Magiera: Srebro najwyższej próby
Kiedy reprezentacja Polski siatkarzy pojawiła się w Domu Polskim w Paryżu po zakończeniu finałowego meczu z Francją podczas spotkania z kibicami, kapitan naszej drużyny zastanawiał się, jaką kibicowską przyśpiewkę zaintonować, aby wspólnie z fanami uczcić zdobycie srebrnego medalu? W eter ostatecznie popłynęło nieśmiertelne "Polska Biało-Czerwoni", choć na okoliczność sytuacji, w której jest polska siatkówka, zdecydowanie lepiej wybrzmiałoby chyba wykpiwane przez lata "Nic się nie stało..."
Medal był naszym wspólnym marzeniem. I mamy ten medal. Srebrny medal olimpijski. W Paryżu zdjęliśmy „klątwę” ćwierćfinału, po heroicznym boju z USA i epickim zwrocie akcji zameldowaliśmy się w finale, zdobyliśmy srebrny medal i za to wielkie brawa, szacunek i gratulacje.
ZOBACZ TAKŻE: Siatkarski mistrz Polski odsłania kolejne karty! Dwie reprezentantki Polski w Chemiku Police
Nie wiem, dlaczego tak jest, ale nie wszyscy potrafią się jakoś przesadnie cieszyć z tego srebrnego medalu, ja sam mam takie momenty, że nie do końca potrafię zdefiniować swoje emocje, ale na pewno do euforycznego stanu, który mi towarzyszył po zdobyciu przez siatkarzy srebra na MŚ w Japonii w 2006 roku, dużo jednak brakuje. I to z jednej prostej przyczyny. Wtedy na jakikolwiek medal siatkarzy czekaliśmy dwie dekady, a teraz przez taki sam okres czasu wygraliśmy wszystko. Dwa razy mistrzostwo świata, dwa razy mistrzostwo Europy, Ligę Światową, Ligę Narodów, awansowaliśmy na pierwsze miejsce w rankingu FIVB. Siatkarze rozpieścili nas do tego stopnia, że srebrny medal wywalczony przez nich na mistrzostwach świata rozgrywanych w naszym kraju przed dwoma laty przez wielu uznany został za porażkę...
W Paryżu oczywiście o jakiejkolwiek porażce nie ma mowy. To był bardzo skomplikowany turniej. Kontuzja Tomasza Fornala w meczu z Egiptem, kontuzja Mateusza Bieńka w meczu ze Słowenią, kontuzje Pawła Zatorskiego i Marcina Janusza w starciu z USA. Tutaj jedno zasadnicze pytanie. Czy na poziomie reprezentacyjnym, gdzie wyselekcjonowani do gry są najlepsi z najlepszych, nie lepiej postawić na zawodnika w stu procentach zdrowego, niż na takiego, który na siłę jest stawiany na nogi, ale nie ma stuprocentowego komfortu i swobody gry? Pytanie wydaje się zasadne, bo przecież podobną historię przeżywaliśmy we wspomnianym już 2006 roku, kiedy finałowy mecz z Brazylią w wyjściowym składzie zaczął libero Piotr Gacek, który wcześniej mocno podkręcił staw skokowy i ostatecznie w czasie gry został zmieniony przez Michała Bąkiewicza.
Patrząc na ostatnich 48 lat – od historycznego złota w Montrealu do tegorocznego srebra w Paryżu – cieszę się, że trafiłem na wspaniały czas polskiej siatkówki. Od 30 lat mam ten przywilej, że mogę maszerować przez zawodowe życie obok wspaniałych siatkarzy i z bliska oglądać oraz relacjonować ich sukcesy…
Słuchałem opowieści taty o drużynie Wagnera, nawet mi się nie śniło, że wszystkich wielkich siatkarzy z tamtych czasów będę znał, więcej - będę z nimi na „ty”, a oni będą mnie traktowali jak swojego młodszego kolegę na równi ze sobą. W dniu finałów gościliśmy w Olimpijskiej #7Strefie Edwarda Skorka – kapitana olimpijskiej drużyny z 1976 roku i Piotra Gruszkę – łącznika naszych siatkarskich pokoleń, rekordzistę pod względem występów w reprezentacji Polski (Piotr zanotował ich aż 450). Piotr grał na trzech igrzyskach, też jest jedną z naszych siatkarskich legend, w finale igrzysk nigdy jednak nie zagrał. Edward Skorek finał wygrał i uważa, że w życiu siatkarza to zdecydowanie najtrudniejsze zadanie. Wygrać finał olimpijski. A Francuzi zrobili to drugi raz z rzędu. Gratulacje i wielki szacunek dla nich. A dla nas radość ze srebrnego medalu, bo to srebro najwyższej próby.