Wisła Kraków przechodzi męczarnie! Trener Moskal szokuje! "Nikt nie był zainteresowany”

Wisła Kraków przechodzi męczarnie! Trener Moskal szokuje! "Nikt nie był zainteresowany”
Cyfrasport/Łukasz Grochala
Trener Kazimierz Moskal nie może uwierzyć w bezradność swych podopiecznych. Antoni Młynarczyk z ŁKS-u uciekł Bartoszowi Jarochowi i Marcowi Carbo z Wisły

Miał być awans do Ekstraklasy, a jest strefa spadkowa 1. Ligi – to bolesne zderzenie z rzeczywistością Wisły Kraków, która została w blokach startowych i w pierwszych siedmiu meczach uciułała ledwie sześć punktów. Wtorkowa przegrana z ŁKS-em to kolejny mecz toczony wedle scenerii: wiślacy mają częściej piłkę, dwukrotnie częściej zagrażają bramce, ale rywal jest zabójczo skuteczny i inkasuje trzy punkty. Trener Kazimierz Moskal zauważył w Łodzi niepokojące zjawisko u jego piłkarzy.

Kibice Wisły mają już dość tych statystyk. Cóż z tego, że ich pupile stworzyli aż 27 sytuacji bramkowych (ŁKS tylko siedem), posiadali piłkę przez 68 procent czasu, wypracowali więcej rzutów rożnych (siedem do pięciu), jak pod bramką rywala byli zagubieni jak dzieci we mgle. W defensywie wiślacy zachowywali się jeszcze gorzej. Krycie na radar w bocznych sektorach umożliwiało dośrodkowanie, a identyczne krycie pod bramką ułatwiło zdobycie bramek Arasowi i Feiertagowi.

 

ZOBACZ TAKŻE: Kolejna porażka Wisły Kraków. "Biała Gwiazda" w strefie spadkowej

ŁKS pokazał Wiśle, co to znaczy skuteczność. Ofensywy i defensywy

Dwa wypady ŁKS-u na połowę Wisły oznaczały dwa szybkie gole. Później padł trzeci, niczym gwóźdź do trumny, również pochodna stałego fragmentu gry i pechowego zagrania ręką Oliviera Sukiennickiego.

 

O ile dośrodkowania piłkarzy „Białej Gwiazdy” są na ogół na chybił-trafił, o tyle te piłkarzy ŁKS-u omijały obrońców i z precyzją HIMARS-ów doręczały piłkę strzelcom bramki.

 

Tak oto w ciągu czterech dni krakowianie przegrali dwa mecze ze spadkowiczami z Ekstraklasy – najpierw w piątek z Wartą 0:1. Teoretycznie nie dzieje się nic nadzwyczajnego, wszak pozycja wyjściowa Wisły to dziesiąte miejsce w 1. Lidze na koniec ubiegłego sezonu. Sezonu, po którym klub wrzucił "granat” do szatni i pozbył się dziewięciu piłkarzy, a tych nowych sprowadził zdecydowanie za późno. Stary dyrektor sportowy Kiko Ramirez nie przygotował ani jednego transferu, a jego następca Vullnet Basha, został mianowany za późno, na dodatek wciąż uczy się fachu.

 

Na wiążące podsumowania zmian kadrowych jest stanowczo za wcześnie, ale zatrzymajmy się przy dwóch. Na pierwszy rzut oka zamiana Szymona Sobczaka na Łukasza Zwolińskiego wydawała się być korzystną. Na razie jednak dokonania strzeleckie przemawiają na korzyść wychowanka Wisły, który w dziewięciu meczach ligowych zdobył cztery bramki, ale dla Arki. Zwoliński jeszcze nie trafił, ale w odróżnieniu od Sobczaka, on nie przygotowywał się do sezonu z zespołem. To istotna różnica.

 

Podobnie jest zresztą w obronie. Na dzisiaj porównanie do odprawionego w czerwcu Eneko Satrusteguiego, który mógł także pełnić rolę defensywnego pomocnika, nie wypada na korzyść sprowadzonego z Bruk-Betu Termaliki Wiktora Biedrzyckiego.

 

Wisła ma mocno podcięte skrzydła. Jej najlepszy piłkarz Angel Baena legitymuje się czterema asystami, ale tylko jedną w lidze. Jesus Alfaro jest cieniem samego siebie sprzed kontuzji. Został wypuszczony na wczasy bez zabiegu, przez co stracił okres przygotowawczy i to widać gołym okiem. Tą samą lekką ręką, co Alfaro na wczasy, Wisła wypuściła z szatni Mikiego Villara, który strzelił bramkę i dwie wypracował na trochę wyższym poziomie – w Ekstraklasie, dla Jagiellonii.

 

O ile na przyjściu Biedrzyckiego swą pieczątkę przybił trener Moskal, o tyle nie był pytany o zawodników, których klub pożegnał. A teraz to on musi się borykać z brakiem jakości, czy waleczności piłkarzy na kluczowych pozycjach.

 

Nie można bagatelizować jeszcze jednego czynnika. Klub nie zareagował na kłopoty z młodzieżowcem, po tym jak Kacper Duda doznał urazu nerki i dopiero nadrabia zaległości treningowe. Nie sprowadzono nikogo, kto zwiększyłby konkurencje wśród zawodników do lat 21. To nie przypadek, że w Łodzi jako pierwszy piłkarską „wędkę” dostał Piotr Starzyński, a Mariusz Kutwa stracił miejsce w składzie po tym, jak do Wisły wrócił James Igbekeme.

Kazimierz Moskal: Nikt nie był zainteresowany, by wybić piłkę

Natomiast nie wszystko da się zganić na jakość piłkarzy. Czasem ktoś może mieć słabsze umiejętności, ale nadrabia to nieustępliwością i walecznością. Tymczasem te cechy było widać w pierwszej połowie meczu z Wartą, w drugiej już znacznie mniej, a by dostrzec je w starciu z ŁKS-em trzeba by użyć mikroskopu. Zresztą zwrócił na to uwagę trener Moskal, opisując stratę drugiej bramki.

 

- Bardzo łatwo straciliśmy dwie pierwsze bramki. Pierwszą po dośrodkowaniu. A druga padła jeszcze łatwiej. W moim odczuciu piłka po podaniu leciała bardzo długo, a jednak nikt nie był zainteresowany, żeby ją zaatakować, wybić, czy bronić. Wykorzystał to zawodnik ŁKS-u, strzelając z bliskiej odległości do pustej bramki – nie krył zaskoczenia trener Wisły.

 

- Na pewno musimy coś zmienić, choć nie wiem jeszcze co, ale tak dalej być nie może. Dlatego musimy się dobrze zastanowić, co dalej – dodał z grobową miną.

 

Bez ogródek skrytykował też Patryka Gogoła i Piotra Starzyńskiego, których zdjął jeszcze w pierwszej połowie.

 

- To była zmiana taktyczna. Inne mieliśmy założenia, zupełnie czego innego oczekiwałem od tych piłkarzy – wyjaśnił Kazimierz Moskal.

Gogół przegrał pojedynek powietrzny przy stracie pierwszej bramki, a Starzyński również sobie nie radził choć na jego usprawiedliwienie trzeba dodać, że wystąpił na lewej stronie, a nominalnie jest prawoskrzydłowym.

Rozłam w szatni Wisły? Potrzebna jest reakcja

Czy w szatni Wisły nastąpił rozłam? Igor Sapała, podobnie jak Mateusz Młyński, wylądowali w trzecioligowych rezerwach i tam próbują udowodnić, że nadają się do pierwszego zespołu. Sapała dostał już jedną szansę od Moskala przed sezonem. Zdobył pierwszą bramkę w sezonie, w starciu z KF Llapi, ale później nie szło mu już tak dobrze, na dodatek złapał kontuzję barku, która wybiła go z rytmu treningowego. Na pewno walecznością, doskokiem pressingowym imponował Joseph Colley, którego w tym roku kibice już nie zobaczą, z powodu poważnej kontuzji.

Przerwa miała zagoić rany, ale je rozjątrzyła

Wrześniowa przerwa reprezentacyjna miała ukoić rany Wisły, tymczasem je rozjątrzyła. Do tego stopnia, że niedzielny mecz z Chrobrym Głogów ma niespodziewanie nową stawkę: jeszcze nie obrona przed degradacją, ale na pewno już ciężka próba wyjścia ze strefy spadkowej.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie