Kazimierz Moskal bierze się za leczenie Wisły. "Nie ukrywam, że jest duży ból głowy"
- Nie ukrywam, że jest to duży ból głowy. W roli trenera jestem w Wiśle po raz trzeci i tak trudnej sytuacji jeszcze nie było. Oczywiście, z drugiej strony ktoś może powiedzieć, że Wisła zdobyła Puchar Polski, więc ma zespół gotowy do tego, żeby rywalizować na wysokim poziomie. Ale to przesada. Tak naprawdę zespół musimy stworzyć od nowa – powiedział Polsatowi Sport nowy trener Wisły Kraków Kazimierz Moskal.
Michał Białoński, Polsat Sport: Jak doszło do pańskiego powrotu do Wisły?
Kazimierz Moskal, trener Wisły Kraków: Skontaktował się ze mną prezes Królewski. Bardzo szybko doszliśmy do porozumienia.
ZOBACZ TAKŻE: Wisła przestawiła wajchę. Królewski postawił na Moskala. "Świecił się na zielono"
Ma pan trudne zdanie. Już za miesiąc zaczynają się rozgrywki – I runda eliminacji do Ligi Europy, Superpuchar, a później Fortuna 1 Liga. Nie ma pan za wiele czasu, a nie obejdzie się bez gruntownej przebudowy zespołu, po tym jak klub rozstał się z ośmioma piłkarzami.
To prawda, czas jest bardzo trudny. Z jednej strony, odeszli od nas zawodnicy, więc musimy szukać nowych wzmocnień. Okres przygotowawczy będzie bardzo krótki, bo czeka nas mecz o Superpuchar oraz eliminacje do Ligi Europy. Nie ukrywam, że jest to duży ból głowy. Jestem tutaj w roli trenera po raz trzeci i tak trudnej sytuacji, jak obecnie, jeszcze chyba nie było. Oczywiście, z drugiej strony ktoś może powiedzieć, że Wisła zdobyła Puchar Polski, więc ma zespół gotowy do tego, żeby rywalizować na wysokim poziomie. Ale to przesada. Tak naprawdę zespół musimy stworzyć od nowa.
Właściciel i prezes klubu Jarosław Królewski deklaruje, że dotrzyma dwuletniej umowy z panem. Jak dotąd najdłuższy okres, w którym prowadził pan Wisłę wynosił osiem miesięcy, od marca do listopada 2015 r. Wierzy pan w to, że wreszcie zagrzeje miejsca na dłużej przy Reymonta, w roli szkoleniowca?
Trudno sprowadzać do klubu trenera lub zawodnika z myślą o tym, że za miesiąc czy za dwa się rozstaniemy. Przychodzę z wiarą i nadzieją, że uda się coś dobrego zrobić i że spędzę tutaj dłuższy czas. Liczę na to, że przynajmniej ten pierwszy, dwuletni kontrakt uda mi się wypełnić, ale to jest życie, to jest piłka, to jest sport. W nich ciężko przewidzieć przyszłość, ale trzeba mieć wiarę i nadzieję, że uda się zrealizować plany.
Kazimierz Moskal o patencie na awans do Ekstraklasy
Patrząc na to, co dokonał pan z ŁKS-em, kibice postrzegają pana jako trenera z patentem na awans do Ekstraklasy. Czy ów patent się nie przeterminował?
Myślę, że nikt nie może mówić o posiadaniu takiego patentu. To jest po prostu praca i cała sztuka polega na tym, aby zebrać wokół siebie ludzi, którzy są w stanie się poświęcić dla dobra klubu. Trzeba pamiętać o tym, że wielkość i siłę klubu nie budują tylko trener i zawodnicy, prezes i działacze. Na markę klubu pracują także przede wszystkim kibice, dziennikarze, wszyscy, którzy mają zapisaną mocno w sercu Wisłę. I o tym musimy pamiętać. Jeśli wszystkie podmioty będą razem ciągnęły klub w jedną stronę, to jest szansa na to, że Wisła wróci na to miejsce, którego wszyscy oczekują.
Za dużo obcokrajowców w Wiśle? Moskal odpowiada
Ma pan podobną sytuację do tej z 2011 r., gdy – ujmując to kolokwialnie – sprzątał po Robercie Maaskancie. Było wówczas tylko dwóch Polaków w wyjściowym składzie. Różnica jest taka, że ówcześni obcokrajowcy byli z wyższej półki, reprezentowali swoje kraje, jak choćby Cwetan Genkow. Ostatnio "stranieri" również dominowali w składzie Wisły. Czy będzie pan chciał wprowadzić do składu więcej Polaków, czy jednak jakość piłkarska będzie odgrywała kluczową rolę?
