Iga Świątek mogła przywieźć złoto?! Wojciech Fibak nie ma złudzeń! "Nerwowa sytuacja"
- Chinka Zheng postawiła na taktykę wygrywania z naszą mistrzynią przez bekhend. Większość tenisistek wie, że jeżeli z Igą można cokolwiek zwojować, uzyskać jakieś prezenty, to ze strony forhendowej. Z dziwnych względów w półfinale igrzysk Iga Świątek nie potrafiła wykrzesać ze swego bekhendu regularności uderzeń. To wszystko oczywiście tkwi w głowie. Dlatego atak ze strony Collins też na to, niestety, miał wpływ – powiedziała nam legenda tenisa Wojciech Fibak.
Michał Białoński, Polsat Sport: Jak pan zapamięta turnieje tenisowe podczas igrzysk w Paryżu?
Wojciech Fibak, legenda tenisa: Sukces Novaka Djokovicia jest wręcz gigantyczny. Śledzę tenis od ponad 50 lat i przychodzi mi do głowy tylko kilka pojedynków, które można porównać z paryskim finałem. Takie jak: finał z Dallas z 1972 r. Ken Rosewall – Rod Laver, Pete Sampras – Andre Agassi w finale US Open z trzema tie-breakami – mecz, na którym byłem, a także Roger Federer – Rafael Nadal w finale Wimbledonu. Tylko te mecze mi przychodzą na myśl.
ZOBACZ TAKŻE: Iga Świątek zabrała głos po zwycięstwie polskich siatkarzy! "Róbcie swoje"
Serb dopiął swego i to w wieku 37 lat!
Novak Djoković wzniósł się na wyżyny swoich umiejętności. Przecież to nie był mecz, w którym Alcaraz nie czuł piłki, czy miał gorszy dzień. Od początku byłem przekonany i w miarę rozwoju meczu to przekonanie rosło, że Alcaraz sobie poradzi, że rozgoni, zmęczy Djokovicia. Że Novak nie wytrzyma wymian blisko linii i gonitwy za piłką. Nadeszła połowa pierwszego seta, a Djoković utrzymywał swoje podanie świetnymi serwisami. A to, czego dokonywał w drugim secie, kiedy Alcaraz go rozganiał po korcie, a on kontrował w pełnym biegu z forhendu, po przekątnej, bitymi z pełną mocą, płaskimi piłkami, które leciały nisko nad siatką i spadały na linii, albo tuż przy linii, przechodziło najśmielsze oczekiwania. Sam Alcaraz był zdumiony. Nikt nie mógł uwierzyć, ja też, że Djokovicia stać na - po pierwsze - tak regularną grę. Wszak obaj przez trzy godziny nie popełniali żadnych błędów, a w drugim secie wznieśli się na wyżyny. Szczególnie Djoković unikał błędów, a po drugie, że nie dość, iż grał tak precyzyjnie, to jeszcze wytrzymał to fizycznie. Bardzo się cieszę, że Novaka znam osobiście, że się przyjaźnimy, lubimy, że mogłem mu pomóc na początku kariery.
Co pan doskonalił u niego?
Uczyłem go woleja, gdy miał 16 lat. Mogłem mu pomóc także w połowie jego kariery, kiedy był „jedynką” listy ATP, a miał duży kryzys w Stanach Zjednoczonych. Wówczas współcoachowałem, doradzałem Marianowi Vajdzie, a w czasie US Open byłem nawet prowadzącym coachem. Zresztą w mojej książce, która ukaże się jesienią, poświęciłem rozdział Novakowi. Dlatego bardzo się cieszę, że w Paryżu wygrał i to z taką klasą. Alcaraz jest jeszcze młody i będzie miał niejedną szansę na to, żeby sięgnąć po złoto. Na tym etapie srebrny medal to nie byle co. Nasze plany pokrzyżowała pechowa kontuzja Huberta Hurkacza.
Za to Iga Świątek zdobyła pierwszy medal olimpijski dla polskiego tenisa, choć sama marzyła o złotym, a nie tylko brązowym.
Iga dała z siebie wszystko. Sytuację miała nerwową, konflikt z Collins nie pomógł. Fakt, że Collins skarciła Igę w drugim secie, a później dotknęła ją mocno jeszcze przemową, na pewno nie wpłynął dobrze na samopoczucie Igi, na jej pewność gry następnego dnia. Do tego być może siedział jeszcze w głowie Wimbledon, przez co nie rozpoczynała turnieju olimpijskiego z taką pewnością, jaką ma normalnie. No i Chinka Qinwen Zheng zachwyciła, pokazała pazur i determinację. Wydawało mi się do samego końca, że Iga przeważy i mecz się zakończy jej zwycięstwem. Wierzyłem w to do samego końca. Oglądałem mecz w czasie mojego turnieju, 48. edycji Grand Prix Wojciecha Fibaka, w dużym gronie młodzieży. Młodzież, która przyjechała do Poznania z całego świata, z 23 krajów, już wątpiła, ale ja wierzyłem do końca.
Pańskie Grand Prix ma już piękną tradycję.
W singlu wygrał je Chińczyk Jinpeng Tang i rewelacja z Czech, czternastoletnia Jana Kovackova, druga Martina Hingins. To wspaniały turniej, wymyślili go moi rodzice w 1978 r. Wróćmy jednak do igrzysk. Idze nie udało się przebić do finału, trudno. Trzeba się pocieszyć brązowym medalem. Ja nie miałem szansy wystąpić na igrzyskach, bo tenis przywrócono do ich programu dopiero w 1988 r., a ja rok wcześniej zakończyłem karierę. Bardzo żałuję tego, że nie dane było mi walczyć o medal olimpijski. Innym polskim tenisistom i tenisistkom nie udało się wywalczyć medalu, dlatego Iga jest prekursorką. Sukces odniosła też Chorwacja, dzięki srebrnemu medalowi Vekić, a przede wszystkim Chiny, dzięki Zheng. W deblach zaskoczyły Włoszki Errani z Paolini. Paolini jest gwiazdą tego sezonu. W męskim deblu najlepsi byli Australijczycy Ebden – Peers.
Nie sądzi pan, że MKOl mógłby ułożyć kalendarz gier tak, żeby zawodnicy nie przechodzili takiego morderczego maratonu, jaki zaliczyła Iga, która tylko po pierwszym meczu w Paryżu, z Begu, miała dzień przerwy? Później rozgrywała mecze dzień po dniu, w upale, a na dodatek miała kilka godzin mniej na regenerację niż Zheng, która ćwierćfinał rozgrywała o godz. 14:15, a nie 16:45 jak Iga? W turniejach Wielkiego Szlema tenisiści i tenisistki mają dzień przerwy przed najważniejszymi bataliami.
Takie było jednak planowanie igrzysk. Trudno to ocenić, natomiast nie wiem, co by to było, gdyby Iga występowała jeszcze w mikście. Było kilku tenisistów, którzy singla godzili z grą mieszaną, czy deblową, jak Paolini. To musiało być dla nich jeszcze bardziej skomplikowane. Dlatego w pewnym sensie kontuzja Huberta, siłą rzeczy, oznaczała ulgę dla Igi, bo nie musiała występować w mikście.
Mężczyźni na igrzyskach nie powinni narzekać na przeciążenie, gdyż ich mecze są maksymalnie trzysetowe, do dwóch wygranych setów, więc to nie są aż tak wyczerpujące pojedynki. Przypomnę też, że Iga pierwsze mecze w Paryżu wygrywała w miarę szybko. Nie miała wówczas nawarstwienia trudnych pojedynków, takich jakie spotkały Chinkę. Zheng do meczu z Igą podchodziła z dużo większym bagażem, z dużo większym zmęczeniem. Zheng wygrała maraton z Navarro, gdy broniła piłki meczowej.
Z Angelique Kerber miała kolejny maraton, ponad trzy godziny na korcie.
Wówczas również broniła piłek meczowych. Nam, którzy czują tenis, wydawało się, że co jak co, ale Chinka, i mentalnie, i fizycznie, po dwóch zwycięstwach osiągniętych ledwo-ledwo, maksymalnym wysiłkiem pod każdym względem, nie będzie gotowa do walki z Igą na sto procent. I że to ona po secie może poczuć zmęczenie, czy nawet już na początku może się okazać niegotową. Tymczasem nie widzieliśmy żadnej oznaki zmęczenia, fatygi, czy mentalnego zachwiania. Dlatego trzeba oddać Zheng kredyt, że była bardzo świeża i dobiła Igę. Mnie się wydawało, że Chinka nie wytrzyma presji, że Iga swoimi returnami i genialną grą w obronie weźmie górę. Byłem przekonany, że Iga odwróci losy meczu.
Tym bardziej, że w drugim secie prowadziła 4:0.
Często jest tak, że osoba, która podgania od takiego stanu i tak ostatecznie przegrywa tego seta. Tym bardziej mieliśmy powód, żeby myśleć, że Iga zasłużyła na odrobienie straty w setach. Dlatego czapki z głów przed Chinką, że ona to starcie wytrzymała. Pod każdym względem. A w finale już rozbiła Vekić.
Pamiętajmy też o historii pojedynków Świątek - Zheng. Z jednej strony niby Iga wygrała z Zheng sześć razy, ale pamiętam, że na korcie centralnym podczas Roland Garros, i to było niejako preludium do półfinału igrzysk, Chinka już wtedy, w 2022 r., zagroziła Idze. Widziałem to z trybun na własne oczy. Zheng urwała jednego seta, co było zaskoczeniem, bo wtedy rozpoczynała karierę i była bardzo młoda. Teraz dojrzała i jest bardziej regularna, potrafi wygrać szybki punkt serwisem, czy mocnym uderzeniem. Wiadomo, że jeszcze nie porusza się po korcie tak szybko jak Iga, podobnie jak nie jest jeszcze tak regularna jak Iga, ale akurat tego dnia, w półfinale IO, Iga, która dysponuje najlepszym bekhendem na świecie, podobnie jak returnem, nie mogła sobie poradzić. Bekhend Igi tego dnia był trochę rozregulowany. Ciekawe, że Chinka postawiła na taktykę wygrywania z naszą mistrzynią przez bekhend. Większość tenisistek wie, że jeżeli z Igą można cokolwiek zwojować, uzyskać jakieś prezenty, to ze strony forhendowej. Z dziwnych względów w półfinale igrzysk Iga nie potrafiła wykrzesać ze swego bekhendu regularności uderzeń. To wszystko oczywiście tkwi w głowie. Dlatego atak ze strony Collins też na to, niestety, miał wpływ.
Przejdź na Polsatsport.pl