Burza w Wiśle! Królewski w ogniu pytań! "To zdecydowało o zwolnieniu Moskala”

Burza w Wiśle! Królewski w ogniu pytań! "To zdecydowało o zwolnieniu Moskala”
Polsat Sport/Michał Białoński
Prezes Jarosław Królewski próbował wytłumaczyć, dlaczego po trzech miesiącach pracy zwolnił trenera Kazimierza Moskala (z lewej)

- Po raz pierwszy spotkanie z Kazimierzem Moskalem w sprawie jego zwolnienia miałem przeprowadzić już w czwartek, ostatecznie doszło do niego dopiero w poniedziałek. Doszedłem do wniosku, że ze sztabem Mariusza Jopa i Michała Siwierskiego mój kontakt, zrozumienie tego, co wymagam, opisywanie tego, na czym mi zależy, w jaką stronę idziemy, będzie mi po prostu łatwiej – powiedział nam właściciel i prezes Wisły Kraków Jarosław Królewski.

Michał Białoński, Polsat Sport: Dlaczego zwolnił pan trenera Moskala dopiero sześć dni po porażce z ŁKS-em, a nie tuż po niej? Przez to można było odnieść wrażenie, iż to wina trenera, że ostatni mecz z Chrobrym Głogów nie doszedł do skutku.

 

Jarosław Królewski, właściciel i prezes Wisły Kraków: Na tej decyzji zaważyła dogłębna analiza tendencji, w jakiej znalazł się zespół. Mamy wykres, który porównuje nas na tym etapie pierwszej ligi do wszystkich zespołów, jakim się ostatnio udało awansować. Oczywiście, kibice pomyślą XG, XD itd. Z tej analizy wynika, jak blisko, a jak daleko jesteśmy, czy w ogóle mamy realne szanse awansować. Przy jego tworzeniu braliśmy pod uwagę nie tylko punktowanie, ale też inne modele, które świadczą, że ostatnio znaleźliśmy się w tendencji zniżkowej, więc sytuacja w tabeli robiła się bardzo niebezpieczna.

 

Doskonale też widzimy, że owszem, w stosunku choćby do ery Alberta Rude, liczba podań, kombinacji była bardzo duża, drużyna stwarzała znacznie więcej sytuacji, ale nasza gra pod bramką rywala była za mało konkretna. Oczywiście, nie wiemy, jakby się to skończyło w długoterminowej strategii, bo ta gra mogła ewoluować i zacząć działać. Natomiast są jeszcze fazy przejściowe, powroty pod bramkę, gra obronna, które sprawiają, że efekt końcowy był nie taki, jakiego oczekujemy.

 

ZOBACZ TAKŻE: Gorąco w Wiśle Kraków! Prezes Królewski dolał oliwy do ognia

 

Po raz pierwszy spotkanie z Kazimierzem Moskalem w sprawie jego zwolnienia miałem przeprowadzić już w czwartek, ostatecznie doszło do niego dopiero w poniedziałek.

 

Doszedłem do wniosku, że ze sztabem pod postacią Mariusza Jopa i Michała Siwierskiego mój kontakt, zrozumienie tego, co wymagam, opisywanie tego, na czym mi zależy, w jaką stronę idziemy, będzie mi po prostu łatwiej.

 

Z trenerem Siwierskim doszło do skandalicznej sytuacji. W publikacjach publicznie określony został „kretem”, który wynosi informacje z szatni. Pytanie tylko, czy pan się nie przyłożył do tego. Wszak trener Mariusz Jop stwierdził, że to pan ustalił, iż Siwierski będzie jego asystentem. Czy trener sam nie powinien sobie ich dobierać?

 

Pytaliście trenera Jopa, kogo on by wybrał na asystenta? Szkoda, bo jego wola była taka sama. Ja wyznaczyłem dwóch asystentów, którzy będą prowadzić Wisłę  w kolejnych meczach. Głównym jest Mariusz Jop, a obaj są dla mnie równie ważni w tym procesie. Z tego względu, że mecze, które wygrali wspólnie rok temu, to była ich wspólna praca. To jest o tyle dla mnie istotne, że również trener Jop ma bardziej lub mniej komentowane swoje prywatne problemy zdrowotne. Ten schemat działa i będzie funkcjonował.

 

Dla mnie Michał Siwierski jest istotną osobą ze względu na kwestie dotyczące danych, ale też przede wszystkim dlatego, że był w sztabie do tej pory.

 

Inna sprawa jest taka, że nigdy Jarosław Królewski nie został poproszony, przez żadnego z trenerów, o usunięcie któregokolwiek z asystentów. Także trener Moskal nigdy nie przyszedł do mnie z prośbą, że potrzebuje wymienić asystenta, z któregoś spośród nich zrezygnować. Przyszedł tylko z wnioskiem zatrudnienia Marcina Pogorzały i zostało to załatwione natychmiast.

 

Moje prywatne zdanie na temat asystentów jest takie, że oni powinni generować spostrzeżenia, insighty, widzieć to, czego nie dostrzegają trenerzy.

 

Podsumowując, popełniłem błąd, gdyż zaangażowałem trenera Moskala do projektu, co do którego nie miałem do końca przekonania, tylko uległem podszeptom z zewnątrz. To jest mój prywatny błąd, mam do siebie żal. Bardzo dużo mnie kosztowało wyjście z niego. Natomiast nie żałuję, że spotkałem na swojej drodze trenera Moskala.

Królewski: Jop i Siwierski mają szanse prowadzić zespół do końca sezonu

Ile punktów do końca roku musi zdobyć duet  Jop – Siwierski, by móc pracować dalej?

 

Punkty są ważne, ale nie będą jedynym decydującym o tym czynnikiem. Prywatnie bardzo bym chciał, aby ten duet, którego liderem jest Mariusz, poprowadził zespół do końca sezonu. I żeby ten sezon skończył się awansem do Ekstraklasy, bo uważam, iż jesteśmy w stanie go osiągnąć. Przy czym kluczowe jest dla nas myślenie o każdym kolejnym meczu i wygrywanie. To nasz obowiązek, byśmy znowu nie byli skazani na kalkulacje. Myślę, że ci ludzie mają na tyle kompetencji, aby to zrobić.

 

Co ważne, i warto powiedzieć wprost: w grudniu ubiegłego roku my i obaj ci trenerzy mieli poczucie, że to nie jest jeszcze ten czas, aby prowadzili zespół na stałe. Natomiast później pół roku z trenerem Rude, czas z Kazimierzem Moskalem, doświadczenia z Pucharu Polski i europejskich pucharów dały Jopowi i Siwierskiemu więcej doświadczenia, dzięki czemu dzisiaj są na zupełnie innym poziomie. Trenersko również.

 

Nie sądzi pan, że błędem było letnie wietrzenie szatni bez konsultowania tego z nowym trenerem?

 

Trenerzy są istotnymi elementami w historii Wisły Kraków, ale nie są i nie powinni być w żadnym klubie głównymi determinantami tego, co chcemy robić. Nas, ani żadnego polskiego klubu nie stać na zmianę całej polityki transferowej w zależności tego, czy jeden trener lubi grać takim typem zawodników, a drugi jeszcze innym. Natomiast nowe transfery były już konsultowane z trenerem Moskalem.

 

Ale na przykład mogło się okazać, że dla trenera Moskala Sobczak jest bardziej przydatny niż Zwoliński?

 

Rozmawialiśmy przy okazji zatrudnienia trenera Moskala i w temacie odprawienia Sobczaka przyznawał mi rację. Pracował z nim i był bardzo na nie.

 

Mówi pan, że trenerzy nie powinni determinować polityki transferowej klubu. Kilkaset metrów od stadionu Wisły, na stadionie Cracovii, Puszcza Niepołomice świetnie sobie radzi głównie dzięki temu, że od ponad ośmiu lat prowadzi ją Tomasz Tułacz. Klub, który ma niższy budżet płacowy od Wisły.

 

W Llapi prezes i właściciel jest również sponsorem. Jestem niebezpiecznie blisko tej sytuacji. Granie dla Wisły Kraków, trenowanie jej, zarządzanie, bycie pod presją w niej jest zupełnie innym poziomem trudności, niż robienie tych samych rzeczy w innym klubie. Przy całym szacunku dla Puszczy. Musimy sobie z tego zdać sprawę, również w kontekście karier zawodników. Na przykład Jean Carlos odszedł od nas do Pogoni, później do Rakowa i rozwinął skrzydła, a u nas mu się to nie udawało. Dlaczego? Bo mimo wszystko Wisła jest większym klubem. Zresztą widzimy to również po innych piłkarzach, którzy przeżywają szok, w związku z tym, że tutaj przychodzą. I żeby nie było, że to wartościuje negatywnie. To jest świetnie, że tak jest! Nasz błąd tkwi w czymś innym: musimy się zastanowić nad tym, że współczynnik odporności na bycie w innym miejscu, szanse na aklimatyzację w tymże miejscu jest dużo ważniejszy, niż się nam wydawało. Im większy jest klub, tym zawodnikowi trudniej pokazać umiejętności. I to widać. Również po Olivierze Sukiennickim, który widząc, jak Wisła jest wielkim klubem, musi nabrać męstwa, tężyzny. Musimy też inaczej się mobilizować na mecze pierwszoligowe, bo dla naszych przeciwników starcie z Wisłą to jest święto. Tak mi ostatnio powiedział prezes Pogoni Siedlce, że oni żyją tym już od dwóch miesięcy.

 

Trener, który radzi sobie świetnie w Puszczy, czy Bruk-Becie to jest zupełnie inny poziom zaawansowania. Tak samo bycie u sterów w takim klubie jak Wisła i Puszcza Niepołomice, przy całym szacunku dla niej, bo to piękne, motywujące historie takie kluby. Mam ogromny szacunek dla takich „underdogów”, bo sam takim byłem w swojej branży.

 

Sęk w tym, że nawet za kadencji Marzeny Sarapaty, z dyrektorem Manuelą Juncą, którzy później usłyszeli zarzuty prokuratorskie, Wisła od strony sportowej radziła sobie lepiej. Potrafiła sprowadzać Carlitosa, Jesusa Imaza, zarabiać na nich, gdy była w potrzebie. Trenerzy pracowali wówczas znacznie dłużej niż za pana kadencji. Oczywiście, pamiętamy, że początek misji ratunkowej był napiętnowany błędami poprzedników, na czele z oddaniem akcji klubu Vannie Ly.

 

W piłce nożnej bardzo trudno jest wyekstrahować kilka informacji, jak te, które pan przypomniał z przeszłości i próbować ją oceniać po czasie. Myślę, że jest to jeden z większych błędów, jakie się popełnia w piłce nożnej. Dowód słuszności rzeczy, które się wydarzyły, bez kontekstu. W literaturze jest to opisane, w książce dotyczącej m.in. danych. Natomiast, jak dobrze pamiętam, również ta drużyna, niedużo gorsza, zaraz po tym, oczywiście, po stracie dwóch-trzech piłkarzy, miała serię dziesięciu porażek z rzędu. Trzy miesiące po akcji ratunkowej. Rozumiem, że mogło się po drodze stać wiele rzeczy, ale nadal drużyna miała w składzie m.in. Marcina Wasilewskiego.

 

Ale nie miała już reżysera gry Imaza. Tak jak później, bez Aschrafa El Mahdiouiego i Yawa Yeboaha spadła z Ekstraklasy.

 

Ja wiem, że Imaz ma na imię Jesus i wiem, że jest to świetny piłkarz, dobry człowiek. Miałem z nim okazję wiele razy rozmawiać. Ale to nie było kluczowe dla tego, jakie Wisła osiągała wyniki. Myślę, że wpadliśmy w rutynę i ta rutyna po akcji ratunkowej, dzięki której, wbrew pozorom w klubie jest dużo stabilniej, panuje spokój gabinetowy. Ale ta rutyna, moim zdaniem, nas zabija. W każdym calu.

Królewski: Spadliśmy z Ekstraklasy, choć wszystko było poprawne, ale brakowało iskry

W jakim sensie?

 

Pamiętam, że jak spadaliśmy z Ekstraklasy, to wszyscy określiliśmy, że relacje w szatni były poprawne. Relacje w gabinetach i ze sponsorami były również poprawne. Teoretycznie wszystko było poprawne. Myślę, że był to nasz największy problem, bo brakowało iskier, które by ludzi rozpalały. Ja bym chciał widzieć ten ogień wszędzie, nie tylko na boisku, ale też w gabinetach, przy wynajmowaniu hoteli, przy organizacji wyjazdów. Brakuje mi tego. Przychodzi się do pracy i widzi się ludzi w marazmie. Musimy się po prostu obudzić! Mam nadzieję, że zmiany, które zaszły w tym pomogą. Nasza organizacja musi mieć znowu ogień.

 

Jarosław Królewski: Wzmocnienie obrony to priorytet na zimę

Kibice nie mogą zrozumieć, że tak dokładna analiza, jaką pan prowadził przed wietrzeniem szatni nie doprowadziła do wzmocnienia obrony, która była najbardziej kulającą formacją już w ubiegłym sezonie.

 

Diagnozowaliśmy ten problem. Oczywiście, nie wiedzieliśmy, że Joseph Colley dozna kontuzji. Sprowadziliśmy Rafała Mikulca, który może grać na lewej i prawej stronie. To solidny transfer. Ze względu na opinie sztabu sprowadziliśmy też Biedrzyckiego, który miał dawać przewagę w powietrzu. Przyglądaliśmy się też innym zawodnikom, ale nie udało się ich przekonać do przyjścia do nas. Dlatego zdecydowaliśmy, że zaczekamy do zimowego okna transferowego.

 

Z naszej analizy wynika, że problem naszej obrony, oprócz błędów indywidualnych, które widzimy, wynika z błędów w strukturze gry. Przeanalizowaliśmy sposób powrotu po stracie piłki. Mamy tam ogromne problemy. Taki sposób wracania w Ekstraklasie kończyłby się jeszcze większymi problemami. Porównując do powrotów Rakowa, czy Rapidu Wiedeń, my zawodników grających w obronie zostawiamy samymi sobie. Dostrzegamy też ich niezdecydowanie i brak synchronizacji. Jedni chcą bardzo szybko doskakiwać, inni zostają. Mamy wiele problemów komunikacyjnych. Trochę tymi tematami sobie nie pomagamy. Przy grze wysokim pressingiem mamy ewidentne problemy szybkościowe w obronie. W niektórych meczach powinniśmy być bardziej perfidni i postawić obronę nieco głębiej i zobaczyć co się wówczas stanie. Dla weryfikacji. Rozmawiamy o tym z nowym sztabem, również o grze obronnej, ustawieniu.

 

Ale przecież w meczu z ŁKS-em miał pan weryfikację. Wisła nie straciła żadnej bramki po kontrze, tylko po wrzutkach w pole karne z bocznych sektorów. Żadna taktyka ani żaden trener nie uratują zespołu, jeśli obrońcy przegrywają zdecydowanie pojedynki biegowe.

 

Korelacja między wzrostem a zwinnością piłkarza jest prosta. Trudno znaleźć i wysokiego, i szybkiego, i dobrego technicznie. Naprawdę staramy się takich sprowadzić do klubu. Wierzę w chłopaków, których mamy. Wiele można poprawić asekuracją. Jak na razie traciliśmy głupio bramki. Tak jak druga w meczu z ŁKS-em, wynikała ze złego ustawienia. Umówimy się też, że Anton Cziczkan mógł się lepiej zachować. Zgadzamy się, że jest tu wiele do poprawy. Mariusz Jop, jako były obrońca, ma swoje wnioski i zechce je wprowadzić.

 

Czy Vullnet Basha, czyli p.o. dyrektora sportowego sprawdza się w tej roli?

 

Jestem bardzo zadowolony z niego. Wraca z zagranicznego kursu dyrektora i zostanie z nami na cały sezon.

Królewski o długach Wisły Kraków

Jak wygląda sytuacja finansowa Wisły Kraków?

 

Każdy rok bez Ekstraklasy, to dla nas strata rzędu 10-12 mln zł, kolejne cztery miliony zł wynikają ze wskaźnika inflacji. Natomiast jesteśmy blisko zawarcia ugody z Adamem Mandziarą odnośnie historycznego, 21-letniego długu. Długu, przez który z UEFA nie dostaliśmy żadnej premii, a sami musieliśmy pokrywać duże koszty, jak organizacja przelotów na mecze. To ważny moment dla Wisły. Zadłużenie jest pod kontrolą. Mam aplikację monitorującą na żywo nasze ogólne zadłużenie. W stosunku do podmiotów zewnętrznych na 5 września wynosiło ono 15-20 mln zł. Ono nie zawiera długu w stosunku do akcjonariuszy.

 

Ile pan zainwestował prywatnych pieniędzy w ten klub?

 

Nie chcę tego zdradzać, bo dostanę po głowie od żony, jeśli się dowie.

 

Ale jakiego rzędu to kwota? Pięciu milionów zł?

 

Pięć milionów było, zanim zostałem prezesem. W sumie zainwestowałem w klub już ponad 10 mln.

 

Co z dyrektorem akademii Wisła Kraków po Krzysztofie Kołaczyku?

 

Na 99 procent ogłosimy konkurs na nowego, tak jak się dzieje w korporacjach. Robimy zmiany, bo uważamy, że na tym etapie potrzebujemy większego sprzężenia zwrotnego między pierwszą drużyną a tymi niższymi. Liczę na Mariusza Jopa, że będzie bardziej rozumiał ten temat. Zresztą Mariusz tak poprowadził swoją karierę, że chciał poznać futbol również od niższych lig, prowadząc nasze rezerwy. To jest również budujące

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie