Która Legia jest prawdziwa? Ekspert w szoku. „Trener odpłynął”

Która Legia jest prawdziwa? Ekspert w szoku. „Trener odpłynął”
fot. PAP
Która Legia jest prawdziwa? Ekspert w szoku. „Trener odpłynął”

W czwartkowy wieczór kibice przecierali oczy ze zdumienia. Legia, która w trzech ostatnich meczach ligowych zdobyła 1 punkt i 1 bramkę wygrała z faworyzowanym Betisem (1:0), a Jagiellonia przetrwała oblężenie w Kopenhadze i wyprowadziła cios w doliczonym czasie gry (2:1), choć rywal był o klasę lepszy. – Chwilę się zastanawiałem, o co tutaj chodzi, ale chyba znalazłem wyjaśnienie – mówi nam były piłkarz i trener Janusz Kudyba.

- Tak, jestem w szoku – przyznaje Kudyba, bo ani Legia nie miała prawa wygrać z Betisem, ani tym bardziej Jagiellonia w Kopenhadze. Jednak obie polskie drużyny sprawiły olbrzymie niespodzianki. Czwartkowy wieczór w Lidze Konferencji należał zdecydowanie do nas.


Wyjaśnienie jest bardzo proste


- Chwilę się zastanawiałem, o co tutaj chodzi, ale chyba znalazłem wyjaśnienie – mówi Kudyba. – W Europie są większe pieniądze niż w polskiej lidze, dlatego Legia z Jagiellonią wyjątkowo spięły się na te mecze. Zwłaszcza zagraniczni piłkarze potraktowali je jak okno wystawowe. Przecież oni przyjechali do nas w celach zarobkowych, a na zachodzie mogą dostać jeszcze więcej pieniędzy, więc nic dziwnego, że wychodzili ze skóry, żeby wygrać.

 

ZOBACZ TAKŻE: Zbigniew Boniek dmucha na zimne! Polskie kluby podbijają Europę


Pochwalić należy zwłaszcza Legię, która oddała co prawda mniej strzałów na bramkę, posiadanie piłki też było po stronie rywala (69 do 31), ale mieli „legioniści” pomysł na ten mecz. – Tak skoncentrowanych dawno ich nie widziałem – przyznaje Kudyba. – Real niby miał piłkę, ale niewiele z tego wynikało. Hiszpanie nie mieli klarownych okazji bramkowych, za to Legia mogła jeszcze dwie, trzy bramki dorzucić. Mentalnie mecz został rozegrany przez Legię na piątkę z plusem, za kontry należy się równie wysoka nota, choć skuteczności trochę zabrakło.


Wygrana w Kopenhadze, to był cud


O ile Legia miała mecz pod kontrolą, o tyle wygraną Jagielloni można określić mianem cudu. – Trener Siemieniec trochę odpłynął na konferencji, ale mu się nie dziwię, bo sukces jest ogromny. To się przecież nie miało prawa udać. Jakby człowiek oglądał tylko pierwszą połowę, to by powiedział, że aż dziw, że Duńczycy nie prowadzą 3, czy nawet 4 do zera. Bałem się zresztą, że jak polski zespół pęknie i straci drugiego gola, to potem już pójdzie. Kopenhaga grała dojrzale, była dobrze poukładana taktycznie i tylko szczęścia jej zabrakło. Futbol jednak nie zawsze jest sprawiedliwy – zauważa Kudyba.


Cud w Kopenhadze był możliwy dzięki grze Pululu. – To był dobry ruch trenera z postawieniem na tego zawodnika. Już nie mówię o tej sprytnie strzelonej bramce, ale o tym, jak Pululu grał. Był taki bezczelny, a przy tym efektowny. Stał się motorniczym drużyny. Inaczej niż Imaz, który w naszej lidze uchodzi za kozaka, a w starciach z tymi zagranicznymi zespołami nie istnieje – ocenia nasz ekspert.


Oyedele pod lupą Probierza i słusznie


W Legii na wyróżnienie zasłużył z kolei 19-latek Maximillian Oyedele. – Przestaję się dziwić, że trener kadry Michał Probierz zerka w jego kierunku. W meczu z Betisem wyglądał, jakby wczoraj grał dla Tottenhamu. Pewny siebie, zdecydowany, ma głowę i mental. Widać, że był w szkółce Manchesteru United. Tam ego jest wysokie, ale nie bez powodu. Ten chłopak może zrobić dużą karierę – przyznaje Kudyba.


Są pochwały, są indywidualne wyróżnienia, ale co dalej? Czy Legia z Jagiellonią jeszcze nas czymś zaskoczą? Kudyba ma poważne wątpliwości co do tego. – Dłuższej serii niespodzianek nie przewiduję. Raz na jakiś czas można się wspiąć na wyżyny i zagrać taki mecz, ale tego nie da się robić co tydzień. To jednak za wysoki pułap, bo kolejni rywale wcale nie będą łatwiejsi. I o ile teraz ta chęć pokazania się przez zagranicznych zawodników pomogła, o tyle w dalszej części przydałoby się serducho polskich zawodników. Jednak ich akurat próżno szukać w składach obu drużyn. Należą do mniejszości. I to jest problem.


Miłe złego początki


Nic dwa razy się nie zdarza. Jagiellonia drugiego cudu nie doświadczy. No, chyba że w ciągu tygodnia zmieni się w inną drużynę, bo ta Jagiellonia z Kopenhagi w ataku pozycyjnym kończyła wymianę piłki na czterech celnych podaniach. – Na masę szczęścia można liczyć raz na jakiś czas, a nie na dłuższą metę. Jagiellonia będzie miała w kolejnych spotkaniach duże kłopoty, ale Legia tak samo, choć teraz szczęściu bardzo pomogła.


- Na dłuższym dystansie ta przewaga piłkarska zachodu da o sobie znać. Ostatnio rozmawiałem z agentem, co działa na rynku włoskim. Gadaliśmy o Marchwińskim, co z polskiej ligi odchodził jako gwiazda, a tam nie może się od ławki odkleić. To jednak coś mówi. I choćby z tego powodu nie przewiduję jakichś fajerwerków – kwituje Kudyba.


Ekspert zostawia jednak otwartą furtkę do sukcesów Legii. Uważa, że ta jej pucharowa wersja jest prawdziwa. Boi się jednak, że jeśli cała para w Legii pójdzie na puchary, to może za to zapłacić wynikami w lidze. Tej Legii ciężko będzie złapać balans i grać dobrze na obu frontach. Możliwości jednak ta drużyna ma spore.

Przejdź na Polsatsport.pl

Ekstraklasa - jaki wynik?

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie