Medalista olimpijski skończył na ulicy. Pogrążyły go nałogi
Jan Franek, brązowy medalista igrzysk olimpijskich z Moskwy, przeszedł prawdziwą drogę ze szczytu na samo dno. Były znakomity pięściarz i ojciec Barbory Franekovej, miss Słowacji z 2009 roku, z powodu nałogów wylądował na ulicy i przez długi czas żył jako bezdomny.
64-letni dziś Franek podzielił się swoją smutną historią w podcaście "Po żivote" (słow. "Po życiu") z Tomasem Veresem. Początkiem upadku wybitnego niegdyś sportowca był - dość niespodziewanie - największy sukces w jego karierze.
ZOBACZ TAKŻE: Ze szczytu na samo dno. Były wicemistrz Europy zbiera butelki, by przeżyć
Dziewięciokrotny mistrz Czechosłowacji w boksie był jedną z największych rewelacji igrzysk olimpijskich w Moskwie. Startujący w wadze do 71 kilogramów Jan Franek szedł przez turniej jak burza, nokautując Włocha Benedetto Gravinę, wygrywając przez dyskwalifikację rywala z Bułgarem Żelio Stefanowem, a następnie nokautując reprezentanta Zambii Wilsona Kaomę. Reprezentant Czechosłowacji przegrał dopiero w półfinale z późniejszym mistrzem olimpijskim w tej kategorii wagowej, Kubańczykiem Armando Martinezem.
Brązowy medal, wywalczony przez Franka na najważniejszej imprezie czterolecia, sprawił, że sportowca pochłonęło tak zwane nocne życie.
- Byłem jak gwiazda popularnego serialu telewizyjnego: młody, opalony, z fryzurą na Johna Travoltę. Dostałem miesiąc urlopu, bo pamiętajmy, że to były czasy sztucznego kapitalizmu socjalistycznego. Byliśmy zatrudniani w normalnych zakładach pracy, choć formalnie żaden z nas nie wiedział, czym jest normalna robota, bo wszyscy żyliśmy z uprawiania sportu - podkreślił Jan Franek.
Wokół sportowca zaczęło kręcić się mnóstwo nowych "przyjaciół". Niektórzy próbowali wciągnąć go w jakieś biznesy, a inni po prostu żerowali na jego popularności. Pięściarz był stałym bywalcem nocnych klubów, w których alkohol lał się strumieniami, a on sam tracił kolejne pieniądze na automatach do gier, pokerze i blackjacku. Franek bardzo szybko roztrwonił swój majątek. Doszło do tego, że aby mieć pieniądze na alkohol i wizytę w kasynie sprzedał nie samochód, mieszkanie, a nawet... zdobyty w Moskwie medal igrzysk olimpijskich.
- Miałem przejść na zawodowstwo, ale żeby się nie nudzić, dorabiałem sobie jako ochroniarz w kasynie. W ciągu trzech miesięcy sam wkręciłem się w hazard. Wygrałem trzy razy z rzędu i uwierzyłem, że mam wystarczające umiejętności, by kontynuować tę passę. Później zacząłem przegrywać, więc żeby się odegrać stawiałem coraz wyższe kwoty, zacząłem naruszać oszczędności, a po roku tonąłem w hazardzie tak bardzo, że nie umiałem już tego zatrzymać. Trzy razy byłem na odwyku, rozwiodłem się, ale cały czas wracałem do kasyna. Straciłem samochód, mieszkanie i ostatecznie wylądowałem na ulicy - powiedział były pięściarz w podcaście "Po żivote", cytowanym przez dziennik "Novy cas".
Jan Franek podkreślił jednak, że najgorsze jest już za nim i teraz stara się powoli wychodzić na prostą. Córka Barbora, miss Słowacji z 2009 roku, wyciągnęła do niego pomocną dłoń, a on sam zwalczył dawne demony i żyje skromnie w Żylinie, utrzymując się z emerytury olimpijskiej.
Przejdź na Polsatsport.pl