Moja filozofia piłkarska zawsze była otwarta na Polaków, chciałem, by jak najwięcej ich grało w pierwszej "jedenastce". Chciałbym, aby w Wiśle było podobnie. Wszystko będzie zależało od tego, jaką szatnią będziemy dysponowali, a przede wszystkim, jaki potencjał będą mieli ci zawodnicy. Dla mnie nie liczy się to, kto ile ma lat i jak się nazywa, tylko w jakiej jest dyspozycji. Jeśli to będzie młody chłopak, który nie boi się odpowiedzialności i ma wpływ na zespół, to będzie grał, tak jak to chociażby miało miejsce w ŁKS-ie z Mateuszem Kowalczykiem, który przebojem wszedł do drużyny i po sezonie został wytransferowany za granicę.
Paradoksalnie, w odróżnieniu od sezonu 2011/2012, gdy zespół pod pańską batutą pokonywał Twente Enschede, zyskując wyjście z grupy Ligi Europy, w obecnością 14 tys. kibiców, teraz na stadion przychodzi więcej kibiców, nawet ponad 30 tys. To chyba duża wartość Wisły, a nie przeszkoda związana z dużą presją?
Oczywiście, to coś fantastycznego. Rzadko się spotykamy z tak liczną publiką na meczach Ekstraklasy, a co dopiero 1 ligi. W Ekstraklasie są stadiony świecące pustkami, więc taka frekwencja na Wiśle musi być atutem.
Nie mówmy o presji. Ja widzę ją gdzie indziej, nie na boisku i nie na trybunach. Dlatego absolutnie, zawodnicy wychodząc na boisko mają czerpać z tego przyjemność i grać dla ludzi, którzy przychodzą ich oglądać.
Kazimierz Moskal o liderach Wisły Kraków. Nie tylko Uryga i Rodado
Ostatnio Wisła miała dwóch wyraźnych liderów – w defensywie Alana Urygę i w ofensywie Angela Rodado. Czy hierarchia u pana będzie wyglądała podobnie?
Liderzy muszą się sami wykreować. I to wtedy, kiedy nie za bardzo się układa na boisku. Wszyscy mogą się czuć liderami, gdy na boisku idzie jak z płatka, ale sztuką jest być nim, gdy idzie jak po grudzie i trzeba zespół zmobilizować, ale nie gadaniem, tylko swoją postawą na boisku. I to jest całe clue.
Od zawsze hołduje pan ofensywnej piłce, ale jak to pogodzić z poprawą obrony? Na dodatek drużyna bardzo źle broniła, w ubiegłym sezonie straciła 50 bramek.
Oczywiście, chcemy grać atrakcyjnie, żeby przyciągnąć kibiców na stadion, ale podstawa wszystkiego zaczyna się od dobrego bronienia. Pierwszym obrońcą ma być napastnik, który ma harować w walce o piłkę jak każdy inny.
Gdyby miał pan sprowadzać zawodników za pomocą ogłoszenia w mediach, to jak ono by wyglądało?
Poszukuję zawodników o dużym potencjale czysto piłkarskim. Bardzo ważne, aby byli przygotowani motorycznie, by byli w stanie wypełnić zadania. Chciałbym też, aby byli inteligentni, co pozwoli im na wszechstronność na boisku. Profesjonalizm to oczywistość na pewnym poziomie. Chciałbym też, żeby zespół miał charakter, bo w piłce trzeba się poświęcić. Jeżeli będziemy mieli świadomych zawodników, dobry kolektyw, to wyniki same przyjdą. Tak sobie wyobrażam idealne środowisko do pracy.
W sporej mierze za sprawą prezesa Królewskiego Wisła hołduje analityce, posługując się w tym danymi komputerowymi. To również pański konik?
Nie przesadzałbym z tym. Czasami można przeładować głowy zawodników. Mnie nawet irytują komentarze w trakcie meczów: "Właśnie dobiega końca pierwszy kwadrans, a zespół stracił, bądź strzelił w nim tyle bramek". Dla mnie nie ma to żadnego znaczenia. Liczy się wynik końcowy. Jeśli już zaglądam w statystyki, to dla mnie ważne jest, ile zawodnik zrobił sprintów, ile pokonał kilometrów, jaką szybkość rozwinął, ile miał podań, a ile odbiorów. To są dla mnie rzeczy interesujące.
Przejdź na Polsatsport.pl