Ekspert się nie wahał, uderzył pięścią w stół po skandalu z Feio. „Pociąga w dół”

Ekspert się nie wahał, uderzył pięścią w stół po skandalu z Feio. „Pociąga w dół”
fot. PAP
Goncalo Feio

Kurz po czwartkowym zachowaniu Goncalo Feio po meczu Legii z Brondby na pewno długo jeszcze nie opadnie, nie tylko dlatego że historie negatywne zawsze utrzymają się w powietrzu dłużej niż te radosne. Ci, którzy wiosną tego roku, ze skrzywioną miną przyjmowali wiadomość, że to właśnie Portugalczyk przejmie drużynę po Runjaicu, mogą z satysfakcją powiedzieć: a nie mówiliśmy?

Zupełnie niepotrzebnie wzniecony pożar trzeba szybko ugasić. Tylko jak, skoro nie wiadomo, co znajduje się w wiadrze i czy przypadkiem nie jest to ciecz, która normalnie wypełnia kanister?

 

ZOBACZ TAKŻE: Szczęsny odszedł z Juventusu i od razu padły takie słowa. "To nie jest mądra decyzja"


Trener stołecznej drużyny musi mieć świadomość, że w tej sytuacji krzywdę wyrządza nie jedynie sobie. Także tym wszystkim, którzy od początku dali mu ogromne wsparcie. Incydent z czwartkowego wieczoru pociąga w dół nie tylko samego Feio, ale i ludzi, którzy mimo nie zapisanej samymi złotymi głoskami jego kartoteki, jednak obdarzyli go zaufaniem. Dariusz Mioduski, Marcin Herra i Jacek Zieliński oddali w jego ręce najbardziej utytułowaną i będącą pod największą lupą w tym kraju piłkarską drużynę. Dostrzegając jego znakomity warsztat, zdolności taktyczno-analityczne i niespotykaną pracowitość czy wręcz totalne oddanie się projektowi, czasem może aż zbyt intensywne. Feio odpłaca się swoim absolutnym zaangażowaniem i jest to przez władze klubu zauważone, jednak każdy kolejny ruch w niewłaściwą stronę udowodni wszystkim krytykom – a wiemy, że jest ich wielu – że zarządzający Legią podjęli ryzyko, które nie warto było grzechu. Jeżeli koncept ten nie wypali, obuchem po głowie dostanie nie tylko pierwszy trener.


Po drugie Legia Warszawa – jak wiemy – nie ma najwyższych notowań w strukturach UEFA. Pamiętny skandal po meczu z AZ w ubiegłym roku dobitnie pokazał, że nawet wydarzenie, w którym to Holendrzy dopuścili się czynów niegodnych nie tylko standardom zachodnioeuropejskim, nie wywołał właściwej reakcji w siedzibie federacji w Szwajcarii. Gospodarzom włos z głowy praktycznie nie spadł, a jeśli już, to nie ponieśli za tamten wieczór żadnych adekwatnych do ówczesnych wydarzeń konsekwencji. Gdyby takie zdarzenie miało miejsce przy Łazienkowskiej… myślę, że każdy jest w stanie spokojnie wyobrazić sobie, jakie byłoby tego pokłosie.


Kibice, którzy wciąż cierpią na zakaz wypraw w zorganizowanych przez klub grupach na zagraniczne mecze wyjazdowe, i tak wybrali i się zarówno do Walii, jak i Danii i skupili się na fantastycznym dopingu dla swojej drużyny. Nie wykonali żadnego fałszywego ruchu, a wiemy, że do faworytów na zdobycie „świadectwa z wzorowym zachowaniem” raczej nie należą i nieprędko chyba się to zmieni. Skoro jednak wszystko w tej kwestii ostatnio przebiega idealnie, szkoda, że o Łazienkowskiej znów mówi się w Nyonie. I to w negatywnym świetle.


Po trzecie – cała drużyna. Cały ten zgiełk, który widzieliśmy po ostatnim gwizdku, mógł skończyć się czerwonymi kartkami i Legia na ostatniej prostej do gry jesienią w Europie mogłaby się osłabić. Zupełnie bezsensownie. Jedna czy dwie niewłaściwe reakcje, jakiś odruch i ktoś mógł zobaczyć po meczu „asa kier” z nieodwracalnym skutkiem. Niezdrowe emocje nie są nikomu teraz potrzebne. Co prawda kosowska Drita czekająca w ostatniej rundzie to nie są najwięksi artyści futbolu. Ale jej kibice z pewnością dokładnie wiedzą o tym, co wydarzyło się w Warszawie. Poza tym to Bałkany. Nie dać się sprowokować. To teraz dla szkoleniowca ze stolicy równie ważne zadanie, jak przygotowanie właściwej boiskowej strategii.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie