Grbić szczery do bólu. "Nie mówiłem, że nie cierpiałem"
Nikola Grbić już jakiś czas temu zapisał się wielkimi literami w historii polskiej siatkówki. Po wywalczeniu srebra olimpijskiego jego zasługi zostały jeszcze bardziej uwypuklone. Serb w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet zdradził swoje prawdziwe oblicze oraz opowiedział o swoim podejściu do pracy. Niektóre słowa mogą zaskakiwać.
Grbić pracuje z polskimi siatkarzami już od trzech lat, a ten okres to jedynie pasmo sukcesów Biało-Czerwonych. Wystarczy powiedzieć, że pod jego wodzą nasi zawodnicy sięgnęli po triumf w Lidze Narodów, mistrzostwach Europy oraz dorzucili srebro mistrzostw świata. Wszyscy jednak marzyli o medalu na igrzyskach, który miał być wisienką na torcie.
O tym, jak ciężko jest sięgnąć po olimpijski krążek, przekonali się przed Grbiciem inni znakomici selekcjonerzy naszej kadry. Mowa m.in. o Andrei Anastasim czy Vitalu Heynenie. Od 2004 roku Polska nieprzerwanie na każdych igrzyskach odpadała w ćwierćfinale, a na medal w siatkówce czekała od 1976 roku. Tę złą passę przerwała dopiero ekipa Grbicia.
Co ciekawe, serbski szkoleniowiec przedłużył kontrakt z PZPS-em jeszcze przed rozpoczęciem najważniejszej imprezy czterolecia, co wywołało niemałe poruszenie w siatkarskim środowisku. Było bowiem jasne, że to właśnie igrzyska mają stanowić weryfikację jego pracy. Z jednej strony sam zainteresowany mógł liczyć na komfort w postaci prolongaty umowy, ale jak zaznaczył w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onetem, mogłoby to nie mieć znaczenia w przypadku niepowodzenia w Paryżu.
ZOBACZ TAKŻE: Fornal wyznał to w programie na żywo. Nigdy wcześniej tego nie doświadczył
- Trzy razy w mojej karierze zdarzało się, że miałem podpisany kontrakt, a jednak byłem zwalniany. Dlatego wiem, że nawet mając przedłużoną umowę, nie wszystko jest przesądzone. Nie byłoby dla mnie zdziwieniem, gdyby w przypadku naszej ćwierćfinałowej porażki, federacja uznała, że jednak chce zmienić kierunek. Nie jestem człowiekiem, dla którego przedłużenie kontraktu oznacza zmianę podejścia do pracy i skoro mam pewną pozycję, to nie muszę się dalej starać. Dla mnie to jest jak zawieszenie poprzeczki jeszcze wyżej, dodatkowa motywacja. W kolejnym sezonie chcę jeszcze lepiej wykonywać moje obowiązki, być jeszcze bardziej precyzyjnym. Jako trener nie potrzebuję tej presji z zewnątrz — z klubu, federacji czy kogokolwiek innego, by chcieć stawać się lepszym. Najwięcej na siebie nakładam ja sam. Bardzo się cieszę, że mogę dalej pracować z tymi chłopakami - przyznał.
Grbić słynie z tego, że w trakcie meczów jest oazą spokoju i rzadko kiedy daje się ponieść emocjom - czy to pozytywnym, czy negatywnym. Nawet w przypadku kontuzji zawodników nie dało się zauważyć u Serba zdenerwowania.
- Taktyczne zagranie (śmiech). Szczerze mówiąc, zostałem wychowany tak, by radzić sobie, gdy pojawiają się problemy. Dlatego staram się wówczas nie panikować, nie mieć wybuchów emocjonalnych, choć to nie oznacza też żadnego ignorowania kłopotów. Główna myśl, jaka mi w takiej sytuacji towarzyszy, to starać się wygrywać tym, co mamy. Akceptujesz sytuację i idziesz dalej. Jeżeli zacząłbym robić nerwowe ruchy i mówić, że coś się nie uda, bo mamy wiele kontuzji, nie mielibyśmy energii, która pozwoliła nam wygrać półfinał z USA. Oczywiście nie mówię, że nie cierpiałem z tego powodu albo, że nie jestem emocjonalnym gościem lub nie rozumiem skali problemów, jakie nas dosięgnęły - zdradził 50-latek.
Przejdź na Polsatsport.pl