"Dotknęli gorącego żelaza". Gigantyczny ból głowy Grbicia po meczu Polska - Brazylia

Robert MałolepszyInne
"Dotknęli gorącego żelaza". Gigantyczny ból głowy Grbicia po meczu Polska - Brazylia
fot. PAP
Nikola Grbić, selekcjoner polskich siatkarzy.

Polscy siatkarze są w ćwierćfinale igrzysk w Paryżu. Norbert Huber – jeden z bohaterów zwycięskiego meczu z Brazylią, przypomniał jednak tuż po jego zakończeniu, że biało-czerwoni nie po ćwierćfinał, a po złoto przyjechali do Paryża. By to się wydarzyło, trener Grbić musi sobie odpowiedzieć na wyjątkowo trudne pytanie i czeka go nieprzespana noc. No chyba, że nie musi, jak twierdzi jeden z członków naszego sztabu i będzie spał spokojnie. O co chodzi? Zapraszamy na analizę meczu z Brazylią.

Zwycięstwo z Brazylią na pewno przejdzie do historii. Wygraliśmy 3:2, ale długimi momentami gra naszej kadry nie wyglądała dobrze. Brazylijczycy, którzy przegrali pierwsze spotkanie turnieju – 1:3 z Włochami, rzucili się na nas w pierwszym secie, jak wygłodniałe wilki.

 

Zobacz także: Trudna sytuacja siatkarskich medalistów olimpijskich

 

Bombardowali zagrywką, lepiej grali w ataku, trener Bernardo Rezende znalazł świetną zmianę za Leala, który zaczął mieć kłopoty w drugim, przegranym przez Brazylię secie. Wejście Adriano było jak wejście smoka. Skończył z 18 punktami i 53% skutecznością. Rezende senior zdjął też z boiska swego syna i od drugiego seta posłał do boju Fernando, który zagrał świetny mecz. Ba cała Brazylia zagrała doskonałe spotkanie. Nawet w tie-breaku, w którym prowadziliśmy już 8:4 i 9:5, a legendarny zegarek Wojciecha Drzyzgi powędrował już na jego nadgarstek (nasz komentator zdejmuje zegarek przed każdym ważnym meczem polskich siatkarzy i zakłada po spotkaniu, stało się to już rytuałem, zwłaszcza podczas wielkich imprez i jest jednym z komentatorskich talizmanów byłego świetnego siatkarza). A jednak potrafili wrócić, walczyli do końca, doprowadzili do remisu 12:12.

 

Jak to się więc stało, że przegrali? Zapraszamy na naszą analizę meczu z Brazylią. Będą oceny Polaków, będzie o ich najlepszych i najsłabszych elementach.

 

MVP może być tylko jeden!

 

Wilfredo Leon zagrał wreszcie tak, jak sam od siebie tego oczekiwał, jak oczekiwali od niego kibice, trenerzy i koledzy. Co ważne potrafił się podnieść, bo początek spotkania miał zły. Wprawdzie zapunktował na początku blokiem, ale potem sam od tego bloku się odbijał. Im dłużej trwał jednak mecz, tym lepiej radził sobie aktualny mistrz Włoch z Perugią od nowego sezonu siatkarz PlusLigi i Bogdanki LUK Lublin.

 

To Leon zakończył nerwowego tie-breaka dwoma asami serwisowymi. To Leon bardzo długimi momentami walczył w zasadzie w pojedynkę na wysokim piłkach, często z podwójnym, lub potrójnym blokiem. W całym meczu zaatakował 42 piłki, skończył 20, co dało mu 42% skuteczności. Trener Raul Lozano, który przywrócił polską siatkówkę do wielkości, lubił powtarzać, że 40% to jest próg, powyżej którego zawodnik jest oceniamy pozytywnie. Leon wiele razy w swej karierze miewał skuteczność powyżej 60% i to w meczach z równie trudnymi rywalami. To są jednak igrzyska olimpijskie, poziom napięcia jest nieporównywalny z niczym innym. Dlatego te 42% jest jak 60!

 

Dla Leona to też jest turniej nieporównywalny z żadnym innym. To raczej jego ostatnie igrzyska. Z polską kadrą ma wywalczone m.in. mistrzostwo Europy, ale choćby ostatnie mistrzostwa świata, w których zdobyliśmy na własnym terenie srebro, odbyły się bez niego. Z poprzednich igrzysk wrócił, jak wszyscy nasi, bez medalu. A do Polski przechodził przecież po to, by sięgnąć po najwyższe cele.

 

Równie ważne jak atak...

Co było równie ważne u Leona, jak gra na wysokich piłkach, jak ponad 40 ataków, trzy asy, w tym dwa w tie-breaku, w dwóch ostatnich akacjach? Przyjęcie zagrywki! Brazylijczycy „kopali” serwisem od początku meczu, wielokrotnie szukali nim Leona, bo wiadomo, że on miewa kłopoty z tym elementem. W całym meczu przyjmował 37 razy. Nasz libero Paweł Zatorski 28, co pokazuje jakie polowanie trwało na Leona. I Wilfredo się przed tym atakiem Brazylii obronił! Popełnił tylko dwa błędy. Miał 32% pozytywnego przyjęcia.

 

Oczywiście nie jest to żaden wybitny wynik, ale najważniejsze było, że nie dał się złamać, że Brazylijczycy nie robili na nim punktów zagrywką, a jak przyjął nad siebie, to najczęściej sam potem atakował te gorzej przyjęte piłki. Zresztą czy można mówić, że przyjęcie na czwarty metr piłki, która jest serwowana z prędkością 120 km na godzinę, to wielki błąd? Brazylijczycy w całym meczu mieli 28% pozytywnego przyjęcie. Sam Wilfredo 32%!

 

Dlatego ocena po takim meczu, po takiej wadze każdej piłki i po takim rywalu może być tylko jedna – 5+. Nie dajemy 6, bo coś musimy zostawić na kolejne mecze. No i Leon… wciąż może… grać lepiej.

 

Wszedł i pozamiatał!

 

Gdyby nie Wilfredo, tytuł MVP meczu miałby oczywiście Norbert Huber. Wprawdzie grał krótko, ale jak grał. Pojawił się na boisku w połowie czwartego seta. Polska była pod ścianą, przegrywaliśmy już 1:2 i gdybyśmy ulegli i w tej partii, na włosku mógł zawisnąć nawet awans do ćwierćfinałów. Huber zmienił świetnie do tej pory dysponowanego Mateusza Bieńka. Wobec naszej słabości na skrzydłach (oczywiście z wyjątkiem Leona, ale o tym później) Marcin Janusz grał do bólu przez środek.

 

Długo się sprawdzało, ale w pewnym momencie Brazylijczycy, już w ciemno, po naszym dobrym przyjęciu, szli we dwóch do środka bloku i stawali w obronie całą trójką - tak, by uchwycić wszystkie potencjalne kierunki ataku środkowych. Jakub Kochanowski sobie z tym radził, Bieniek zaczął być podbijany. I właśnie dlatego trener Grbić wezwał na boisko naszego czarnego konia tego meczu. 

 

Huber zaczął od ataku na 14:14. Chwilę wcześniej przegrywaliśmy już 12:14 i zaczął nam stawać przed oczami pierwszy set, w którym właśnie w tej części Brazylia odjechała nam na 19:13, by ostatecznie polec 22:25.

 

Kolejny punkt Hubera to blok na 17:17, gdy barowaliśmy się z Brazylijczykami akcja, za akcję. To co potem zrobił Norbert przechyliło jednak szalę. Najpierw super serwis, piłka przechodzi na naszą stronę i tę przechodzącą wbija w parkiet Leon. Chwilę potem Huber zalicza asa i jest 19:17!

 

Akcja meczu to...

 

Mamy ich, wreszcie to Polska jest w przewadze w każdym elemencie. W tym secie mamy też akcję meczu! Najpierw Adriano, po kolejnej mega zagrywce Hubera, kończy na 19:18. W kolejnej akcji Kamil Semeniuk broni atak rywali na dziewiątym metrze, a Leon znów jest bezbłędny. Mamy dwa punkty przewagi (20:18), które okazują się bezcenne! 

 

W tie-breaku Huber zaczyna od ataku (1:1), potem ma asa (2:1), super zagrywkę, po której… broni padem atak Brazylijczyków, a Kurek kończy kontrę (3:1), wreszcie jeszcze jednego asa na 4:1. Tylko za tę serię należy mu się najwyższa możliwa ocena czyli szkolna szóstka, bo w tej skali oceniamy i taką mu przyznajemy!. Huber odwrócił losy kluczowego, czwartego seta. Nie zwolnił tempa w tie-breaku. Skończył mecz z 67% skutecznością (2 pkt na 3 ataki), z trzema asami i dwoma blokami. Wszystko w najważniejszych, najgorętszych momentach meczu!

 

Potwierdzone obawy z Egiptu

 

Po meczu z Egiptem mieliśmy dwie obawy. Co z Fornalem i co z Kurkiem. No i niestety, oba problemy wróciły. Fornal wszedł tylko na chwilę, zmieniając Leona w drugiej linii. Z kolei Kurek, nasz kapitan, znów miał ogromne problemy ze skutecznością. Na 28 ataków skończył tylko osiem. Pięć razy został zablokowany, raz popełnił błąd. Bardzo ważne jest jednak to, że potrafił wrócić w samej końcówce. W połowie IV seta przy stanie 10:11 dla Brazylii Wojciech Drzyzga przeczytał statystyki Kurka. Były jeszcze bardzo dramatyczne. Na 22 ataki miał tylko cztery skończone. To jednak oznacza, że potem z sześciu kolejnych piłek skończył cztery.

 

 

Jak bardzo graliśmy bez prawego skrzydła świadczy wspomniana już wcześniej "akcja meczu" z IV seta na 20:18. Gdy Semeniuk podbił piłkę, Marcin Janusz miał gotowego do ataku na prawym skrzydle Kurka. Pewnie gdyby posłał do niego piłkę, kapitan atakowałby na pojedynczym bloku. Janusz nawet nie zerknął w jego stronę. Posłał piłkę do Leona. Brazylijczycy długimi momentami też odpuszczali blok na Kurku.

 

Czy Bartosz wróci do dyspozycji? Taki gracz zawsze może wrócić, ale to już drugi mecz z rzędu, w którym radził sobie słabo. Niestety, słabo wypadł też jego zmiennik.

 

Łukasza Kaczmarek dostał szansę od początku trzeciej partii. Zaczął od świetnego serwisu. Potem była skuteczna kiwka na 6:7. Ale kolejne piłki to znów była miękka gra Kaczmarka. Oczywiście można dyskutować, czy to była jego wina, że nie atakował mocno, czy jednak Marcina Janusza, który ewidentnie wrzucał go na „miny”?

 

Fakt jest jednak taki, że po tym, jak Kaczmarek kiwnął i nie skończył, a rywale wyszli na 14:11, Grbić zdjął z boiska naszego drugiego atakującego i do końca meczu sięgnął po niego tylko raz, wpuścił go na podwyższenie bloku za Janusza. Kaczmarek skończył z jednym punktem, 25% skutecznością (1:4) i jednym dobrym, ale niepunktowym serwisem. To za mało.

 

Dwie dwójki dla atakujących, co zrobi Grbić?

 

Dla Kurka za ten mecz ocena 2, czyli zaliczone, ale tylko za tę końcówkę. Kaczmarek w sumie też 2, ale tylko dlatego, że  dostał ekstremalnie trudne piłki od Janusza. Nic nie wyczarował, poza pierwszą kiwką, raz został zablokowany.

 

No i w tym momencie dochodzimy do tytułowego bólu głowy trenera Grbicia. Bo nasz szkoleniowiec musi mieć po tym meczu „zagwozdkę” – sięgnąć po „medycznego jokera” czyli świetnie spisującego się w Lidze Narodów Bartłomieja Bołądzia, czy nie. Już w meczu z Brazylią mógł dokonać zmiany za Tomasza Fornala. Zasady „jokera” są bowiem takie, że zawodnik kontuzjowany może wrócić potem do składu. Zmiana musi być tylko zgłoszona, zanim zostanie opublikowany tzw. biuletyn meczowy, czyli dzień przed jego rozpoczęciem.

 

Grbić postawił jednak na Fornala, który wprawdzie na rozgrzewce normalnie skakał do ataku, ale jak się okazało w meczu, na teraz nie jest jeszcze gotów do gry na 100%. Co zrobi Serb przed meczem z Włochami? Wprawdzie żaden z naszych atakujących nie jest kontuzjowany, ale przecież zawsze może się okazać, że któryś z zawodników po prostu się rozchorował i wtedy też można zrobić medyczną zmianę. Niczego nie sugerujemy, to trener podejmie decyzje, którą musi poprzeć lekarz drużyny, ale takie myśli po występie obu naszych atakujących mogą się pojawiać.

 

Dotknęli gorącego żelaza 

 

- Moim zdaniem trener Grbić nie będzie miał żadnego bólu głowy i na pewno będzie spał dobrze po tym meczu – „ustawia nas” jednak osoba z polskiego sztabu będąca w Paryżu z drużyną. – Ten mecz to mogło być najważniejsze starcie tych igrzysk. Chłopcy dotknęli w nim gorącego żelaza. Nie cofnęli ręki. Wytrzymali. Mamy awans do ćwierćfinału. Po takim meczu, z taką dawką emocji. To zbuduje ten zespół na resztę turnieju. Grbić na pewno jest spokojny. A czy zrobi zmianę? Nie mam pojęcia i tego na pewno nie wie nikt – dodaje nasz rozmówca.

 

Najważniejszy mecz turnieju? To może być prawdziwa teza. „Wiedzieliśmy, że będziemy cierpieć w tym meczu, że Brazylia zagra świetną siatkówkę. Przetrzymaliśmy napór rywali” – mówił w wywiadzie dla naszego „Magazynu Olimpijskiego” Aleksander Śliwka i to jest świetne podsumowanie spotkania, w którym Śliwka też miał swoją rolę do odegrania.

 

Wyszedł w pierwszej szóstce za kontuzjowanego Fornala. Niestety, wciąż nie jest „tym Śliwką”, którego Grbić uznaje za lidera drużyny. Grał w pierwszym i drugim secie. Wchodził w trzecim i czwartym. Skończył trzy z siedmiu piłek. Na zagrywce grał bezpiecznie. W przyjęciu (8 prób) miał 50% pozytywnego. To wciąż za mało, by mógł być z siebie zadowolony, ale Śliwka pełni też w zespole rolę lidera pozaboiskowego i dlatego Grbić wciąż na niego stawia. Za ten mecz naciągana trójka dla Aleksandra. Czekamy na lepsze występy.

 

Dobry Semeniuk, ale...

Za Śliwkę wszedł Kamil Semeniuk. Zagrał co najmniej na 4, a może i na 4+. Skończył 11 z 22 ataków, co daje równe 50% skuteczności. To on pobił piłkę w „akcji meczu”. No i najważniejsze wspólnie z Pawłem Zatorskim w wielu ustawieniach brali na siebie 80% pola przyjęcia, Leonowi zostawiali tylko wąski skrawek linii, by maksymalnie ułatwić mu zadanie. Semeniuk dołożył asa, na 15 zagrywek zepsuł tylko jedną. Przyjął 20 piłek, 50% z nich przyjął tak, że Janusz mógł grać do wszystkich stref, czyli było to przyjęcie pozytywne. Słowem „Semen” zrobił wiele, ale też wciąż wiele więcej może dołożyć i na to czekamy w kolejnych meczach.

 

Czas na Marcina Janusza. W transmisji nasi komentatorzy Wojciech Drzyzga i Tomasz Swędrowski chwalili rozgrywającego wielokrotnie. Przede wszystkim za spokój, za to, że do końca wytrzymał emocje. Oczywiście miał parę błędów – Kaczmarka w zasadzie za każdym razem "wsadzał na minę". Gdy na boisku po drugiej stronie siatki był Fernando, dało się zauważyć różnicę w szybkości i różnorodności rozegrania na korzyść Brazylijczyka. Ale to Janusz ma na koncie dwa punktowe bloki, to Polak grał cały mecz (fakt, że Brazylijczycy mają na tej pozycji też Bruno, więc trenerowi Rezende łatwiej zmienia się rozgrywającego), to Janusz poprowadził drużynę do zwycięstwa i w większości posyłał dobre piłki do swego lidera – Wilfredo Leona. No i grał aż do bólu przez środek, który wczoraj był naszym atutem. Za to wszystko 4+ co najmniej, a może i pięć!

 

11 na 12 "Kochana"!

 

O środkowych było już w tym tekście wiele, choć jeszcze ich nie ocenialiśmy, oczywiście poza Huberem. Obaj zagrali świetnie. Jakub Kochanowski wręcz wybitnie – 15 punktów, 92% skuteczności (11 skończonych akcji na 12 prób), dwa bloki, dwa asy. To musi być 5+. Szóstki nie dajemy tylko dlatego, że coś musimy zostawić na mecz o medal, który mamy nadzieję, nadejdzie.

 

Mateusz Bieniek – może nie piątkę, ale 4+, bo jednak został zdjęty. Zanim to nastąpiło zaliczył trzy asy, jeden blok. W ataku miał 55% skuteczności - to nie jest wybitny wynik dla środkowego. Z 11 ataków skończył sześć, ale pisaliśmy już w jakich to było okolicznościach. Gdy wszyscy w hali wiedzieli, że piłka będzie do niego. Nie pomylił się, nie został zablokowany. Tylko i aż zaczęli go podbijać. Dlatego Grbić sięgnął po Hubera, bo liczył, że Norbert przełamie ten opór i przełamał. A Bieniek na pewno wróci do gry. Ciekawe czy zacznie z Włochami w szóstce, a Huber znów będzie pełnił rolę jokera, czy jednak serbski szkoleniowiec zostawi na boisku zwycięski skład z tie-breaka z Brazylią. 

 

Zatorski może być jeszcze lepszy

Na koniec libero Paweł Zatorski. Punktu, co oczywiste, nie zdobył. Ale grał pewnie. W przyjęciu dostał 28 piłek, miał 46% pozytywnego. Wielokrotnie brał na siebie połowę pola przyjęcia. Bronił w wielu wymianach. Tak jak Janusz do końca zachował zimną krew. Dajemy 4+, bo marzy nam się jeszcze kilka więcej spektakularnych obron Pawła, które zawsze napędzają drużynę i publikę (tym razem w starciu kibiców górą Brazylia). Jedno jest pewne - Zatorski jest w formie, daje dużo spokoju na przyjęciu i szans na kontrach. Wciąż może być lepszy, a to ważne w turnieju. 

 

Przy okazji Zatorskiego ważna uwaga – Polska jako zespół miała 39% pozytywnego przyjęcia, Brazylia tylko 29%. Biało-czerwoni zdobyli zagrywką 14 pkt, Canarinhos tylko 3. To chyba ten element zdecydował o naszym zwycięstwie. Bo w ataku my 62 pkt, oni 67. W bloku 10:9 dla nas. My 25 błędów, oni 20, ale większość naszych błędów popełniliśmy na zagrywce, które i tak nam się ostatecznie opłaciły.

 

Tomasza Fornala nie oceniamy. Ważne, by jak najszybciej wrócił do pełni sił. Wtedy może kolejne mecze nie będą aż tak nerwowe. Ok – to chyba na igrzyskach niemożliwe. Bo teraz będzie już tylko trudniej. Włosi są półkę wyżej od Brazylii, co pokazali w meczu z Canarinhos. A potem będzie już ćwierćfinał. Jeśli trener Grbić nie ma bólu głowy i będzie spał spokojnie, to my kibice na pewno nie uśniemy po takim meczu. Z Włochami gramy w sobotę 3 sierpnia.

 

ps. 100 lat dla jubilatów - Wilfredo Leona oraz Marcina Janusza!

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie