Surowo po blamażu Wisły! "Z taką defensywą nie ma czego szukać nawet w 1. Lidze"
Wisła Kraków - Cercle Brugge. Obszerny skrót meczu
Kazimierz Moskal: To była dla nas sroga lekcja futbolu w Europie
Alan Uryga: Równie dobrze mogło tu być 3:3 albo 4:4, bo też mieliśmy sporo sytuacji
Wisła Kraków - Cercle Brugge. Skrót meczu
Wisła Kraków pożegnała się z marzeniami o dalszej grze w Europie już po pierwszym meczu z Cercle Brugge. Pierwszoligowiec z Polski brutalnie zderzył się z czwartą drużyną poprzedniego sezonu ligi belgijskiej. Defensywa Wisły pozwoliła Belgom na oddanie aż 15 celnych strzałów na bramkę Kamila Brody. Sześć z nich znalazło drogę do siatki.
Optymizm kibiców Wisły Kraków po kilku chudych latach na polskim podwórku ligowym, nie jest na najwyższym poziomie. Kapitalny rewanż ze Spartakiem Trnawa w 3. rundzie eliminacji Ligi Konferencji i wywalczenie awansu po świetnym meczu oraz rzutach karnych, znowu dały nadzieję, że Biała Gwiazda może zawojować Europę. Do tego pod Wawel przyjeżdżała drużyna z problemami. Osłabiona w środku pola i w centralnej części defensywy ekipa Cercle Brugge, miała być "do ugryzienia" przynajmniej w pierwszym starciu dwumeczu w Krakowie. Mało kto spodziewał się, że Belgowie udzielą Wiśle takiej lekcji futbolu jak w czwartkowy wieczór.
ZOBACZ TAKŻE: Gole polskich piłkarzy w eliminacjach Ligi Konferencji
Przed meczem eksperci zwracali uwagę na to, że siła ofensywna Cercle jest bardzo duża. Namawiali do tego, by Wisła nie próbowała grać w piłkę od własnej bramki, bo przy świetnie pressującej drużynie z Belgii, to może się źle skończyć. DNA Wisły i drużyn Kazimierza Moskala jest jednak dobrze znane i krakowianie chcieli pokazać ofensywny futbol. Momentami to się udawało, Biała Gwiazda mogła nawet pierwsza zdobyć bramkę, ale Marc Carbo minimalnie chybił. Ogólnie rzecz biorąc, to Belgowie pokazali jednak o wiele dojrzalszy futbol i krok po kroku wybijali Wiślakom awans z głowy.
Przy pierwszej bramce błąd popełnili: Bartosz Jaroch, który krył Alana Mindę "na radar", a także środkowi pomocnicy, którzy w porę nie pomogli Jarochowi z doskokiem do rywala. Ekwadorczyk wykorzystał swoją dynamikę oraz jej brak u Jarocha i otworzył wynik meczu.
Druga bramka to błąd przy wyprowadzeniu piłki, pozostawienie kompletnie niepilnowanego Somersa i złe ustawienie Brody. Bramkarz Wisły zostawił zbyt wiele miejsca przy bliższym słupku, co w 11. minucie bez skrupułów wykorzystał kapitan gości.
W trzecim golu było trochę przypadku, ale pozostawiony bez krycia na dalszym słupku Christiaan Ravych skorzystał z prezentu i dobił piłkę do pustej siatki.
Czwarta bramka padła po akcji przypominającej "pinball", ale wymuszonej pressingiem gości. Piłka odbijała się od defensywnych graczy Wisły aż spadła pod nogi króla strzelców ligi belgijskiej Kevina Denkeya. Ten wiedział już, co z tym fantem zrobić - uderzył pod poprzeczkę nie do obrony dla Brody.
Piąty gol to kolejne złe zachowania Wiślaków w defensywie, szósty padł po nieodpowiedzialnym faulu Wiktora Biedrzyckiego zamienionym przez Belgów na bramkę z rzutu wolnego.
Wisła rozpoczęła spotkanie z Jarochem na prawej obronie (został zmieniony w 61. minucie przez Kubę Wiśniewskiego), Alanem Urygą i Biedrzyckim na środku defensywy oraz Rafałem Mikulcem na lewej flance. W zasadzie każdy z nich "ma coś za uszami" po spotkaniu z czwartym zespołem ligi belgijskiej. Boczni obrońcy pozwalali na zbyt wiele skrzydłowym Cercle, a środkowi nie nadążali z łataniem dziur w defensywie. Brak kontuzjowanego Josepha Colleya był w czwartkowy wieczór aż nadto widoczny. Do tego z Belgami nie mogli zagrać kontuzjowani Dawid Szot oraz Giannis Kiakos. Wydaje się, że ich obecność nie zmieniłaby jednak drastycznie przebiegu rywalizacji.
"To była dla nas sroga lekcja futbolu w Europie. Nie byliśmy w stanie dotrzymać kroku przeciwnikom" - mówił po meczu trener Moskal. Wiślacy pozwolili rywalom na oddanie aż 20 strzałów, z czego aż 15 uderzeń było celnych. Sami też 11 razy uderzali na bramkę Warlesona - cztery razy celnie. Zasłużyli chociaż na honorową bramkę i tę w 84. minucie zdobył niezawodny Angel Rodado.
Mimo fatalnego wyniku, krakowianie przez cały mecz doświadczali fantastycznego dopingu z trybun. W czwartek o godzinie 20:30 na Reymonta 22 stawiło się ponad 25 tysięcy widzów, którzy byli z drużyną na dobre i na złe. Wsparcie kibiców było wręcz największe, kiedy Biała Gwiazda straciła gola na 0:6. Fani nie zapomnieli, ile pozytywnych emocji piłkarze dali im w ciągu całej przygody Wisły w eliminacjach. Byli z nimi do samego końca meczu, a nawet długo po ostatnim gwizdku.
Byli tak niesamowici, że zrobili wrażenie nawet na szkoleniowcu gości. 40-letni Miron Muslić zdradził na konferencji prasowej, że nigdy w życiu nie doświadczył takiej atmosfery na trybunach. Szkoda, że to był ostatni raz, kiedy fani Wisły mogli obejrzeć domowy mecz pucharowy w tym sezonie. Teraz przyjdzie im wrócić do szarej ligowej rzeczywistości. A tam, nawet na poziomie Betclic 1 Ligi, Wisła nie ma czego szukać z taką jakością defensywy.
Przejdź na Polsatsport.pl