Medalista olimpijski skończył na ulicy. Pogrążyły go nałogi

Robert IwanekSporty walki
Medalista olimpijski skończył na ulicy. Pogrążyły go nałogi
Fot. PAP
Jan Franek przez długi czas żył jako bezdomny (zdjęcie ilustracyjne)

Jan Franek, brązowy medalista igrzysk olimpijskich z Moskwy, przeszedł prawdziwą drogę ze szczytu na samo dno. Były znakomity pięściarz i ojciec Barbory Franekovej, miss Słowacji z 2009 roku, z powodu nałogów wylądował na ulicy i przez długi czas żył jako bezdomny.

64-letni dziś Franek podzielił się swoją smutną historią w podcaście "Po żivote" (słow. "Po życiu") z Tomasem Veresem. Początkiem upadku wybitnego niegdyś sportowca był - dość niespodziewanie - największy sukces w jego karierze.

 

ZOBACZ TAKŻE: Ze szczytu na samo dno. Były wicemistrz Europy zbiera butelki, by przeżyć

 

Dziewięciokrotny mistrz Czechosłowacji w boksie był jedną z największych rewelacji igrzysk olimpijskich w Moskwie. Startujący w wadze do 71 kilogramów Jan Franek szedł przez turniej jak burza, nokautując Włocha Benedetto Gravinę, wygrywając przez dyskwalifikację rywala z Bułgarem Żelio Stefanowem, a następnie nokautując reprezentanta Zambii Wilsona Kaomę. Reprezentant Czechosłowacji przegrał dopiero w półfinale z późniejszym mistrzem olimpijskim w tej kategorii wagowej, Kubańczykiem Armando Martinezem.

 

Brązowy medal, wywalczony przez Franka na najważniejszej imprezie czterolecia, sprawił, że sportowca pochłonęło tak zwane nocne życie.

 

- Byłem jak gwiazda popularnego serialu telewizyjnego: młody, opalony, z fryzurą na Johna Travoltę. Dostałem miesiąc urlopu, bo pamiętajmy, że to były czasy sztucznego kapitalizmu socjalistycznego. Byliśmy zatrudniani w normalnych zakładach pracy, choć formalnie żaden z nas nie wiedział, czym jest normalna robota, bo wszyscy żyliśmy z uprawiania sportu - podkreślił Jan Franek.

 

Wokół sportowca zaczęło kręcić się mnóstwo nowych "przyjaciół". Niektórzy próbowali wciągnąć go w jakieś biznesy, a inni po prostu żerowali na jego popularności. Pięściarz był stałym bywalcem nocnych klubów, w których alkohol lał się strumieniami, a on sam tracił kolejne pieniądze na automatach do gier, pokerze i blackjacku. Franek bardzo szybko roztrwonił swój majątek. Doszło do tego, że aby mieć pieniądze na alkohol i wizytę w kasynie sprzedał nie samochód, mieszkanie, a nawet... zdobyty w Moskwie medal igrzysk olimpijskich.

 

- Miałem przejść na zawodowstwo, ale żeby się nie nudzić, dorabiałem sobie jako ochroniarz w kasynie. W ciągu trzech miesięcy sam wkręciłem się w hazard. Wygrałem trzy razy z rzędu i uwierzyłem, że mam wystarczające umiejętności, by kontynuować tę passę. Później zacząłem przegrywać, więc żeby się odegrać stawiałem coraz wyższe kwoty, zacząłem naruszać oszczędności, a po roku tonąłem w hazardzie tak bardzo, że nie umiałem już tego zatrzymać. Trzy razy byłem na odwyku, rozwiodłem się, ale cały czas wracałem do kasyna. Straciłem samochód, mieszkanie i ostatecznie wylądowałem na ulicy - powiedział były pięściarz w podcaście "Po żivote", cytowanym przez dziennik "Novy cas".

 

Jan Franek podkreślił jednak, że najgorsze jest już za nim i teraz stara się powoli wychodzić na prostą. Córka Barbora, miss Słowacji z 2009 roku, wyciągnęła do niego pomocną dłoń, a on sam zwalczył dawne demony i żyje skromnie w Żylinie, utrzymując się z emerytury olimpijskiej.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie