Ekspert uderza pięścią w stół. Chodzi o Legię. "Koniec żartów"
Żarty się skończyły. To już nie półamatorskie „Kanarki” z Walii. To Broendby, może nie zdecydowanie, ale pewnie jednak mocniejszy rywal niż Piast Gliwice, z którym w niedzielę Legia Warszawa w Ekstraklasie przegrała. Poza tym, to nie liga, to europejskie puchary, i to w fazie eliminacji. Przegrywający odpada. Warszawa nie może sobie pozwolić na to, by był to dla niej przedostatni mecz w międzynarodowych rozgrywkach.
Kopenhaga doświadcza w tych dniach dwie wizyty zespołów z naszej części Europy. W środę na Parken grał tu czeski Banik Ostrawa, (przegrał po golu w doliczonym czasie 0:1) z udziałem swoich kibiców, którzy już przed południem opanowali centrum miasta, co było sporym szokiem nie tylko dla sporej grupy turystów, którzy w tym czasie zjeżdżają zwiedzać to miasto, ale i mieszkańców. Większość osób zatrzymywała się, widząc przemarsz głośno śpiewających ubranych w jednolite białe koszulki mężczyzn, sprawdzających, jak duńskie piwo ma się w konfrontacji z tym, którym raczą się w Czechach. A kiedy usłyszeliśmy i polski język – fani Baniku zaprzyjaźnieni są z kibicami GKS-u Katowice – przez moment mogło się wydawać, że mimo zakazu wyjazdowego, przybyła tu i grupa sympatyków Legii Warszawa. Ci jednak na stadion Broendby nie będą mogli się dostać…
ZOBACZ TAKŻE: Bolesna porażka Śląska Wrocław. Szwajcarska ofensywa wypunktowała obronę wicemistrza Polski
Ale nawet bez ich wsparcia zespół Goncalo Feio w końcu musi zaoferować lepszy futbol niż dotychczas. Przecież nawet dwa pierwsze wygrane spotkania w lidze, to nie był jeszcze „wykon” godny wymagań, aspiracji i oczekiwań, nie tylko fanów, ale i samego portugalskiego trenera. Porażka z Piastem też nie była przez nikogo w stolicy wkalkulowana. Sposób, w jaki Legia jej doznała, może być niepokojący. Czy w kilka dni można coś zmienić, podreperować?
Jasnym jest, że skoro z serca zespołu wyrwane zostały dwa jego kluczowe elementy – odszedł Josue, a kontuzji doznał Jurgen Elitim, zarówno silnik drużyny, jak i jego centrum dowodzenia przestało funkcjonować jak trzeba. Bartosz Kapustka nie jest na razie w stanie przejąć roli lidera, Luquinhas przy szczelnym kryciu i pozbawienia przestrzeni nie potrafi wpływać korzystnie dla osiągnięcia celów, jakie ma drużyna. Do tego niepokoi słabsza dyspozycja Pawła Wszołka. Najważniejszych piłkarzy ubiegłego sezonu albo nie ma, albo ich dyspozycja jest nie za wysoka.
Nowe nabytki? Potrzebują czasu? Tylko że w obecnej sytuacji go nie ma. Najbliższy tydzień i te dwa nadchodzące pucharowe mecze wyznaczą całą aurę wokół stołecznego giganta. Jesień bez Europy? Zespół musi zrobić wszystko, by zarówno wiosenne decyzje, dotyczące zmiany na stanowisku szkoleniowca, jak i te letnie, z takim a nie innym doborem nowych piłkarzy, nie okazały się tym, co zacznie się kontestować. Na papierze wszystko się broniło. Ale jest jeszcze boisko. I na nim zawsze dokonuje się weryfikacja.
Normalnie Broendby nie powinno się aż tak bardzo obawiać. To nie jest jakaś naddrużyna. Ale ma swoją stałą od lat strukturę, wypracowany model gry, doświadczonego rzucającego dokładne piłki Daniela Waasa i bezkompromisową młodzież, która nie boi się odważnego grania. Ich europejska historia też nie rzuca na kolana. Najważniejsze jest jednak to, jak będzie prezentowała się Legia. I tu jest największy znak zapytania. I być może także powód do zaniepokojenia.