdziwych fachowców. Ja jestem frontmanem, na mnie będą skierowane oczy, ale przez ostatnie lata nauczyłem się funkcjonować w różnych warunkach i środowiskach” – zapewnił.
Sordyl nie ukrywa, że przed trudnym sezonem, bo z PlusLigi spadną trzy drużyny, w Treflu postawiono na doświadczonych zawodników. Przekonuje, że w Gdańsku nie będą patrzeć w dół tabeli, ale jednocześnie nie zamierza składać wynikowych deklaracji.
Chce, żeby od pierwszego meczu zespół nabierał pewność siebie i gromadził punkty, co pozwoli mu znaleźć się w miejscu, które gwarantuje spokojny byt w lidze.
„Życie pokazało, że kluby z ogromnymi budżetami miały stanąć na podium albo wywalczyć mistrzowski tytuł, a kończyły na odległych pozycjach, były nawet o krok od spadku, z kolei kluby plasujące się pod względem kasy w drugiej połówce tabeli, zajmowały miejsca w czołówce. Zamierzamy wyjść poza granicę naszego potencjału, który określimy po pewnym okresie wspólnej pracy, mamy być wyżej niż zostaniemy ustawieni w tabeli” – dodał.
W momencie ataku Rosji na Ukrainę, czyli 24 lutego 2022 roku, Sordyl pracował w Epicentr-Podolany Gródek niedaleko miejscowości Chmielnicki.
„W tym momencie sezon od razu został zakończony, a my tego dnia opuściliśmy Ukrainę. Liga wznowiła rozgrywki we wrześniu, zarówno kobiety jak i mężczyźni rywalizowały co dwa tygodnie na turniejach w Czerniowcach niedaleko granicy z Rumunią. Moja drużyna, a także ekipy z Winnicy i Żytomierza, trenowały u siebie i dojeżdżały na turnieje, natomiast zespoły ze wschodniej Ukrainy, z Dniepru i Charkowa, miały bazę w Czerniowcach” – wyjaśnił.
Polski szkoleniowiec mieszkał na Ukrainie i przekonuje, że nigdy nie czuł się zagrożony.
„Sytuacja była skomplikowana, bo niby wszystko było ok, ale w powietrzu wyczuwało się napięcie. Codziennie był alarm bombowy i na początku, w miejscowościach bliżej zachodniej granicy, wszyscy na niego reagowali, ale z czasem ta reakcja była jak na klakson samochodowy. Jeśli można przyzwyczaić się do takiej sytuacji, to ludzie się zaadaptowali. Jak się nie obawiałem, wiedziałem, że jest to formuła bezpieczna. Na wschodzie sytuacja była natomiast zupełnie inna” – podsumował.
Przejdź na Polsatsport.pl