Iwanow: Ostatni taki mecz. Walia to tylko przystanek na długiej drodze Legii
Piłkarze Legii Warszawa przylecieli do Walii wykonać zadanie, ponownie pokonać Caernarfon Town i bez strat spowodowanych kontuzjami wrócić w piątek do Polski, by szykować się do poważniejszych wyzwań. Najpierw Ekstraklasa i wizyta Piasta Gliwice, potem dwumecz z Broendby o czwartą rundę kwalifikacji Ligi Konferencji, przedzielony zawsze nieprzyjemną rywalizacją z Puszczą Niepołomice w Krakowie.
Goncalo Feio zdaje sobie sprawę, że od niedzieli zaczną się bardziej kręte schody. By się na nich nie potknąć, już teraz musi umiejętnie zarządzać zespołem. Dlatego do samolotu do Liverpoolu, skąd drużyna podróżowała dalej autokarem do malowniczej północnej Walii, nie wsiedli m.in. Steve Kapuadi, Marc Gual, Blaż Kramer, Luquinhas, Claude Goncalves czy Paweł Wszołek. Rafał Augustyniak też został w Warszawie. Spodziewa się narodzin dziecka. Jest teraz bardziej potrzebny rodzinie, zespół doskonale poradzi sobie bez jego obecności.
ZOBACZ TAKŻE: Jagiellonia dopełniła formalności. Mistrz Polski zapewnił sobie europejskie puchary
Cała wcześniej wymieniona czwórka zagrała dotychczas sporo minut, a Kapuadi nawet wszystko w pełnym wymiarze czasowym. Wszołek potrzebuje indywidualnej pracy i wykona ją w Legia Training Center, by wrócić do swej normalnej formy. W Bangor, gdzie swe mecze w pucharach rozgrywa walijski debiutant na międzynarodowej arenie, możemy zobaczyć sporą grupę kształconej w strukturach klubu młodzieży. Feio wprowadził ją zresztą z powodzeniem już w pierwszym spotkaniu eliminacji. Jan Ziółkowski jest za to pewniakiem, jeżeli chodzi o mecze ligowe. Ale z niemniejszym zainteresowaniem przyjrzymy się wreszcie w meczu o stawkę Jeanowi-Pierrowi Nsame.
Jego powrót do zdrowia po naciągnięciu mięśnia czworogłowego przebiegł szybciej, niż się spodziewano. Były reprezentant Kamerunu z bliska wygląda nawet groźniej niż w przekazie telewizyjnym i na zdjęciach. Sylwetka, budowa ciała, muskulatura są imponujące. Wygląda jak „napadzior” z krwi i kości, jego CV ze Szwajcarii też prezentuje się dobrze. Ciekawe jest to, że pod opiekę wzięła go młodzież Legii Warszawa. „JP” nie mówi idealnie po angielsku, ale sporo czasu spędza z nim Jan Ziółkowski. Za tłumacza służy też Jakub Żewłakow. Syn Michała, byłego reprezentanta Polski, a w przeszłości również zawodnika jak i dyrektora sportowego „Wojskowych” urodził się w Atenach. I chodził tam do francuskiej szkoły. Zresztą i Feio kiedyś uczył się tego języka. Gdy jeszcze do Motoru Lublin ściągał Senegalczyka Mbaye Jacques’a Ndiaye (który nomen omen strzelił w Gdyni gola na wagę awansu do Ekstraklasy kosztem Arki), opowiadał mi podczas realizacji reportażu „Ani Słowa o Futbolu”, że jego celem jest to, aby z każdym piłkarzem w jego zespole móc rozmawiać w jego ojczystym języku. Aby komunikacja była bliska idealnej. Feio w przeszłości uczył się francuskiego i chciał odnowić tę umiejętność. Przydało się to także w kontekście Legii. To detale, ale dość ważne, a Portugalczyk jest perfekcjonistą w swym zawodzie.
Mimo, że walka o trzecią rundę rozstrzygnięta została już po 6-0 przy Łazienkowskiej, czwartkowy mecz będzie okazją do kilku ciekawych obserwacji. Wprawdzie przeciwnik nie imponuje nadmiarem jakości, ale i z nim można coś ugrać w kontekście walki o miejsce w składzie. Ale zarazem i przegrać. Mimo, że to spotkanie pozornie może wyglądać na sparing, dla tych, którzy pojawią się na boisku, będzie jednak czymś zdecydowanie ważniejszym.