Iwanow: Książka pt. „EURO 2024” bez żadnego rozdziału o nas

Iwanow: Książka pt. „EURO 2024” bez żadnego rozdziału o nas
fot. PAP
Iwanow: Książka pt. „EURO 2024” bez żadnego rozdziału o nas

Piłkarskie życie nie znosi pustki. Jesteśmy zaledwie dwa dni po EURO 2024, ale i już pięć po pierwszym meczu polskiego klubu w walce o europejskie puchary. W piątek rusza Ekstraklasa, a dzień przed nią będziemy wiedzieć, czy Wisła Kraków za tydzień pozostanie w grze o Ligę Europy czy już „tylko” Konferencji.

Czas na jakąś refleksję, odpoczynek od futbolu? Brak. A przecież fanatycy talentu Messiego czy miłośnicy „samby” w wykonaniu „Canarinhos” do niedawna zarywali też noce, by konsumować Copa America. Karawana jedzie więc dalej. A psy nawet nie mają ochoty ujadać…

 

Oglądanie fazy pucharowej mistrzostw Europy powiązane było z zachwytem nad Hiszpanią, dyskusjami na temat interpretacji zagrania ręką, krytyką sposobu osiągania celów przez Francuzów i Anglików oraz dociekaniu, dlaczego Szymon Marciniak dostał jedynie rolę „technicznego” podczas berlińskiego finału. Polska reprezentacja pożegnała się z imprezą dość cicho. Nie było nadmiernego utyskiwania, lamentów, zwalniania selekcjonera i rozliczania każdego poszczególnego zawodnika. „Naród” przeszedł nad wszystkim do porządku dziennego.

 

I nie stawiam tu tezy, że to dobrze czy źle. Po prostu stwierdzam fakt. Po oczekiwanym przez 36 lata wyjściu z grupy na mundialu w Katarze hałas – ten negatywny – trwał przez wiele tygodni. I od czasu do czasu wciąż się odzywa. Pewnie, że ogromny wpływ na to miała tak zwana afera premiowa. Ale nie tylko. Dziś jest sielanka. Mimo że sportowo było gorzej niż na mistrzostwach świata. Tak jak niemalże mimochodem dostaliśmy się na to EURO, tak bezszelestnie z niego wyszliśmy. Może nie po „angielsku”, nikogo nie uprzedzając. Ale też nikt specjalnie nie zauważył, że nas już tam nie ma. Nikt tym się nie zmartwił. Nikt nad nami nie zapłakał. Nawet polski kibic wyjątkowo nie czuł się tym razem rozczarowany. Jakby niczego więcej nie oczekiwał. Impreza toczyła się w najlepsze bez naszego towarzystwa.

 

Co zostanie więc nam z tych mistrzostw? W głowach, wspomnieniach, wnioskach, w perspektywach na najbliższe miesiące, a może do mistrzostw świata? Nadzieja, że z Kacpra Urbańskiego będziemy mieć pomocnika na lata? Przykład jego imiennika Kozłowskiego z ME 2021 pokazuje dobitnie, że mimo, iż wydaje się, że ten z Bolonii swą karierą i wyborem klubów może pokierować lepiej niż młodzian, na którego postawił Paolo Sousa, gwarancji na to przecież żadnej nie ma. Że nie musimy się martwić o następcę Wojciecha Szczęsnego? To było wiadomo od dawna, poza tym dochodzą głosy, że „Szczena” wcale kadry jeszcze nie zamierza opuszczać. Że Piotr Zieliński potrafi liderować „biało-czerwonym”? Już Jerzy Brzęczek wiedział, że „Zielowi” wkrótce coś mu „przeskoczy” i nasz najbardziej uzdolniony piłkarz wreszcie zacznie brylować także w narodowych barwach. Efektów drużynowych jednak wciąż z tego nie ma.

 

Obserwując dalszą część EURO, już bez naszego udziału, w towarzystwie różnych osób, nie tylko takich, których na co dzień zajmuje piłka, zauważyłem jedną powtarzająca się rzecz. Nikt nie mówił już o Polakach. Każdy wolał wziąć pod lupę Gruzinów, analizować jak maska wpłynęła na Mbappe, czy powinien rozpłakać się Ronaldo albo zachwycać się witalnością, decyzyjnością i odwagą Yamala. Nasza drużyna żadnego ciekawego rozdziału w książce pt. „EURO 2024” niestety nie napisała.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie