Iwanow: Od samego mieszania Legia słodsza się nie stanie. Spokoju! Stop gwałtownym ruchom
Legia Warszawa na międzynarodowej arenie znów stanęła na wysokości zadania. Pokonała zespół z Top6 La Liga, oferując (wreszcie) odpowiednią jakość, pełne zaangażowanie, właściwą, a nie nadmierną agresję, organizację gry, spokój w zachowaniu obrony, koncentrację i pewność siebie. Zarządzanie spotkaniem przez Goncalo Feio, łącznie ze zmianami personalnymi, jak i taktycznymi, też nie podlegało żadnym uwagom i krytyce.
Wszystko zagrało więc tak, jak trzeba, zespół wygląda jak na reprezentanta Polski w pucharach przystało. Pytanie tylko, co dalej, skoro nastrój w niedzielę wieczorem znów drastycznie może się zmienić.
ZOBACZ TAKŻE: Piłkarze Jagiellonii sprawili sensację, dostrzegła ich cała Europa. Jedno zwraca uwagę
Przed rokiem „Wojskowi” podobnie, a nawet bardziej efektownie, na początek europejskiej rywalizacji pokonali Aston Villę Birmingham. Wyszli z grupy w Ligi Konferencji, ale październik w Ekstraklasie był tragiczny. Mimo że strata punktowa do ówczesnego lidera nie była tak duża jak obecnie, Kosta Runjaic w marcu przestał pełnić swą funkcję. Europa w żaden sposób nie pomogła. Bolesna porażka w grudniu w Kielcach z Koroną w Pucharze Polski i wyraźne odpadnięcie z Molde w 1/16 LK tylko spotęgowały chęć podjęcia decyzji. Goncalo Feio miał ratować sezon, planem optymistycznym było mistrzostwo, realem okazało się trzecie miejsce na podium.
Jeżeli na mieście już mówi się, że Legia rozgląda się za nowym trenerem, nie jest to dobra informacja. Dla wszystkich. Czy to, co widzieliśmy w czwartek, jest oznaką dopasowania wszystkich ustawień w nie zawsze dobrze pracującym legijnym silniku, a nie jednorazowy pokaz możliwości, jakie ma ta drużyna, która częściej na prestiżową scenę ubiera się w modniejsze ciuchy niż grając z Puszczą czy Górnikiem? Czy już warto znów decydować się na drastyczne cięcia?
Futbol to proces – te słowa powtarza każdy trener. Ten musi potrwać. W Warszawie jednak trwa on jednak zawsze krócej niż w każdym innym miejscu w Polsce. Tu kryzysu nikt nie jest w stanie przetrwać. Tu nikt nie dostaje szansy, aby spróbować z niego wyjść. Czy Legia już się w nim znajduje? Po zwycięstwie nad Betisem w niedzielę przyjdzie proza życia. Porażka w Białymstoku przy ewentualnym zwycięstwie Lecha spowoduje trzynastopunktowy dystans do „Kolejorza”. Wiemy, jakie może to wywołać ruchy na górze przy Łazienkowskiej.
Najdłużej stanowisko trenera Legii w ostatnim czasie pełnił Henning Berg. Prowadził zespół w 97 meczach. Długo? Niekoniecznie. Manuel Pellegrini w czwartek na ławce Betisu zasiadł w spotkaniu numer 208. Drużyna z Andaluzji pod wodzą inżyniera przez cztery lata zawsze jest w pierwszej szóstce La Liga. Raz w tym czasie sięgnęła po Copa Del Rey. Pewnie, że nikt nie wymaga od niej zdetronizowania Realu Madryt czy Barcelony czy aby powalczyła z Atletico o trzecie miejsce. Wyniki zespołu są jednak stabilne.
Legia ma obowiązek być mistrzem co rok. To ciśnienie jest tak duże, że nic i nikt nie jest w stanie go wytrzymać. Ani zarządzający, ani piłkarze, ani trenerzy. Ostatni tytuł zdobyty został w 2021 roku i wszyscy dobrze pamiętają, jakie po nim pojawiły się turbulencje. Czy ciągłe roszady wprowadziły jakąś stabilizację i porządek? Najlepszy wynik od tamtego czasu osiągnął Runjaic, ale dwa lata bez mistrzostwa przesądziły i o jego losie. Jeszcze przed końcem drugiego roku jego kadencji.
Od samego mieszania herbata słodsza się nie stanie. Legia też nie. Nawet jeśli współpraca z Feio na razie smak ma gorzki, to kolejny gwałtowny ruch nikomu nie jest teraz potrzebny. Nie sądzę, że spotkanie z Realem Betis to jedynie deserek, przygotowany tylko na wizytę specjalnych gości.
Przejdź na Polsatsport.pl