Iwanow: „Bohaterowie” (już?) zmęczeni
Cztery kluby, które reprezentują bądź reprezentowały nas w eliminacjach do europejskich pucharów, w miniony weekend w krajowych zmaganiach zdobyły w sumie dwa punkty. Te podzielone, pomiędzy Śląskiem Wrocław a Legią Warszawa. Ktoś może stwierdzić, że jest w tym spora doza złośliwości, bo przecież Wisła Kraków przełożyła swoje spotkanie w 1. Lidze – zresztą tego lata już po raz drugi.
Ale i tak, gdyby nawet stało się inaczej, wyprawa do Legnicy to nie byłaby dla „Białej Gwiazdy” raczej „podróż za jeden uśmiech”. I obawiam się, że prawdopodobnie też nie po trzy punkty.
Krakowian możemy jednak spokojnie wziąć poza nawias, bo w pucharach i tak zrobili więcej niż od nich oczekiwano. Jak długo będzie im się ta przygoda odbijała czkawką na zapleczu Ekstraklasy? Dowiemy się pewnie pod koniec rundy. Bardziej poniesione już straty mogą być bolesne dla przedstawicieli elity. Obrońca trofeum Jagiellonia Białystok już zaczyna powoli lizać rany po zetknięciu się z dotychczas nieznanym. Piąta z rzędu porażka, licząc Europę, za chwilę rewanż w Amsterdamie i tuż po nim wizyta Widzewa Łódź to perspektywa dającą tylko niewielką nadzieję na poprawę bilansu. Dobrze, że jest przerwa na reprezentację. I że czasy w polskiej piłce mocno się zmieniły. Jeszcze parę lat temu, gdyby podobna sytuacja spotkała szkoleniowca Legii Warszawa, jeśli ten zaliczyłby taką serię jak Adrian Siemieniec, jego los byłby raczej przesądzony. Na szczęście Białystok to nie stolica. I utworzono Ligę Konferencji.
Drużyna z Łazienkowskiej skoncentrowana latem głównie na osiągnięciu jesieni w Europie (co najmniej!) jest bliska realizacji celu. W lidze trzyma się „topu”, a do wczoraj była nawet przez tydzień liderem. Jednak wizyta we Wrocławiu była dla niej przedsmakiem tego, co czeka ją od połowy września – spotkania z Rakowem, u siebie, i wyjazdy do Szczecina i Białegostoku, w połączeniu z podróżami na europejskie rozgrywki wrzucą piłkarzy na mocno wirujący bęben. Kadra została poszerzona przez władze klubu z dyrektorem Jackiem Zielińskim na czele bardzo solidnie. Goncalo Feio w przeciwieństwie do decyzji w „Jadze” i Śląsku nie przekładał też meczów. Wie, że dołożenie czegoś w listopadzie czy grudniu będzie dla grającego już przez kilka miesięcy na dużej intensywności zespołu przykrym obowiązkiem, a nie przedświątecznym oczekiwanym z radością prezentem.
Najbardziej boleśnie Europę trawi się wciąż we Wrocławiu. Śląsk wciąż jest bez zwycięstwa w lidze i na koniec wakacji wybiera się do Szczecina, więc może nie opuścić piętnastej pozycji w tabeli. A przecież wciąż mówimy o klubie, który w maju był o krok od mistrzostwa. Czy gdyby zrobił to wtedy jednak zespół Jacka Magiery, dobierający do uzyskiwania punktów mniej atrakcyjny sposób niż Jagiellonia, nie doznalibyśmy ogólnopolskiej fascynacji drużyną z Białegostoku, która już dziś powoli zmienia się w pierwsze pomruki krytyki? Być może. Ale zmiana optyki aż tak bardzo mnie nie dziwi. Martwi raczej perspektywa, że skoro już latem jest nam tak trudno pewne obowiązki połączyć, to co będzie wówczas, gdy nastąpi jesienne… przesilenie.
Przejdź na Polsatsport.pl