Wielkie kontrowersje w meczu Śląska Wrocław. Jacek Magiera: Myślę, że sędzia popsuł widowisko (WIDEO)

Piłka nożna
Wielkie kontrowersje w meczu Śląska Wrocław. Jacek Magiera: Myślę, że sędzia popsuł widowisko (WIDEO)
fot. PAP/Maciej Kulczyński
Jacek Magiera, trener Śląska Wrocław

- Myślę, że gdyby Rafał Leszczyński po raz drugi obronił rzut karny, byłby on strzelany trzeci raz. Gdyby obronił po raz trzeci, to strzelano by po raz czwarty - mówił trener Śląska Wrocław Jacek Magiera po rewanżowym meczu swojej drużyny ze szwajcarskim Sankt Gallen w ramach eliminacji Ligi Konferencji. Śląsk wygrał 3:2, ale w dwumeczu lepsi okazali się rywale. Ogromne emocje wzbudziły decyzje, jakie w trakcie czwartkowego spotkania podejmował chorwacki arbiter Duje Strukan.

Przed tygodniem w Szwajcarii Śląsk przegrał 0:2 i aby przejść do kolejnej rundy eliminacji, na własnym terenie musiał odrobić dwubramkową stratę. Ekipie z Wrocławia udało się to już w pierwszej połowie - co prawda to goście pierwsi strzelili gola, ale potem w odstępie ośmiu minut piłkarze Śląska trzykrotnie trafili do siatki.

 

ZOBACZ TAKŻE: W tym meczu było wszystko! Śląsk Wrocław odpadł z europejskich pucharów

 

W drugiej części spotkania pierwszoplanową postacią był sędzia Strukan - Chorwat podjął kilka niekorzystnych dla wrocławian decyzji, które wzbudziły wielkie emocje. Na kwadrans przed upływem regulaminowego czasu gry w polu karnym upadł strzelec jednego z goli dla Śląska Aleks Petkow. Arbiter skorzystał z analizy VAR, ale nie podyktował rzutu karnego dla gospodarzy. Ukarał za to Petkowa żółtą kartką za próbę wymuszenia "jedenastki". Dla obrońcy wrocławskiego zespołu było to drugie takie upomnienie, co oznaczało kartkę czerwoną.

 

Później, już w doliczonym czasie gry, gdy oba zespoły szykowały się do dogrywki, Strukan, raz jeszcze po wsparciu się VAR-em, podyktował rzut karny dla FC Sankt Gallen za zagranie ręką Nahuela Leivy. Ta decyzja spowodowała, że doszło do przepychanki pomiędzy piłkarzami, po której sędzia ukarał Leivę drugą żółtą kartką.

 

Zawodnicy Sankt Gallen wykonywali jedenastkę na wagę awansu do kolejnej rundy dwukrotnie. Za pierwszym razem bramkarz Śląska Rafał Leszczyński obronił uderzenie Christiana Witziga. Strukan zarządził jednak powtórkę uznając, że Leszczyński broniąc strzał wyszedł przed linię bramkową. Witziga w roli strzelającego zastąpił Willem Geubbels, który trafił do siatki. Była wówczas 18. minuta doliczonego czasu gry.

 

Na tym emocje się nie skończyły. W jednej z ostatnich akcji w meczu skrzydłowy Śląska Arnau Ortiz upadł w szesnastce Sankt Gallen, jednak chorwacki arbiter uznał, że podobnie jak kilkadziesiąt minut wcześniej Petkow hiszpański gracz chciał wymusić rzut karny. Pokazał mu drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę.

 

Śląsk kończył mecz w ósemkę. Wygrał 3:2, ale taki wynik oznaczał awans FC Sankt Gallen.

 

Trener wrocławian Jacek Magiera w pomeczowej rozmowie z Polsatem Sport powiedział, że jego zdaniem sędzia Strukan popsuł widowisko. O rzucie karnym dla rywali w doliczonym czasie gry mówił tak: - Myślę, że gdyby Rafał Leszczyński po raz drugi obronił rzut karny, byłby on strzelany trzeci raz. Gdyby obronił po raz trzeci, to strzelano by po raz czwarty. Jest 23:22, myślę, że zawodnik Sankt Gallen podchodziłby do jedenastki po raz dziewiętnasty. To najlepszy komentarz do tego, co było.

 

- Miało miejsce wiele niewytłumaczalnych sytuacji. Raz sędzia sprawdzał VAR, za drugim razem nie, za trzecim mamy nieuznanego prawidłowego gola. Trzy czerwone kartki, które też z niczego nie wyszły. Myślę, że arbiter popsuł to widowisko - kontynuował Magiera.

 

- Jestem bardzo dumny z drużyny, bo "zlała" Sankt Gallen. Nawet grając w ósemkę, mieliśmy jeszcze swoje szanse. Powinniśmy być z tego zadowoleni, ale odpadliśmy, a chcieliśmy awansować. Teraz sami musimy sobie pomóc, nikt inny tego nie zrobi. Za 70 godzin mamy następne spotkanie w lidze, do którego trzeba się przygotować i już o nim myślę. A pana sędziego błogosławię. Niech mu się wiedzie w życiu - dodał szkoleniowiec Śląska.

 

- Uważam, ze zasłużyliśmy na awans do kolejnej rundy. Pytanie dlaczego tak się nie stało. Ktoś powie, że mogliśmy strzelić w Sankt Gallen gola. Mogliśmy. Ale pytanie, czy gdyby dziś byłaby do odrobienia jedna bramka, inne gole byłyby uznane. To trudne, przykre. Nie chcę o takich rzeczach mówić, chcę chwalić zespół za to co zrobił. Za to jak walczył, jak był ze sobą. Oby to było coś, co pozwoli zbudować fajny team, który będzie za siebie szedł w ogień - powiedział Magiera w czasie rozmowy z dziennikarzem Polsatu Sport Adamem Łuczką.

 

Trener Śląska zdradził, że na przedmeczowej odprawie powiedział swoim piłkarzom, że tym spotkaniem mają przejść do historii. - Tylko myślałem o tym, że przejdziemy do niej odrabiając dwubramkową stratę, awansując do czwartej rundy, a potem do fazy grupowej. Przejdziemy do historii z innego powodu. Myślę, że kibice, którzy byli na meczu, na długo zapamiętają to widowisko. To słodko-gorzkie zwycięstwo, które nic nam nie dało. Dookoła działo się tyle, że trudno jest mi mówić o piłce nożnej, chociaż mogę powiedzieć, że zrealizowaliśmy wszystko, co chcieliśmy. Wiedzieliśmy, jakie walory ma drużyna Sankt Gallen, wyeliminowaliśmy je. Straciliśmy gola na 0:1, potem były znakomite dla nas minuty, dzięki którym wyszliśmy na prowadzenie. Kontrolowaliśmy to, co się działo. Byliśmy wybijani z rytmu pewnymi decyzjami. Ze względu na to, że graliśmy w dziewięciu, potem w ośmiu, nie mogliśmy już zrealizować pewnych planów.

 

- Życie toczy się dalej. Na pewno się nie poddamy - zapewnił Magiera. - Będziemy walczyć w lidze, żeby zdobywać punkty.

 

Grzegorz Wojnarowski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl
ZOBACZ TAKŻE WIDEO: Czechy - Ukraina. Skrót meczu

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie