Iwanow: Karuzela ruszyła. A prawdziwa gra dopiero się zaczyna

Iwanow: Karuzela ruszyła. A prawdziwa gra dopiero się zaczyna
fot. PAP
Iwanow: Karuzela ruszyła. A prawdziwa gra dopiero się zaczyna

Znaleźć właściwego trenera często trudniej niż zawodnika. Działy skautingowe musiały poszerzyć obszar swojego działania, wykraczając dalej niż tylko odnalezienie pracownika wykonującego zawód piłkarza. Niektóre stosują nawet sztuczną inteligencję, by ta pomogła wskazać właściwego człowieka, który daną strukturą ma skutecznie pokierować. Sport, a przede wszystkim futbol, to jednak nie technologia. Piłkarze to nie roboty. Zielona murawa to nie ekran komputerowego monitora.

A zarządzanie ludźmi to nie przyciski na konsoli. "Hiszpańska" Wisła Kraków prowadzona przez Alberta Rude dopłynęła co prawda do europejskich pucharów, ale z 1. Ligi jednak się nie wydostała. A dziś okupuje strefę spadkową ekstraklasowego zaplecza. Rozstania z Kazimierzem Moskalem jednak totalnie nie rozumiem. Ale przy Reymonta w ostatnim czasie dzieją się przecież różne cuda.

 

Zobacz także: Lech już potwierdził. Odchodzi czołowy piłkarz

 

Zagłębie Lubin żegna się z Waldemarem Fornalikiem, więc w ciągu zaledwie jednego dnia dwóm uznanym w Polsce trenerskim nazwiskom powiedziano właśnie „do widzenia”. Czy w obu tych miejscach ktoś przygotował się do takich decyzji? Czy od dłuższego czasu wiedziano tam, kto ma ich zastąpić by nagromadzone bieżące problemy rozwiązać? Czy poszukiwanie „nowej miotły”, ale nie tylko takiej, która spełnia swe zadania tylko w pierwszych tygodniach sprzątania, rozpoczęto dopiero teraz? Obraz właścicieli klubów i dyrektorów sportowych, gdy są pod presją czasu, zaczyna się zawężać. Pośpiech bywa złym doradcą. Szybkie decyzje odbijają się czkawką nie tylko przy księgowych sprawach.

 

Słynna przed laty „karuzela” znów zaczyna mieć stałych klientów. Przykład Janusza Niedźwiedzia, który w ciągu nieco ponad dwóch lat był już w Widzewie, Ruchu Chorzów, a niedawno dostał angaż w Mielcu jest tego najlepszym przykładem. Kołowrotek kręci się dość szybko, czasem trudno się już połapać, gdzie aktualnie pracuje dana persona.

 

Wymowne jest to, że gdy dziś komuś w tak zwanej sieci mignął tytuł „znany klub zwolnił trenera”, część pomyślała, że zrobiła to Legia. Nie tylko dlatego, że od pewnego czasu mniej mówi się o Kapustce, Luquinhasie i Tobiaszu, bo wszyscy najbardziej skupiają się na słowach jej szkoleniowca. Największy polski klub nie jest bowiem oazą pracy dla podejmujących ją przy Łazienkowskiej trenerów. Przez dekadę, od czasów Henninga Berga, Legia miała bowiem na swoim „payrollu” trzynastu szkoleniowców. Różnych, zarówno dobrych żegnanych za szybko (Jacek Magiera), jak i niepasujących do tego miejsca jak Ricardo Sa Pinto czy Romeo Jozak. Zdarzało się i tak, że jednocześnie trzeba było opłacać i trzech trenerów, taki był przemiał i „rozmach” zmian.

 

Dariusz Mioduski z Jackiem Zielińskim, zatrudniając Goncalo Feio, poszli mocno pod prąd i doskonale wiedzą, co od pewnego czasu mówi się na „mieście” w kontekście Portugalczyka. Z duchem wszechobecnego trendu nie zamierzają się jednak utożsamiać. Na razie na wiele spraw przymyka się oko. Ale brak satysfakcjonujących rezultatów nie uratował nawet Kosty Runjaica, który miał na swoim koncie Puchar Polski, awans do fazy grupowej Ligi Konferencji i pokonanie Aston Villi oraz AZ Alkmaar.

 

Podłoża rozstania było więcej niż tylko rezultaty, ale poprzednik Feio pracuje dziś przecież w Serie A. I pewnie nie tylko dlatego, że ma niepolski paszport i prężnego menedżera. Goncalo dopiero buduje swoje „CV”, a jest w nim już wystarczająco dużo negatywnych rozdziałów. Obronić go mogą jedynie wyniki. One potrzebną są obu stronom od zaraz. Brak odpowiedniego stylu można jeszcze przeboleć. Miejsca w środku ligowej tabeli już nie. A przecież prawdziwa gra tej jesieni dopiero się zaczyna.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie