Odwieczny problem selekcjonerów. Wciąż brak regularności
Michał Probierz nigdy nie zaklinał rzeczywistości i nie obiecywał, że będzie powoływał do kadry tylko regularnie grających w swych klubach piłkarzy. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że szybko będzie się musiał ze swych słów wycofywać. Początek ligowych sezonów jeszcze bardziej utrudniał mu sprawę. Mieliśmy przecież świadomość, że sytuacja kilku naszych dotychczasowych „pewniaków” będzie się zmieniać. Na niekorzyść, niestety.
Poza nieliczną grupą zawodników występujących na zachodzie, trudno powiedzieć, że w wielu miejscach trener rozpoczyna ustalenie wyjściowej jedenastki od swojsko i znajomo brzmiącego nam nazwiska bądź imienia.
ZOBACZ TAKŻE: Pierwszoligowiec zmienia stery. Zastępca Wojciecha Łobodzińskiego znaleziony
Szkielet rozsypał się nam mocno już przed wrześniowymi spotkaniami. To, że jego podstawa w postaci Wojciecha Szczęsnego powie „Grazie, ciao”, można było się spodziewać. Łukasz Skorupski zagrał już na EURO z Francją, mimo że Probierz zapowiadał wtedy, że na „Trójkolorowych” wyjdzie najmocniejsza jedenastka, więc byliśmy na to przygotowani. Ale im dalej w las, im wyżej w formacjach, tym bardziej zaczyna się nowa układanka.
Pewnie, że można wystawić w wyjściowym składzie Jakuba Kiwiora, w pomocy zagrać z Kacprem Urbańskim, Piotrem Zielińskim i Jakubem Moderem, a na wahadłach ustawić Nikolę Zalewskiego i Przemysława Frankowskiego. I w ten sposób spróbować odtworzyć skład z Dortmundu. Ale z tego zestawu w klubach gra tylko ostatnia dwójka - i to wcale nie w roli pewniaków. Obaj wchodzili też z ławki, a Frankowski w dwóch kolejkach Ligue 1 pojawił się zaledwie raz i to po 90 minucie. Dziś może nie jest to jeszcze wielki problem, ale Ligę Narodów gramy też w październiku i listopadzie. Sytuacja „Zielka” i „Franka” powinna ulec poprawie. Ale reszty? Znak zapytania. Czasu na ewentualną zmianę miejsca pracy nie zostało za wiele.
Całego „układu” nie można od razu wywracać do góry nogami, ale modyfikacje będą konieczne. Probierz nie byłby pewnie sobą, gdyby czymś nie zaskoczył. Mateusz Kowalczyk? Niesamowicie zdolny chłopak, ale przecież nie znalazł się na wypożyczeniu w GKS-ie Katowice przez przypadek. Nie przebił się w duńskim Broendby, które niedawno uległo w pucharach Legii. I co najbardziej w tej kwestii interesujące, wraz z bramkarzem numer „4” Bartoszem Mrozkiem z Lecha Poznań (też grał kiedyś na wypożyczeniu w „Gieksie”), jest jednym z dwóch przedstawicieli Ekstraklasy wśród powołanych.
Z Jagielloni czy Legii, które niebawem zobaczymy w fazie ligowej Ligi Konferencji, nie ma nikogo. Tak, znów okazuje się bowiem i widać to jak na dłoni, że trzon zespołów tworzą tam obcokrajowcy.
Przejdź na Polsatsport.pl