"Leon jest jak Wolfe z Pulp Fiction" Legenda siatkówki ma radę dla młodszych kolegów przed finałem

"Leon jest jak Wolfe z Pulp Fiction" Legenda siatkówki ma radę dla młodszych kolegów przed finałem
fot. PAP

Ryszard Bosek – legendarny siatkarz, mistrz świata, mistrz olimpijski, były trener reprezentacji Polski - 48 lat temu był w takiej samej sytuacji, w jakiej dziś są podopieczni Nikoli Grbicia. Po pokonaniu 3:2 Kuby w półfinale igrzysk olimpijskich w Montrealu czekał na wielki finał z Rosją. Ale nie tylko o tym z Ryszardem Boskiem rozmawia Robert Małolepszy.

Spał pan po meczu Polska – USA w półfinale igrzysk olimpijskich w Paryżu? Trener Grbić nie zmrużył oka. 

 

Ja nie miałem powodów, by nie spać.

 

Po takim meczu? Po 48 latach czekania, by ktoś poszedł w wasze ślady i awansował do olimpijskiego finału?

 

Ja przed tymi igrzyskami powiedziałem, że zdobędziemy mistrzostwo olimpijskie, więc ciągle śpię spokojnie. Co innego Grbić. On ma o czym myśleć.

 

Ma powody do zmartwień, to fakt

 

Pewnie ma, bo nie wiemy co będzie z Zatorskim, nie wiemy co z Januszem, ale Grbić też wie, że ma drużynę, która potrafi podnieść się z dna. Drużynę, która udźwignęła ciężar tego meczu. Wszyscy dołożyli cegiełkę do tego, że pokonaliśmy 3:2 Amerykanów i to Polska zagra o złoty medal igrzysk z Francją. 

 

Co było najważniejsze, który moment był kluczowy?

 

Było kilka takich akcji w tym czwartym secie, w których Tomek Fornal zaczął grać w obronie, tak, że wszyscy przecierali oczy. Ja uważam, że te jego obrony były nawet ważniejsze od ataków, które przecież też dołożył. I ważniejsze od tej jego przemowy (śmiech). Bo jest coś takiego w naszej drużynie, że jak zaczynamy bronić, to potem zaczynamy też grać lepiej w innych elementach. Fornal dał sygnał, a potem poszli za nim inni.

 

Wejście Łomacza – w dramatycznych okolicznościach i nagła zmiana stylu gry, więcej ataków z odsuniętej od siatki krótkiej, więcej szóstej strefy, przyspieszenie gry – to nie było ważniejsze?

 

To też, ale ja będę się upierał, że zaczęło się od dobrej obrony. Nie tylko Fornala zresztą. I chyba nikt nie wie, z czego ta obrona się wzięła. To jest właśnie siatkówka. Jej nieobliczalność. 

 

Co teraz ma zrobić Grbić, jeśli okaże się, że Marcin Janusz jednak będzie mógł grać? Postawić na pierwszego rozgrywającego, czy jednak na Łomacza?

 

To Grbić podejmie tę decyzję, ale gdyby to ode mnie zależało, to jednak i tak postawiłbym na wyjściowy skład, czyli z Januszem w szóstce, a Łomacz znów jako ewentualny czarny koń, który odmienia losy meczu.

 

A co będzie, jeśli Paweł Zatorski nie będzie mógł grać?

 

Jeśli tylko nie ma nic złamanego, ani urwanego, to na pewno zagra. Weźmie najsilniejsze środki przeciwbólowe, jakie są i zagra. To finał olimpijski.

 

A jak nie będzie mógł?

 

To wchodzi Śliwka.

 

Grbić mówił, że gotów był Semeniuk.

 

Oni obaj mają podobne przyjęcie. Szczerze mówiąc, najlepszy na libero to byłby Tomek Fornal. Ale to oczywiście niemożliwe, bo przecież to on skończył ostatnią piłką w czwartym secie i dalej grał tak, że Amerykanie tylko patrzyli, jak punktował w kolejnych, wydawało się, beznadziejnych sytuacjach.

 

Ostatnie piłki poszły jednak do Wilfredo Leona...

 

Bo Wilfredo jest stworzony do takich akcji. Po to do nas przyszedł. Uniósł na barkach ten moment. Jest gotów. Leon jest jak Winston Wolfe z Pulp Fiction. Jest od czyszczenia, gdy sytuacja jest najtrudniejsza. To jemu szef naszego gangu Nikola Grbić powierzył najtrudniejsze zadanie.

 

Powiedział mu przed tymi decydującymi momentami meczu, że teraz drużyna go potrzebuje.

 

I Leon zadanie wykonał. Dla mnie Wilfredo zrobił wielką robotę nie tylko w ataku, na zagrywce, ale też w przyjęciu. To, jak poprawił ten element przez ostatnie dwa lata, to wielka rzecz. Przecież ci Amerykanie walili w niego non stop. I go nie złamali. Jednego asa i to takiego, którego by i Fornal nie podbił, na nim zrobili. Czapki z głów.

 

Gramy w finale z Francuzami. Lepiej, czy jednak gorzej? Bo mogli być też Włosi, którzy zlali nas 3:1 w grupie.

 

Patrząc na to, jak ograli Włochów, to jednak gorzej.

 

Francuzi byli tacy mocni, czy Włosi nie udźwignęli finału?

 

Włosi nie udźwignęli, ale dlatego, że Francuzi zagrali tak dobrze.

 

Czyli jak?

 

Technicznie. Byli nie do złamania.

 

No to jak ich złamać w finale?

 

Po pierwsze to będzie mecz dwóch drużyn, które znają się jak łyse konie. Pół francuskiej drużyny gra lub grało w polskiej lidze. 

 

Co będzie decydujące?

 

Na pewno zagrywka. Ale też cierpliwość. Bo Francuzi są bardzo techniczną drużyną. Nie możemy się frustrować, gdy taki Clevenot, czy N’Gapeth obije nasz blok. No i najważniejsze – to samo, co w półfinale – musimy wierzyć, do końca. Nawet jak nie będzie szło. Bo przecież ten półfinał był już prawie przegrany.

 

Tym razem będziemy pod ogromną presją publiczności. Zazwyczaj to Polacy mają przewagę dopingu.

 

Wierzę w to, że nasi chłopcy się tego dopingu nie wystraszą, a krzyki francuskich kibiców ich tylko wkurzą i nakręcą.

 

A jak pan oglądał półfinał z Amerykanami, to stawały panu przed oczami sceny z wygranego przez was 3:2, tak samo po horrorze, półfinału olimpijskiego w Montrealu z Kubą?

 

Nie, to już było prawie 50 lat temu. Oczywiście pamiętam, jak Kubańczyk huknął w aut, atakując bez bloku. To była dla nich piłka meczowa. Ale dziś siatkówka bardzo się zmieniła, nie ma co porównywać.

 

Ale sytuacja, w jakiej znaleźliście się po półfinale, oczekiwanie na finał, to, co działo się w waszych głowach, już tak. Ma pan jakąś radę dla młodszych kolegów?

 

Tak. Jak najmniej myśleć o tym finale.

 

Da się?

 

Do końca oczywiście nie. Bo w piątek pewnie będzie odprawa, będzie przypomnienie taktyki Francuzów, statystycy przypomną charakterystykę każdego z ich graczy, ale chłopaki przecież ich znają. Wracając jednak do pytania, te dwa dni trzeba spędzić na luzie. Nie myśleć za dużo o tym, co będzie. Koncentrację na meczu zrobić na dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem.

 

Rozmawia pan z kolegami z drużyny Wagnera w czasie tych igrzysk? Wymieniacie opinie?

 

W zasadzie nie. Będziemy na pewno dzwonić do siebie po finale. Ja rozmawiałem chwilę z „Rybą” (Mirosław Rybaczewski - przyp. red.), ale nie o siatkówce . My wszyscy – olimpijscy mistrzowie z Montrealu - czekamy na to złoto, chcemy już odejść na tę emeryturę, niech młodzi wreszcie będą tymi polskimi mistrzami olimpijskimi z Paryża. Podczas ostatniego Memoriału Wagnera, wszyscy, jak jeden mąż, stwierdziliśmy, że to złoto jest dla Polski, że należy się tej drużynie. Że to my mamy największy potencjał, najszerszy skład, najwięcej dobrych siatkarzy. Dlatego musimy wygrać ten finał. Wierzę w to głęboko.  

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie