Polki w grupie śmierci na igrzyskach. "Powinny obligatoryjnie wygrać do zera"

Polki w grupie śmierci na igrzyskach. "Powinny obligatoryjnie wygrać do zera"
fot. FIVB, Polsat Sport

28 lipca polskie siatkarki zagrają pierwszy mecz na igrzyskach. Rywalem będą Japonki. - Tak sobie myślę, że jak to wygramy, to drużyna dostanie skrzydeł. Potem poprawimy z Kenią i sytuację w grupie mamy ustawioną, a potem będziemy się martwić, co dalej – mówi Joanna Mirek, mistrzyni Europy i ekspertka Polsatu Sport.

Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Ponoć największym problemem Polek przed igrzyskami jest to, że mają trudne rywalki?

 

Joanna Mirek, mistrzyni Europy: To zawsze jest problem, a na igrzyskach to już w ogóle nie jest łatwo. Do Paryża przyjedzie dwanaście najlepszych drużyn. Najbardziej od tego towarzystwa odstaje Kenia, którą akurat mamy w grupie.

 

Mamy za to Japonię i Brazylię. To jest prawdziwa „grupa śmierci”.

 

Pozostałe też bym tak nazwała. Cokolwiek byśmy nie dostali, byłoby trudno, bo łatwych przeciwników na igrzyskach nie ma. Do meczów z Japonią i Brazylią podchodzę o tyle optymistycznie, że już się z tymi zespołami mierzyliśmy w Lidze Narodów. To są drużyny bardzo dobre, charakterne i trudno je złamać. Nam to się jednak w tym roku udało. I mam nadzieję, że na igrzyskach to powtórzymy.

 

Dwa z trzech spotkań grupowych musimy wygrać.

 

Może się okazać, że wystarczy 3:0 z Kenią i dobre wyniki z dwoma pozostałymi. W sensie minimalne porażki. Różnie się to może w innych grupach poukładać, więc trzeba powalczyć o każdy punkt. Tak sobie jednak myślę, że nasze dziewczyny sobie zapracowały i wypracowały taką pozycję, że z Kenią powinny obligatoryjnie wygrać do zera. Z Japonią i Brazylią będzie trudniej, ale chciałabym zwrócić uwagę, że naszej drużynie od bardzo dawna nie przytrafiły się dwie porażki z rzędu. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że ostatni towarzyski turniej w Mielcu zakończyliśmy porażką z Serią, to igrzyska powinny zacząć się dobrze.

 

Powiedziała pani wcześniej, że może wystarczyć wygrana z Kenią, ale to dość ryzykowne rozwiązanie.

 

System jest taki, że dalej grają po dwie najlepsze drużyny z każdej grupy i dwie najlepsze z trzecich miejsc. I w tym sensie wygrana z Kenią może wystarczyć. Wiadomo jednak, że to nie jest dobre rozwiązanie, bo w tym momencie ustawiamy się w takiej pozycji, że czeka nas trudna drabinka, a w ćwierćfinale możemy znowu wpaść na Brazylię.

 

Stach się bać.

 

W sumie to na igrzyskach każdy mecz będzie z gatunku strach się bać. O ile niektóre reprezentacje do Ligi Narodów podchodziły na luzie, o tyle teraz nikt tego nie zrobi. A dla takich Amerykanek igrzyska to zawsze jest najważniejsza impreza czterolecia.

 

Mam jednak wrażenie, że nasza reprezentacja zrobiła wszystko, żeby do tych igrzysk przygotować się jak najlepiej.

 

To prawda. Nasza drużyna w ostatnim czasie weszła do światowej czołówki i teraz pracuje na to, żeby tam się utrzymać i umocnić swoją pozycję. To nie jest łatwe, bo w tym gronie nie ma słabeuszy. Dlatego teraz chodzi o to, żeby ustabilizować formę na wysokim poziomie. Wierzę, że to się uda, bo trener Lavarini ma doświadczenie z igrzysk, wie, z czym to się wiąże i wie, jak przygotować drużynę, żeby sobie poradziła. Zwłaszcza mentalnie, bo to jest ogromne wyzwanie. Zwłaszcza dla takich debiutantek, jakim będą Polki.

 

 

Mamy bardzo młodą drużynę. W zasadzie moglibyśmy się nie napinać i powiedzieć, że ten zespół jedzie głównie po naukę, a dopiero za cztery lata pokaże, na co go stać.

 

Tak można powiedzieć, ale wiemy doskonale, że awans na igrzyska nie jest łatwą sprawą. Dlatego, jak już udało się to zrobić, trzeba z tego wyciągnąć maksa. One same to sobie wywalczyły, więc dla nich samych będzie lepiej, jak zrobią wszystko, by wróciły zadowolone. Powrót z uczuciem niedosytu, to najgorsze co może spotkać sportowca.

 

Właśnie ogłoszono przedłużenie kontraktu z trenerem Lavarinim. Jak to wpłynie na zespół?

 

Dobrze. Drużynie i trenerowi da to spokój. Jest to też dowód na docenienie już wykonanej pracy i pokazuje wiarę w to, że przez kolejne cztery lata będzie to szło w dobrym kierunku.

 

Nie brak jednak przykładów, że związki czekają do zakończenia ważnej imprezy, analizują wynik i dopiero wtedy podejmują decyzję.

 

Reprezentacja naszych siatkarek jest jednak dopiero na początku pewnej drogi. One nie grają regularnie na igrzyskach. Teraz tam będą, bo na to zapracowały. Jakby to chodziło panów, którzy grają na igrzyskach prawie zawsze i nie potrafią przeskoczyć ćwierćfinału, to można by się zastanawiać. A swoją drogą, to umowa z Nicolą Grbiciem też została przedłużona. I to pomimo tego, że tam są wyższe oczekiwania niż u dziewczyn.

 

To jakie miejsce pań będzie satysfakcjonujące?

 

Nie stawiam ich na straconej pozycji. Spodobało mi się to, co powiedziała Joanna Wołosz, która stwierdziła, że nasza reprezentacja jedzie do Paryża po to, żeby narozrabiać, żeby jak najwięcej napsuć krwi tym teoretycznie mocniejszym, wyżej notowanym. Na każdych igrzyskach jest taki czarny koń. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby teraz takim czarnym koniem okazały się Polki.

 

Jakby tak przełożyć Ligę Narodów na igrzyska, to mielibyśmy powody do radości.

 

Jakby tak było, to one byłyby boginiami. Powrót z igrzysk z brązowym krążkiem byłby powtórzeniem sukcesu z 1968 roku, z igrzysk w Meksyku. Długo już czekamy na medal.

 

Bardzo długo.

 

Zaczynamy z Japonią i tak sobie myślę, że jak wygramy, to drużyna dostanie skrzydeł. Potem poprawimy z Kenią i sytuację w grupie mamy ustawioną, a potem będziemy się martwić, co dalej.

***

 

Reprezentacja Polski siatkarek będzie rywalizowała w grupie B. W pierwszym spotkaniu turnieju zmierzy się z Japonią (niedziela 28 lipca), następnie zagra z Kenią (środa 31 lipca), a na zakończenie fazy grupowej będzie rywalizowała z Brazylią (niedziela, 4 sierpnia).

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie