Trzy kluczowe momenty finału Francja – Polska. To wtedy przegraliśmy złoto igrzysk w Paryżu

Robert MałolepszyInne
Trzy kluczowe momenty finału Francja – Polska. To wtedy przegraliśmy złoto igrzysk w Paryżu
fot. PAP

Francja nie zeszła z kosmicznego poziomu, na jaki się wspięła w półfinale z Włochami. Tak jak mistrzów świata, tak i wicemistrzów świata obrońcy olimpijskiego złota odprawili 3:0. Czy ten mecz można było wygrać? Które momenty i którzy zawodnicy zadecydowali o porażce Biało-Czerwonych? Zapraszamy na naszą analizę olimpijskiego finału siatkarzy Francja – Polska.

Zanim przejdziemy jednak do analizy warto przypomnieć - olimpijski medal zdobyliśmy po 48 latach oczekiwania. Na podium igrzysk nie stanęli aktualni mistrzowie świata i wicemistrzowie Europy, którzy w trakcie turnieju wydawali się najmocniejsi sportowo czyli Włosi, którzy przegrali mecz o brąz 0:3 z USA. Biało-czerwoni mają srebrny medal i to Polska wciąż będzie volley landem – miejscem, gdzie siatkówka ma status, jakiego nie w żadnym innym kraju. Połowa francuskiej reprezentacji zaraz po turnieju wyjedzie grać do innych, dużo mocniejszych siatkarsko krajów, w tym Polski. We Francji zostanie ledwie kilku graczy. Ich trener od nowego sezonu będzie prowadził polski klub ZAKS-ę Kędzierzyn Koźle. 

 

Francja obroniła olimpijskie złoto i dołącza do elitarnego klubu

 

Oczywiście rozjedzie się w glorii obrony olimpijskiego złota. Francuzi wchodzą do super elitarnego grona drużyn, którym udało się dwa razy z rzędu stanąć na najwyższym stopniu podium igrzysk olimpijskich. Do tej pory udało się to tylko reprezentacji ZSRR (Tokio 1964, Meksyk 1968) oraz USA (Los Angeles 1984, Seul 1988).

 

Jak to się Francuzom udało w Paryżu? Zagrali perfekcyjnie. Kluczem do wszystkiego było przyjęcie i obrona, co zresztą przewidywał przed meczem prezes PZPS, wicemistrz świata z 2006 roku, Sebastian Świderski w naszym tekście, w którym porównywaliśmy siłę obu drużyn. Z tego porównania wyszło, że możemy być lepsi, ale pod warunkiem, że zagramy swoją najlepszą siatkówkę. Nie zagraliśmy. Francuzi zaprezentowali wszystko, co mają najlepsze. Wszyscy byli w świetnej dyspozycji.

 

Earvin N'Gapeth MVP igrzysk

 

Królem znów był Earvin N’Gapeth – czyli MVP igrzysk w Tokio i także w Paryżu. To on przyjął większość najtrudniejszych zagrywek Polaków i dawał Francji szansę kreowania gry ofensywnej. Takich momentów można wyliczyć wiele.


9:12 w I secie – kończy Clévenot, ale to N’Gapeth przyjmuje w punkt zagrywkę 125  km/h Leona.
13:19 w I secie - kończy Clévenot po kolejnym przyjęciu „na nos” naszej bombardującej zagrywki.
17:22 w I secie – kończy Clévenot po bombie Leona na zagrywce i kolejnym przyjęciu w punkt Earvina.

 

I tak było w każdym secie. N’Gapeth swym przyjęciem zrzucał z zagrywki naszych mocno bijących zawodników. Do tego bronił kluczowe piłki. Przykłady znów można mnożyć.

 

Obrona Francuzów lepsza od polskiej w olimpijskim finale

 

Najważniejsze były jego obrony w trzecim secie, gdy Polacy otrząsnęli się po porażkach w dwóch pierwszych partiach i trwała walka cios za cios. To N’Gapeth przyjął bombę na zagrywce, potem obronił, a na koniec ograł nasz blok i było 14:12 dla Francji.

 

To N’Gapeth wyciągnął niesamowitą obronę na dziewiątym metrze, po której Patry skończył na 17:17. Wcześniej prowadziliśmy nawet 16:14 i 17:15. To był chyba najważniejszy moment tego meczu. Nasza gra zaczęła wyglądać naprawdę nieźle. Bartłomiej Bołądź, który zastąpił Bartosza Kurka wszedł na falę, atakował pewnie, w końcu dobijaliśmy się do parkietu. Wcześniej zatrzymaliśmy niesamowitego Clévenota, który rozegrał chyba turniej życia. 

 

Moment decydujący numer trzy. Giani - trener mistrzów olimpijskich - wyciąga asa z rękawa

 

Ale Andrea Giani, dla którego to dopiero pierwszy złoty medal olimpijski, choć jako zawodnik był trzy razy mistrzem świata, cztery razy mistrzem Europy i siedem razy wygrywał Ligę Światową, ale na igrzyskach miał „tylko” srebro i dwa brązy – wyciągnął asa z rękawa.

 

Dosłownie i w przenośni. Giani – nie pierwszy raz w tym meczu i oczywiście nie pierwszy raz w historii, wysłał na zagrywkę Quentina Jouffroy’a i ten potwierdza, że serwis to jego super mocna strona.

As na 19:18 dla Francji
20:18 – znów dobra zagrywka Jouffroy’a, my gramy środkiem – broni oczywiście N’Gapeth, a Patry kończy
21:18 kolejny as Jouffroy’a
22:18 po tym, jak Leon pakuje piłkę w aut z lewego skrzydła, po kolejnej świetnej zagrywce Francuza i niepewnym przyjęciu
23:18 – as Jouffroy’a. Jest po meczu. To był ten trzeci, decydujący moment, a raczej fragment meczu. 

 

Wprawdzie Leon o mało co nie odwrócił czwartej partii zagrywką – po serii jego bomb, asie, nieskończonym ataku Patry’ego było już 24:23 dla Francji, ale ostatecznie po błędzie w polu serwisowym Wilfredo – Francuzi kończą ten set 25:23 i cały mecz 3:0.

 

Ta seria punktów w trzecim secie to była taka trochę powtórka z rozrywki. Bo niestety, w każdej z partii mieliśmy taką serię, po której wrócić do gry – zwłaszcza przy tak grającej Francji, nie było szans.

 

Pierwszy, kluczowy moment finału Francja - Polska 

 

W pierwszym secie pierwsza taka seria zaczęła się już od stanu 7:6 dla Francji (as N’Gapetha), potem w kilku kolejnych akcjach błędy popełniają Huber, Leon, a Kurek nie kończy ataku i jest 14:10 dla mistrzów olimpijskich. Francuzi łapią falę, z której już nie schodzą do końca seta. Po ataku Fornala w aut jest 11:17 i już nie dogonimy rywali.

 

Brizzard łapie blokiem Fornala, seria Patry'ego - czyli kluczowy moment numer dwa

W drugim secie znów prowadzimy z Francuzami walkę cios za cios. Ale tym razem Brizzard nas wykańcza. Prowadzimy 12:10, potem 12:11 (Patry). Wtedy Brizzard dwa razy z rzędu, pojedynczym blokiem, zatrzymuje naszego lidera z meczu z USA – Tomasza Fornala i jest 13:12 dla Francji, a po asie LeGoffa 14:12. Wprawdzie dochodziły jeszcze na 16:16, wychodzimy nawet na prowadzenie 18:16, ale myli się na zagrywce Fornal, a chwilę później as na 18:18 zalicza Jouffroy.

 

 

Francuzi znów wytrzymują nasz atak serwisem – przyjmują w punkt bombę Hubera, a kończy Patry, chwilę później Kurek atakuje w aut. Na zagrywce jest już Patry i to on rozbija naszą linię przyjęcia. Gdy schodzi z serwisu jest już 22:19 dla Francji – w takim meczu różnica nie do odrobienia.

 

Patry i Clévenot nie do zatrzymania w olimpijskim finale 

 

O roli N’Gapetha już pisaliśmy. Trzeba jeszcze dodać dwa nazwiska, które zresztą od początku tego tekstu się przewijają. Jean Patry i Trevor Clévenot. Obaj nie do zatrzymania na kontrach, obaj z regularną, mocną zagrywką, która w kluczowych momentach rozbijała naszą linię przyjęcia. To był mecz tej trójki N’Gapeth, Clévenot, Patry. Ten ostatni skończył z 70% skutecznością Atakujący! Z 20 piłek, które dostał, skończył 14, ani razu nie złapaliśmy go blokiem, ledwie pięć razy podbiliśmy jego ataki, on sam pomylił się tylko raz.

 

Z taką skutecznością na skrzydłach, z przyjęciem na poziomie 45%, które jest wystarczające dla takich rozgrywających jak Brizard i Toniutti, trudno było zatrzymać Francję. Zwłaszcza, że reszta zawodników też swoją robotę wykonała.

 

Czego nam zabrakło w meczu z Francuzami?

 

Czy mogliśmy zatrzymać Trójkolorowych? Może gdyby w pełni zdrów był Zatorski – widać było w kilku akcjach, że wciąż ma problemy. Na pewno fakt, że Marcin Janusz zagrał w tym meczu z kontuzją kręgosłupa, to był akt heroizmu. Zapewne gdybyśmy mieli większą siłę ognia na skrzydłach – Leon skończył mecz z 39% skutecznością, Kurek z 42 %, Fornal 36%. Może gdyby mógł wejść na boisko kontuzjowany w ćwierćfinale Mateusz Bieniek. Może gdyby wcześniej wszedł Bołądź (57% skuteczności). Ale to tylko gdybanie. W sporcie słowo może, nie ma żadnego sensu. Polska nie pokazała w tym meczu swej najlepszej siatkówki. 

 

W tym meczu nie mieliśmy punktu zaczepienia. A nawet jeśli się pojawiał, to Francuzi szybko gasili nasz ogień, czy raczej płomień. W każdym secie mieli swoje serie – my takich nie mieliśmy. Złoto powędrowało do drużyny w tym dniu lepszej. Która nie miała tylu problemów. Także zdrowotnych. Warto jednak pamiętać, że w ćwierćfinale pokonaliśmy 3:1 Słowenię, która jako jedyna w tym turnieju ograła Francję. W półfinale, po najbardziej epickim meczu igrzysk, ograliśmy wielkich Amerykanów 3:2. Na rozkładzie mamy też może już nie tak wielką, ale wciąż groźną Brazylię. 

 

Srebrny medal jest wielkim sukcesem. Za cztery lata walczymy znów o złoto i to jest pewne. Bo polska siatkówka ma się dziś o wiele lepiej niż po igrzyskach Atenach, Pekinie, Londynie, Rio de Janeiro i Tokio. A przecież przez ten cały czas nasz volley szedł w górę, rósł. Wreszcie, po 48 latach, wracamy z medalem igrzysk olimpijskich. A w naszej PlusLidze będzie grało kilkunastu medalistów olimpijskich – złotych, srebrnych i brązowych. To wielka siła. Mimo porażki w olimpijskim finale jesteśmy siatkarską potęgą. 

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie