Iwanow: Puchary a krajowa proza życia
Przedziwne są losy napastnika Wisły Kraków Łukasza Zwolińskiego. Niespełna rok temu, pod koniec sierpnia, jego gol na Parken w Kopenhadze, przedłużał nadzieje Rakowa Częstochowa na dogrywkę w rewanżowym meczu rundy play off eliminacji do Ligi Mistrzów. Teraz, choć znów gra w europejskich pucharach i zaraz wystąpi w Wiedniu, kilka dni później będzie musiał się przestawić na kameralny stadion w Pruszkowie.
Do Wisły przyszedł przecież nie po to, by zagrać w fazie grupowej Ligi Europy, lecz by pomóc jej wreszcie wrócić tam, gdzie jej miejsce. Czwartego sezonu bez Ekstraklasy nikt przy Reymonta nie wytrzyma…
Latem ubiegłego roku, w sumie przez całą drogę kwalifikacji, Zwoliński uzyskał trzy trafienia. W grupie Ligi Europy wystąpił już tylko dwukrotnie – w obu przegranych spotkaniach z późniejszym triumfatorem rozgrywek Atalantą Bergamo. Gola nie zdobył. W lidze zaliczył zaledwie pięć bramek. I nie jest to tylko wina „Zwolaka”. Szczecinianin znalazł się wtedy w dość specyficznym szczególnie dla środkowego napastnika miejscu, drużynie bardzo mocno i konkretnie sprofilowanej, w której „dziewiątka” ma dużo więcej innych obowiązków niż te, do których jej ówczesny zawodnik był przyzwyczajony. Raz, że trzydziestolatka nie jest już tak łatwo przeformatować na inny futbolowy produkt. Dwa, że trudno było oczekiwać, że zawodnik, który w czerwcu opuszczał Ekstraklasę z Lechią Gdańsk, pomoże Rakowowi obronić krajowy tytuł, a tym bardziej zrobić znaczącą furorę w Europie. Marek Papszun wracający pod Jasną Górę od razu wiedział, że do jego „maszyny” Łukasza dopasować nie zdoła. Zaskakujące jest jednak to, że piłkarz, który przed rokiem dostał angaż w Częstochowie, nie trafił do żadnego klubu Ekstraklasy i poza tym, że oglądamy go w europejskich pucharach, to i tak został pod Wawel ściągnięty głównie po to, aby trafiać na obiektach Kotwicy w Kołobrzegu, Chrobrego w Głogowie czy wyżej wspomnianego Pruszkowa.
Wiśle, przy zagrożeniu, że miejsce pracy może zmienić Angel Rodado, nie dziwię się, że „wzięła” „Zwolaka”. Sześć (co najmniej) meczów w pucharach może wypromować Hiszpana i wkrótce prawdopodobnie nie będzie dało się go zatrzymać. Skoro drugoligowa Wieczysta była w stanie wyciągnąć z takiej firmy jak „Biała Gwiazda” Goku, to zagraniczny klub (nawet taki jak wspominane Neftczi Baku) z pewnością będzie miało ciekawszą ofertę dla hiszpańskiego napastnika. Europa jest piękną przygodą dla piłkarzy Kazimierza Moskala, ale wyrządzić może im więcej szkód niż przynieść korzyści. A może już wyrządza? Remis ze słabą Polonią na inaugurację 1. Ligi, za chwilę wizyta na Zniczu, gdzie nigdy łatwo się nie gra, prawdopodobna podróż do Sarajewa na trzecią rundę eliminacji Ligi Konferencji, a w krajowej perspektywie Ruch Chorzów oraz Arka Gdynia. Kalendarz nie do pozazdroszczenia.
Chwała Wiśle, że „daje radę” w Europie, a pierwszego meczu z Rapidem wcale nie musiała przegrać. Zwoliński w ubiegły czwartek mógł mieć do zespołu prawdziwe wejście smoka. W idealnej sytuacji jednak spudłował. Ale to kibice jeszcze mu tu wybaczą. Ważniejsze jest to, żeby wykorzystywał takie „setki” jak ta, której w niedzielę nie zamienił na gola. Wisła, gdy zakończy już międzynarodową przygodę, nie może być w środku tabeli 1. Ligi. Puchary, owszem, to bardzo przyjemna scena. Można sporo zyskać, ale i bardzo dużo stracić. Z jednej strony trudno jest nie dać z siebie wszystkiego w Europie. Ale z tyłu głowa jest przecież liga. Wisła, chcąc nie chcąc, musi więc skoncentrować się na szarej krajowej prozie życia.
Przejdź na Polsatsport.pl