Wisła Kraków znów pokazała moc! "Powinna wręcz zdmuchnąć rywali!"

Wisła Kraków znów pokazała moc! "Powinna wręcz zdmuchnąć rywali!"
PAP
Marc Carbo z Wisły (z prawej) zatrzymywał Kevina Denkeya z Cercle Brugge. Wisła wygrała na wyjeździe 4:1, ale nie awansowała do Ligi Konferencji

- W Europie Wisła grała bez presji. Co by się nie stało, to nikt by jej przecież nie krytykował. Dlatego w sporej mierze dzięki temu była w stanie spiąć się na wyżyny w pucharach. Podobny mechanizm zachodził w zeszłym sezonie, gdy pokonywała rywali z Ekstraklasy w drodze po Puchar Polski. Gdyby grała na takim poziomie, jak w rewanżu z Cercle, to powinna każdego ligowego rywala wręcz zdmuchnąć – powiedział nam ekspert Polsatu Sport Maciej Żurawski.

Michał Białoński: Skomentowałeś wszystkie mecze Wisły w eliminacjach do Ligi Europy, a później do Ligi Konferencji. Odniosła dwa zwycięstwa nad FK Llapi, wyeliminowała Spartaka Trnawa, ale odpadała z Rapidem Wiedeń i Cercle Brugge, którego na otarcie łez, po porażce 1:6 w Krakowie, pokonała 4:1 na wyjeździe. Jak ogólnie oceniasz ten występ? Na plus czy na minus?

 

Maciej Żurawski, czterokrotny mistrz Polski w barwach Wisły, zdobył dla niej 152 bramki: Zdecydowanie na plus. Przecież przed przystąpieniem do rywalizacji o Europę wobec Wisły nie było żadnych oczekiwań. Wisła to wciąż oczywiście spora marka, ale na zdrowy rozsądek trudno było się spodziewać cudów po dziesiątej drużynie 1. Ligi. Tym bardziej, że miała się mierzyć z czołowymi drużynami ze swoich krajów, obojętnie, czy to było Kosowo czy inne kraje. Llapi Podujevo to wicemistrz Kosowa. Powiem szczerze, że dwa zwycięstwa właśnie w tym pierwszym dwumeczu to już była sporego kalibru niespodzianka. Człowiek się tego nie spodziewał.

 

ZOBACZ TAKŻE: Belgowie biją pokłony dla Wisły Kraków. A w Polsce? Zatrzaśnięte drzwi!

 

Dlaczego?

 

Nie było podstaw do tego. Trzeba spojrzeć na Wisłę i jej trenera Kazimierza Moskala, który miał trudną sytuację. Kilku zawodników odeszło, drużynę trzeba było budować niemal od nowa. W krótkim czasie. Dlatego można się było obawiać, żeby nie było wstydu, ale Wisła dzielnie się spisała w pierwszym dwumeczu. Rozegrała go dobrze, wygrała zdecydowanie, z przekonaniem, bez żadnego znaku zapytania. Już w tamtym momencie Wisła była w jakimś stopniu wygrana.

 

Ale po porażce 1:6 z Rapidem nie było jej łatwo.

 

Nawet wówczas pokazała, że potrafi reagować w trudnej mentalnie sytuacji. Pomogło jej pewnie też to, że grała bez presji. Co by się nie stało, to nikt by jej przecież nie krytykował. Dlatego w sporej mierze dzięki temu Wisła była w stanie spiąć się na wyżyny w pucharach. Podobny mechanizm zachodził w zeszłym sezonie, gdy Wisła pokonywała rywali z Ekstraklasy w drodze po Puchar Polski. Pokazywała sporo jakości, grając również bez presji. Natomiast jest też druga strona medalu.

 

Czyli?

 

Zespół ma nadal problem z powrotem na ligowe podwórko i z regularnym wygrywaniem. A bez tego nie da się awansować.

 

Może to tylko kłopoty z utrzymaniem formy przy grze co trzy dni?

 

Problem z brakiem powtarzalnością kosztował brak awansu w zeszłym sezonie. Teraz powroty z europejskiej przygody do meczów ligowych dały tylko jedno zwycięstwo. A przeciwnicy nie byli tuzami.

 

Faktycznie. Polonia Warszawa, która wiosną broniła się przed degradacją, czy beniaminkowie: Znicz Pruszków i Kotwica Kołobrzeg.

 

Mam taką nadzieję, że jeśli zespół skupi się tylko i wyłącznie na lidze, to zacznie regularnie wygrywać. Pamiętajmy, że mecz z Kotwicą nastąpił tuż po wygranej w Brugii, gdy sinusoida poszła w górę i trudno było znaleźć ten poziom koncentracji i motywacji, jaki drużyna pokazała w Belgii. W moim przekonaniu, gdyby Wisła zagrała na takim poziomie, jak w rewanżu z Cercle, to powinna każdego ligowego rywala wręcz zdmuchnąć. A jednak jest inaczej. Podobnie zresztą drużyny z Ekstraklasy mają problem z łączeniem występów w Europie z tymi w lidze.

 

Ale teraz Wiśle zostaje tylko krajowe podwórko, więc liczę, że trener Moskal wypracuje powtarzalność. Tylko serie zwycięstw mogą dać znaczący awans w tabeli.

 

Czy komentując rewanż z Cercle w Belgii miałeś nadzieję, że jakimś cudem uda się odrobić pięć bramek straty? Bartosz Jaroch miał szansę na szybkie strzelenie bramki na 0:3.

 

Taka myśl zaświtała mi w głowie po dwóch szybkich bramkach, zdobytych w odstępie pięciu minut. Przeciwnik mógł wpaść w nerwowość, ale faktycznie, zabrakło trzeciej bramki do przerwy. Gdyby Wisła schodziła na nią przy prowadzeniu 3:0, to odrobienie strat jawiłoby się o wiele bardziej realnym. Oczywiście do powodzenia tej szalonej misji potrzebna była perfekcyjna gra w obronie, bo strata choćby jednej bramki powodowała, że marzenia o awansie do Ligi Konferencji momentalnie się oddalały. Mając na uwadze, że siła rażenia rywala była naprawdę spora: Minda, Olaigbe, Ouattara czy Denkey, mogli użądlić w każdej chwili, zachowanie czystego konta było naprawdę mało realne. Ale Wisła, pomimo straty bramki, i tak zagrała dobrze w defensywie.

 

Ogólnie ujmując, trzeba się cieszyć przede wszystkim z tego, że Wisła pokazała właściwą reakcję na boisku rywala, po wysokiej porażce u siebie. Wygrała zasłużenie i zdecydowanie, abstrahując od składu, jaki wystawiło Cercle. Gra była dobra zbalansowana i przyniosła pewne, wysokie zwycięstwo z bardzo trudnym rywalem. Jakby nie patrzeć, Cercle to czołówka ligi belgijskiej.

 

Czy doświadczenia z walki o Europę pomogą wiślakom w walce o powrót do Ekstraklasy?

 

To powinno zaprocentować, ale czy zaprocentuje, to trudno powiedzieć.

 

Prezes Wisły Jarosław Królewski ogłosił koniec wzmocnień, możliwe są tylko transfery z klubu. Czy według Ciebie kadra Kazimierza Moskala jest wystarczająco mocna, by gonić czołówkę 1. Ligi?

 

Trudno to jednoznacznie ocenić. Na przykład czy Łukasz Zwoliński przełamał się w strzelaniu bramek, skoro w Belgii udało mu się ją zdobyć z najtrudniejszej pozycji, spośród tych, jakie miał, odkąd jest w Wiśle? Na pewno jednak nie można powiedzieć, że on jest już w wysokiej formie.

 

Ogólnie kadra Wisły jest dosyć szeroka, nie brakuje w niej zawodników. Problem w tym, że wielu piłkarzy jest niedoświadczonych, młodych. Oczywiście, trzeba ich wprowadzać do składu, dawać im cenne minuty, ale ich poziom nie jest jeszcze na tyle wysoki, by mogli decydować o obliczu drużyny. Wiadomo, że James Igbekeme może robić różnicę, ale on długo nie grał i potrzebuje czasu. Gdyby zdrowi byli Kacper Duda, czy Joseph Colley, to trener Moskal miałby szersze pole manewru w środku pola i w defensywie. Dzięki temu zmniejszyłoby się też ryzyko, że wchodzący z ławki zawodnicy nie dadzą jakości. Podkreślam, by zrealizować swój cel – awans do Ekstraklasy, Wisła musi wygrywać seryjnie, a nie tylko raz w pięciu meczach, jak do tej pory.

 

 

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie