Sztuka zwyciężania. Na dobry futbol trzeba poczekać

Sztuka zwyciężania. Na dobry futbol trzeba poczekać
fot. PAP
Sztuka zwyciężania. Na dobry futbol trzeba poczekać

W sporcie najistotniejsza jest sztuka wygrywania. Czasem nie ważne jak. Sposobem, skonstruowanym patentem, metodą na "polskiego piłkarza", czy bezlitośnie wykorzystując słabość i błędy własne przeciwnika. Rezultat zawsze wpływa na ogólny odbiór i ocenę.

Szczególnie wtedy, gdy reprezentacja po raz pierwszy od jesieni 2022 roku i spotkania też w Lidze Narodów w Cardiff z Walią, wygrywa wreszcie w meczu o punkty z zespołem o podobnym poziomie. I to na jego terenie. Czy ktoś pamięta jeszcze, w jakim stylu Polska wygrywała ostatni raz na Hampden? W latach osiemdziesiątych po golu Zbigniewa Bońka?

 

ZOBACZ TAKŻE: Zbigniew Boniek: Probierz? 10! Po takim dniu! Prokuratorzy? Po ludzku mnie…

 

Gdyby nie odwaga, zdecydowanie i polot Nikoli Zalewskiego, bylibyśmy dziś w kompletnie innych nastrojach. Obserwując przed laty jego debiut w kadrze, co prawda "jedynie" przeciw San Marino, porównując go do pierwszego występu w tym samym spotkaniu Jakuba Kamińskiego, różnica widoczna była gołym okiem. Wychowany w polskich strukturach "Kamyk" w swych ruchach i decyzjach był ostrożniejszy. Zawodnik Romy wjechał na boisko na pełnym gazie i nie ściągał z niego stopy do samego końca. Jak wczoraj.

 

Podejście do rzutu karnego wywalczonego na nim samym to prawie zuchwałość. Nie robi tego przecież na co dzień, choć to jego jedenastka dała przed rokiem awans do 1/8 finału Ligi Europy, gdy wykonał ostatnie uderzenie w konkursie rzutów karnych, eliminując z dalszych rozgrywek Feyenoord Rotterdam. Umówmy się jednak, że z dwoma bramkami w ponad setce meczów dla AS Roma wciąż nie mówimy o piłkarzu, który co tydzień celebruje zdobycie gola.

 

Dziw trochę bierze, że choć wystawiliśmy środek pola do grania w piłkę, przez większość czasu robił to jednak rywal. Że ustawienie na dwójkę napastników będących w tak zwanym "gazie" kompletnie nic nie dało. Żaden z nich z gry nie był w stanie stworzyć jakiegokolwiek zagrożenia, bo ani z drugiej linii ani z bocznych sektorów boiska nikt nie zaserwował im dobrego podania.

 

Kolejnym zaskoczeniem może być fakt, że chyba wreszcie, a zarazem i nagle "coś przeskoczyło" w głowie … nie, nie, nie Piotra Zielińskiego, lecz Sebastiana Szymańskiego. Że niewielka liczba minut w klubie nie robiła wrażenia na Kacprze Urbańskim, ale na Przemysławie Frankowskim i przede wszystkim Jakubie Kiwiorze już tak. Nasza drużyna była więc w Glasgow trochę jak samochód złożony z różnych części. Nie wszystkie były oryginalne, z odpowiednim atestem i świecące nowością. Reszta wzięta została jakby odzysku, miała swoje ubytki albo za długo leżała na półkach w magazynie więc mocno się "zakurzyła". Wygrana ze Szkocją nie jest więc żadnym "spotkaniem założycielskim" reprezentacji pod wodzą Michała Probierza czy meczem, do którego przez lata będziemy wracać we wspomnieniach. Dobrego futbolu ta drużyna jeszcze nie jest w stanie nam zaoferować. Nie szkodzi. Najważniejsze, że być może nauczyła się w takich spotkaniach jak to wczorajsze wygrywać.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie