Co wiemy po pierwszym meczu polskich siatkarzy na igrzyskach w Paryżu?

Robert MałolepszyInne
Co wiemy po pierwszym meczu polskich siatkarzy na igrzyskach w Paryżu?
Fot. PAP
Nikola Grbić, selekcjoner polskich siatkarzy.

Miało być 3:0 i było. Tak można najszybciej podsumować pierwszy występ polskich siatkarzy w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Egipt stawiał się w dwóch pierwszych setach, ale zwycięstwo w żadnym z nich nie było zagrożone. Kto zasłużył na tytuł MVP spotkania, co było kluczowe w tym meczu, co musimy poprawić, a co już jest dobre?

- Jaki jest nasz poziom? Na pewno był dużo wyższy od Egiptu. A jaki będzie w meczu z Brazylią, powiem po jego zakończeniu – stwierdził tuż po meczu Aleksander Śliwka, który kończył spotkanie w szóstce ze względu na groźnie wyglądający uraz Tomasza Fornala.

Kontuzja Fornala

O tym urazie pisze się i mówi oczywiście najwięcej. Fornal – na pewno najrówniej grający z trójki naszych skrzydłowych – do momentu kontuzji spokojnie pracował na tytuł MVP meczu. Miał na koncie 10 punktów, 50% skuteczność w ataku i aż 82% pozytywnego przyjęcia.

Jak poważny jest to uraz okaże się niebawem, do meczu z Brazylią na szczęście cztery dni. Na telewizyjnych powtórkach nie wyglądało to dobrze, ale jeśli Fornal schodził z boiska po meczu o własnych siłach, bez pomocy kolegów, to jest nadzieja, że nie jest aż tak źle.

 

Zastąpił go Aleksander Śliwka – jeden z liderów kadry i najwierniejszych żołnierzy Grbicia. Śliwka wciąż walczy o powrót do wielkiej formy, w której wygrywał z ZAKSą Ligę Mistrzów, a z kadrą m.in. mistrzostwo Europy. Na boisku pojawił się w trzecim secie, po tym jak Fornal wylądował na nodze agresywnie skaczącego do ataku Egipcjanina, który przeszedł linię środkową. 

Jak ocenić wejście Śliwki?

To było solidne wejście. Śliwka skończył trzy z czterech ataków. Widać, że jest głodny gry. Czy jest już w olimpijskiej formie? Za mało grał, za słaby rywal, by dać uczciwą odpowiedź na to pytanie.

 

Trochę więcej pograł drugi z członków wielkiej ZAKS-y, który na igrzyska w opinii wielu pojechał za zasługi. Mowa oczywiście o Łukaszu Kaczmarku, który ma za sobą bardzo ciężki sezon. Przed igrzyskami zdarzało mu się nerwowo reagować na pytania dziennikarzy dotyczące jego dyspozycji. Jeszcze mocniej reagował na recenzje swej gry. W meczu z Egiptem dawał dobre zmiany. Zwłaszcza ta ostatnia, najdłuższa, już nie podwójna, a na pozycji była naprawdę solidna. Kaczmarek skończył cztery z siedmiu piłek (57%), dołożył też asa. Wyglądał naprawdę nieźle, ale grał krótko.

Kłopoty Kurka

Niestety, nie można tego powiedzieć o kapitanie naszej kadry – pierwszym atakującym Bartoszu Kurku. Na 12 ataków szef „Gangu Łysego” jak mówią o sobie sami siatkarze, skończył tylko trzy. Trzy razy się pomylił, raz został zablokowany, pozostałe piłki podbili dobrze broniący Egipcjanie. Z siedmiu zagrywek zepsuł trzy. I gdybyśmy mieli wystawiać oceny za ten mecz (będziemy od kolejnego), to Bartosz musiałby dostać co najwyżej ocenę 2 w sześciostopniowej, szkolnej skali. Czyli mecz zaliczony, ale tylko tyle.

 

Jeśli o coś, oczywiście poza kontuzją Fornala, musimy się naprawdę martwić po tym meczu, to właśnie o dyspozycję Kurka. Nasz kapitan na pewno sam wie, co musi poprawić. I na pewno zrobi wszystko, by dać drużynie więcej. W tym meczu nie dał tyle ile się od niego oczekuje.

 

Mimo tego grał długo, dlatego też ciężko ocenić Kaczmarka. Trener Grbić długo trzymał na boisku całą podstawową szóstkę. Fornal pewnie grałby końca, gdyby nie kontuzja. Niemal cały mecz zagrał też drugi z naszych przyjmujących Wilfredo Leon.

Kluczowe zagrywki Wilfredo

Mistrz Włoch rozkręcał się z seta na set. Słabo grał na przyjęciu – miał kłopoty z zagrywką flotową. Przyjmował 11 razy, zepsuł tylko jedno przyjęcie, ale większość piłek podbijał w okolicach trzeciego, czwartego metra. Stąd tylko 18% przyjęcia pozytywnego w jego statystykach. Ale o tym, że Leon miewa kłopoty z przyjęciem (nie zawsze) wszyscy na świecie wiedzą od lat. Mimo to nasz przyjmujący wciąż jest wśród trzech, pięciu najlepszych zawodników na tej pozycji i to było w tym meczu widać (nie przez cały czas).

 

I najważniejsze - Wilfredo pokazał, że wciąż jest zawodnikiem, który może w każdym momencie odmienić losy seta. W drugiej partii to właśnie jego dwa asy z rzędu w zasadzie rozstrzygnęły tę część spotkania. Gdy wchodził na zagrywkę było 22:18, gdy schodził już 24:18.

 

Wilfredo, który od nowego sezonu będzie grał w Lublinie, zdobył 13 punktów – najwięcej w naszej ekipie. Atakował 17 razy, skończył dziewięć piłek, raz się pomylił, trzy razy został zablokowany. W sumie występ na co najmniej 3+, a gdyby to był mecz z mocniejszym rywalem to pewnie byłaby mocna 4. Wilfredo jest zdrowy, chce grać, zaczyna „siedzieć” mu zagrywka. To dobre wieści.

Janusz solidy jak zawsze

Gdyby nie Fornal, to pewnie MVP tego spotkania mógłby zostać rozgrywający Marcin Janusz. 17 zagrywek – większość trudnych, dwa asy serwisowe. To wyglądało naprawdę dobrze. Wielu obserwatorów siatkówki uważa, że jednym z ważnych wskaźników formy siatkarza jest zagrywka. Jeśli tak jest naprawdę, to Janusz jest w formie. Do dwóch asów dołożył punktowy blok, ale jego oczywiście przede wszystkim rozliczamy z kierowania grą.

 

Świetnie szło mu z środkowymi, nie popełniał błędów w grze do skrzydeł, uruchamiał atak z szóstej strefy. W sumie posłał 15 piłek do środkowych. 18 dostał Fornal, 17 Leon, 12 Kurek. Janusz starał się więc grać urozmaiconą siatkówkę, uruchamiał najczęściej lidera, oszczędzał słabiej dysponowanego Kurka. Słowem zrobił co do niego należało. Prawdziwy sprawdzian dopiero jednak nadejdzie – najpierw w meczu z Brazylią, a potem z Włochami.

Środkowi mocni w ataku

Dobry występ, zwłaszcza w ataku, zaliczyli obaj nasi środkowi. Mateusz Bieniek skończył 7 z 11 piłek. Jakub Kochanowski 3 z 4. Bieniek dołożył dwa asy, przy 14 zagrywkach i tylko dwóch błędach, a wiadomo, że on ręki nie wstrzymuje i jego serwis zawsze jest ryzykowny. Mało jednak było bloków z ich strony. 

 

Co do zagrywki całej drużyny to na pewno może być lepiej. Wiele serwisów było z naszej strony bezpiecznych (na 74 próby, tylko 11 błędów), co pozwalało grać niezłą, ofensywną siatkówkę Egipcjanom. Trzeba jednak dodać, że to w każdym secie miało miejsce do pewnego momentu. W końcówkach nasz serwis wyglądał lepiej – zwłaszcza w drugiej (Leon) i trzeciej (Janusz) partii. Jeśli jednak chcemy pokonać Brazylię i Włochy, ten element musi być mocniejszy. 

 

Na pewno – poza Wilfredo – możemy cieszyć się z przyjęcia. O Fornalu już pisaliśmy. Zatorski przyjmował 15 razy, miał 87% pozytywnego i niemal 50% perfekcyjnego przyjęcia, a rywale – zwłaszcza w dwóch pierwszych setach grali zagrywką naprawdę nieźle.

Krótkie zmiany, mało gry dla rezerwowych 

Na boisku pojawili się też, ale dosłownie na chwilę Kamil Semeniuk i Norbert Huber. „Semen” skończył bez punktu – jego zadanie to na razie dać odpocząć Leonowi. Huber wszedł i zrobił co do niego należało – dostał piłkę i ją skończył. Można się spodziewać, że będzie dawał naprawdę mocne zmiany.

 

Na podwójnej zmianie kilka razu zameldował się też Grzegorz Łomacz i też zrobił co do niego należało. W jednym z wejść zaliczył efektowną obronę. Grał jednak za krótko, by wystawić mu jakąś ocenę.

Siła ataku kluczowa    

W całym meczu Polska zdobyła osiem punktów zagrywką, osiem blokiem, 39 atakiem. Mieliśmy 52% skuteczność i 66% pozytywnego przyjęcia. Po pierwszym ewidentnie nerwowym secie, w kolejnych dwóch nasza przewaga nie podlegała dyskusji. To Polska miała lepszych siatkarzy, była lepiej zorganizowana, miała wyższą kulturę gry no i mimo kłopotów kapitana, o niebo lepszą skuteczność w ataku (39 pkt do 27 pkt).  

 

Pierwszy krok do medalu zrobiony, niby najłatwiejszy, ale jednak trudny, bo właśnie pierwszy. Teraz czekamy na mecz z Brazylią, który zagramy 31 lipca w środę. No i na wieści w sprawie zdrowia Tomasza Fornala.

Robert Małolepszy
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie