Igrzyska wracają do domu, ale nie do swojej idei

Igrzyska wracają do domu, ale nie do swojej idei
fot. PAP
Igrzyska wracają do domu, ale nie do swojej idei

Wydawało się, że wracając do zachodniej Europy igrzyska olimpijskie znów przybiorą wymiar stricte sportowy, pozbawiony polityki, propagandy, wewnętrznych politycznych sporów. Wygląda jednak na to, że Paryż 2024 to sportowa uczta w chwili, gdy nie tylko Francja, ale i cały świat polaryzuje się i pogrąża w chaosie jak nigdy dotąd.

Już olimpijskie zmagania z czasów zimnej wojny przypominały wojnę światów demokracji ludowej z demokracją zachodnią, zderzenie kultur w wielu wymiarach. Wzajemne bojkoty Moskwy 1980 i cztery lata później Los Angeles wydawały się apogeum niezrozumienia idei olimpijskiej, która miała łączyć, a nie dzielić. Kojarzący się z odwilżą Seul i nowy wymiar wzajemnej rywalizacji, jaki przyniosła Barcelona, spowodował, że na świat sportu w wydaniu olimpijskim znów zaczęliśmy spoglądać wedle idei coubertinowskiej, promującej pokój i ducha sportu. Ponieważ świat sportu, jak i wszystko na naszej planecie, przebiega w cyklach koniunktury i dekoniunktury, od kilku lat najważniejsze imprezy sportowe znów zaczynamy postrzegać jako pola bitewne, pretekst do ponownego zderzenia światów. Brzmi to nieco patetyczne, ale tematyka olimpijska usprawiedliwia ten wzniosły ton. Już wiemy, że Paryż, światowa stolica sztuki, kolebka bohemy, symbol geokulturowości, wreszcie miejsce, gdzie ogłoszono nowożytną ideę igrzysk, nie przyniesie nam święta, na jakie czekamy. Wpisując się w kontekst politycznej walki o rząd dusz nad Sekwaną, który staje się esencją świata podzielonego między demokrację i przybierające na sile ekstremizmy, będziemy świadkami igrzysk mocno nabrzmiałych wątkami pozasportowymi.

 

Francja jest podzielona, czego dowiodły rozpisane przez prezydenta Emmanuela Macrona przedterminowe wybory parlamentarne. Wraz z kohabitacją, która nieuchronnie nadchodzi z rządzącym obozem populistki Marine Le Pen, kraj ten najpewniej pogrąży się w jeszcze większym chaosie i rozwarstwieniu. Trudno wyobrazić sobie, że fundamentalny spór, dokąd zmierza Europa i kim ma stać, który jak soczewce w Paryżu widać na każdym kroku, nie przeniesie się na życie codzienne. I to w chwili, kiedy za moment rozpoczną się XXXIII letnie igrzyska olimpijskie. Mają one w sobie wiele symboli – od powrotu do miasta nad Sekwaną po równo stu latach, po miejsca-symbole, gdzie zaplanowano rozegranie poszczególnych konkurencji. To tu wreszcie w 1892 roku, za progami Sorbony, Pierre de Coubertin zaproponował wskrzeszenie igrzysk olimpijskich w ich nowożytnej odsłonie.

 

Z jednej strony igrzyska są najpiękniejszym wydarzeniem sportowym w dziejach ludzkości, ale tak samo możemy uznać je za klęskę idei, która miała pozostać poza polityką. Właściwie od pierwszych edycji oglądaliśmy sceny, które współcześnie znaczą niewiele, ale wówczas miały bardzo wyraźny przekaz. Zdaniem badaczy marsz z flagami narodowymi, który był pierwowzorem ceremonii otwarcia, był formą manifestacji narodowych, niweczącą ideę równości mającej przyświecać igrzyskom. Ponure dla świata lata 30., rodzące się ekstremizmy, totalitarne filozofie, które znajdowały swoje odbicie także w rywalizacji sportowej, były jednym ze zwiastunów zagłady, jaką przyniosła II wojna światowa.

 

Choć olimpijskie zasady są dość sztywne i na ogół przestrzegane, wiemy też, że sportowcy, ale przede wszystkim stojące za nimi aparaty państwowe, przemycą wygodną dla siebie propagandę. Nie będzie sportowców z Rosji i Białorusi występujących pod swoją flagą, ale dojdzie z pewnością do wielu demonstracji w związku z Ukrainą i toczącą się tam wojną. Pobyt w Paryżu, nawet trzy tygodnie przed imprezą, pozwala wyczuć unoszące się w tym mieście napięcie. Nawet nie chodzi o liczne na ulicach wojskowe partole gotowe w każdej chwili użyć długiej broni, ale mnóstwo podejrzliwości (to ze strony służb), niepokoju (to ze strony turystów) oraz zwyczajnej złości żyjących tu od pokoleń paryżan, którym zakłóca się święty spokój, jakim jeszcze mogą się cieszyć. Słychać tę powszechną niemal niezgodę, że igrzyska są dla establishmentu, by ten zwiększył swoje społeczne notowania. Zarzuty o hipokryzję płyną nawet z ust prawdziwych zagorzałych kibiców sportu, których irytuje, że w mieście/kraju, gdzie igrzyska były dwa razy (w 1900 roku też), całkowicie porzucono promocję i troskę o sporty olimpijskie na rzecz dyscyplin popularnych, dających się skomercjalizować.

 

Igrzyska wracają do domu, zważywszy symbolikę związaną z baronem de Coubertinem, ale nie wracają do swojej idei. I może już nigdy nie wrócą, więc łudźmy się, że nie zostaną zupełnie zawłaszczone przez świat polityki, tej w globalnym wymiarze także. O samą organizację możemy być spokojni, Francja zorganizowała ponad 100 z 329 wielkich sportowych imprez w całych swoich dziejach. Ma w tym olbrzymie doświadczenie. Sztuką jest, by kibice mogli doświadczać tego święta na sposób tylko sportowy. A na to się chyba nie zanosi…

 

PS Tekst ten jest wstępniakiem pod liczne materiały, które znajdą Państwo w najbliższych dniach w stacji Polsat Sport. Podczas igrzysk będzie można także prześledzić specjalne audycje ukazujące Paryż z nieco innej strony – tej historycznej, społecznej, ale związanej ze sportem. Będą to rozmowy ze specjalistami stojącymi za igrzyskami, ciekawe miejsca, ale także głos paryskiej ulicy.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie