To był transfer stulecia Wisły! Franz Smuda zadzwonił do Cupiała. Prezes omal nie spadł z krzesła!

To był transfer stulecia Wisły! Franz Smuda zadzwonił do Cupiała. Prezes omal nie spadł z krzesła!
Łukasz Grochala/Cyfrasport
Trener Franciszek Smuda zadzwonił do prezesa Bogusława Cupiała (z prawej) ws. transferu Macieja Żurawskiego. Jego żart początkowo zszokował prezesa

Odejście selekcjonera Franciszka Smudy to wielki cios nie tylko dla jego rodziny, ale też dla środowiska piłkarskiego w Polsce. Szczególnie odczuła to familia Wisły Kraków, którą popularny Franz prowadził aż trzykrotnie. Specjalnie dla Polsatu Sport zmarłego wspomina legendarny napastnik "Białej Gwiazdy" Maciej Żurawski.

Franciszek Smuda zmarł w minioną niedzielę, w wyniku ciężkiej choroby. Pogrzeb odbędzie się w czwartek o godz. 14:20 w Krakowie, na Cmentarzu Rakowickim.

 

Maciej Żurawski trafił do Wisły Kraków w październiku 1999 r. i długo nie zanosiło się na to, że zostanie jednym z najlepszych piłkarzy w historii klubu.

 

ZOBACZ TAKŻE: Franz Smuda zszokował na pogrzebie. "Ja będę następny”

 

- Pamiętam, że do Wisły ściągał mnie właśnie trener Smuda, ale jesienią 1999 r. nie zdążyłem potrenować pod jego okiem, bo go zwolnili – wspomina Maciej Żurawski.

 

Faktycznie, Franz został odprawiony 13 września 1999 r. po porażce 2:3 z Polonią Warszawa, w barwach której szalał Emmanuel Olisadebe. Zresztą Wisła bez Smudy i Smuda bez Wisły długo nie wytrzymali. Reaktywacja związku nastąpiła 26 czerwca 2001 r.

 

- Dopiero w drugiej kadencji poznałem lepiej trenera Smudę. Zaliczyłem nawet jeden z lepszych meczów ligowych, strzelając pięć bramek w wyjazdowym meczu z GKS-em Katowice, rozegranym we wrześniu 2001 r. – opowiada "Żuraw".

 

- Trener Smuda razem ze swym asystentem Kaziem Kmiecikiem śmiali się nawet, że zdejmują mnie wcześniej, żebym nie pobił rekordu Kazia siedmiu bramek strzelonych w jednym meczu. Tak mi szło, że pewnie jeszcze ze dwie bramki bym strzelił. I byłoby siedem – uśmiecha się Maciej Żurawski.

 

Legendarny napastnik Wisły, były kapitan reprezentacji Polski, pamięta też pierwsze chwile przy Reymonta, gdy jeszcze jako piłkarz Lecha Poznań przyjechał do Krakowa na badania i podpisanie kontraktu. Transfer Żurawskiego był najwyższym, jaki przeprowadziła Wisła, płacąc za piłkarza dwa miliony marek niemieckich, czyli równowartość miliona euro. Ten wydatek i tak się opłacić, bo "Żuraw" nie tylko walnie przyczynił się do zdobycia pięciu tytułów mistrza Polski, dwóch Pucharów Polski, dwukrotnie został królem strzelców Ekstraklasy, to jeszcze klub zarobił na nim 3,1 mln euro, sprzedając go w 2005 r. do Celticu Glasgow.

 

- Pamiętam mój przyjazd do Krakowa na podpisanie kontraktu po badaniach. Pamiętam, że trener Smuda zabrał mnie do swego pokoju, gdzie byli jeszcze pan Kapka i Kmiecik. Pierwsze, co zrobił trener, to zadzwonił do prezesa Cupiała i zażartował: "Panie prezesie, przyjechał Żurawski. Jest już po badaniach i okazało się, że ma poważny uraz kręgosłupa. Co robimy?" Prezes pewnie omal nie spadł z krzesła, aż wszyscy oczywiście parsknęli śmiechem, bo byłem zdrów jak ryba. Z trenerem Smudą nie było nudy – opowiada Maciej Żurawski.

 

"Żurawia" łączyły bardzo dobre relacje z trenerem Smudą.

 

- Dobrze żyliśmy ze sobą. Trener nie lubił sytuacji, w których byłem niezadowolony. Źle się z tym czuł. Tak jak przed rewanżem z Interem Mediolan, gdy wstawił mnie na lewą pomoc, choć nominalnie byłem napastnikiem. Widział, że się na to krzywię, więc powiedział: "Wiem, Żuraw, że ci to nie pasuje, ale kogo mam postawić? "Franka"?"

 

Odpowiedziałem, że ok, mogę zagrać na skrzydle. Skończyło się tak, że strzeliłem bramkę Interowi. "No widzisz, zobacz, jak to wypaliło" – poklepał mnie po meczu.

 

- Dla mnie to był wyrazisty, nietuzinkowy i bym powiedział, bezkompromisowy trener. Niektórzy obraźliwie nazywali go Dyzmą. Ale to były opinie zazdrośników. Trenerski Dyzma nie odniósłby takich sukcesów jak mistrzostwo Polski i Liga Mistrzów z Widzewem, czy mistrzostwo Polski z największą w historii przewagą z Wisłą Kraków. To nie były przypadki – ocenia Maciej Żurawski.

 

Żurawski cenił Smudę także za jego świetną osobowość.

 

- To był dobry człowiek i trener-instytucja. "Kupowałem" jego metody, ten sposób treningu. Krótko, intensywnie, czasem do zajechania, ale efekty były w meczach. Wiadomość o jego odejściu dotknęła mnie bardzo. Uzmysłowiła, że nie znasz dnia i godziny, wszystko się kiedyś kończy – zaznacza "Żuraw".

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie