Marek Magiera: Cierpliwość i łzy...
Emocje w życiu to codzienność. Te w sporcie są wyjątkowe, bo często granica między umownym niebem a piekłem bywa wyjątkowo krucha, bardzo mała, a niekiedy wręcz niewidoczna gołym okiem
W przypadku naszej sprinterki Ewy Swobody o braku awansu do finału jej biegu zabrakło tysięcznej sekundy, pewnie wszyscy pamiętamy z jaką przewagą Zbigniew Bródka wygrał złoto olimpijskie w Soczi. Na najwyższym poziomie nie można się zdrzemnąć ani na sekundę, nawet jej tysięczną część. Siatkówka jest trochę inną dyscypliną, w której kluczową rolę może odegrać... cierpliwość.
ZOBACZ TAKŻE: Niesamowite wsparcie dla polskich siatkarzy! Na trybunach pojawiła się Iga Świątek
Czy to był klucz w starciu siatkarzy ze Słowenią? Chyba tak. Oglądaliśmy ten mecz wspólnie w naszym redakcyjnym gronie, szykując się do Olimpijskiej 7 Strefy. Po dwóch dłuższych akcjach, po naszych obronach i wyprowadzonych kontratakach, mimo że nie skończonych jednym głosem stwierdziliśmy, że... będzie dobrze, bo grając z każdym rywalem, to obrona generuje fundament pod wszystko inne.
Nie będę pisał o „klątwach ćwierćfinału”, bo tego już nie ma i nie jest to temat, który od dzisiejszego południa powinien nas zajmować. W Atenach trafiliśmy na piekielnie silną wtedy Brazylię. W Pekinie wszyscy pamiętają jedną akcję wygraną przez włoskiego rozgrywającego z naszym dużo wyższym środkowym, ale nikt nie pamięta przynajmniej dziesięciu dobrych szans wcześniej, które mieliśmy na zamknięcie tego spotkania. Dalej Londyn i starcie z Rosją w konsekwencji porażki z Australią, Rio de Janeiro i porażka z rewelacyjnymi Amerykanami, wreszcie Tokio i Francja, która do fazy ćwierćfinałowej nie pokazała w turnieju niczego ciekawego - trochę tak jak nasza reprezentacja w tym roku na igrzyskach w Paryżu.
Obrazki po meczu były przejmujące. Widać było, że „puściło” wszystkim, bez wyjątku. W oczach siatkarzy, trenera Nikoli Grbicia, a pewnie i wielu kibiców też, pojawiły się łzy. Nie mogło być inaczej. Mało kto jest w stanie zrozumieć to wszystko, bo nikt na co dzień nie dźwiga takiego ciężaru odpowiedzialności i oczekiwań jak sportowcy, którzy jako grupa społeczna są chyba najczęściej narażani na obsesyjną krytykę, niestety często przeradzającą się w czysty hejt. Nie wszyscy to wytrzymują, bo są tylko ludźmi. I tutaj też pewnie można by nawiązać do Igi Świątek, która też jest tylko człowiekiem i tak po ludzku właśnie, z uśmiechem na twarzy, świętowała sukces siatkarzy po meczu ze Słowenią razem z nimi i ze swoim tatą - też olimpijczykiem - w meczowej hali.
Z nieco inną odpowiedzialnością i innymi oczekiwaniami mierzą się nasze siatkarki, które pod wodzą Stafano Lavariniego od trzech lat dokonują rzeczy absolutnie niespotykanych. Najpierw przegrany dwoma punktami ćwierćfinał mistrzostw świata, później pierwszy historyczny brązowy medal Ligi Narodów, kwalifikacja olimpijska i znów brąz VNL. Teraz przed naszymi paniami mecz w ćwierćfinale z USA i walka nie tylko o awans do fazy medalowej, ale przede wszystkim o marzenia, o ich spełnienie. Nasze siatkarki czerpią i wydobywają z tej imprezy wszystko, co najlepsze, czego wyraz dają w swoich relacjach w portalach społecznościowych. Też spotkały się ze Świątek, kibicowały naszym koszykarzom 3x3 z wysokości trybun, oglądają lekką atletykę. Można być w stu procentach pewnym, że na mecz z siatkarkami ze Stanów Zjednoczonych wyjdą pełne pasji i wiary w to, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Mamy piękny poniedziałek. Jutro może być piękny wtorek, a cały tydzień może być i piękny, i historyczny...