Sztorm opanowany? Do błogostanu droga jeszcze daleka

Sztorm opanowany? Do błogostanu droga jeszcze daleka
fot. Cyfrasport
Sztorm opanowany? Do błogostanu droga jeszcze daleka

W sobotę wieczorem nastrój klęski. W środę rano pogoda ducha. A nawet gdzieniegdzie poczucie dumy połączone z niedosytem, że po portugalskiej lekcji nastąpiła metamorfoza, choć jednak bez happy endu. Zabrakło tak niewiele, by wreszcie można było ogłosić, że reprezentacji prowadzonej przez Michała Probierza w końcu udało się rozegrać tak zwany "mecz założycielski". Setki komentarzy, analiz, ale i nieustającej krytyki posunięć selekcjonera. Z pytaniami co dalej i dokąd to wszystko zmierza?

Kibic uwielbia takie mecze jak ten z Chorwacją. Kiedy od euforii po pierwszych efektownych minutach i zdobytym golu nagle znajdujemy się niemal na kolanach, z których - w naszym stylu - potrafimy się podnieść i udowodnić sobie oraz światu, że jednak drzemie w nas siła, którejś z jakiegoś powodu nie potrafimy uwolnić w dłuższych fragmentach. Nawet na dystansie tylko jednego spotkania.

 

ZOBACZ TAKŻE: Zdobywca Złotej Piłki nie ma wątpliwości w sprawie Roberta Lewandowskiego. "Kilka transferów było kluczowych"

 

Prosty, niezagłębiający się mocno w sprawy taktyczno-personalne kibic, który na kadrę przyjeżdża do Warszawy w ramach rodzinnego święta, nieoglądający piłki nałogowo przez cały weekend, dostał wreszcie to, na co czekał. Choć pewnie zapytany o pewne kwestie, nie miałby pojęcia, że Legia w następny czwartek wybiera się na europejskie puchary do Backi Topoli i z jakiego kraju jest Petrocub, kolejny rywal Jagielloni w Lidze Konferencji. Miał dostać "event". I dostał. Do tego w sobotę mógł jeszcze na żywo, prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz w życiu, zobaczyć Cristiano Ronaldo. Kiedyś na reprezentację chodziło się, by zobaczyć "naszych". Dziś tendencja ulega lekkiej zmianie. Czy dramaturgia spotkania z Chorwatami zmieni nieco opinię o polskiej reprezentacji i na listopad i Szkocję bilet będzie dostać tak samo trudno, jak miało to miejsce teraz?

 

Gdyby jednak Chorwacja we wtorek w końcu została złamana – wydaje mi się, że nasza drużyna zrobiła za mało, by tego dokonać, albo nie była po prostu w stanie tego zrobić – nie chce mi się wierzyć, by nad reprezentacją roztoczył się przyjemny błogostan. Wciąż za dużo jest chaosu, zmiennych wiatrów, podmuchów, które czasem dają nam napęd, lecz częściej z niszczącą siłą wieją nam w plecy. Łatwiej nas wywrócić, niż nadać właściwego kierunku i tempa. Nie możemy się ciągle chwiać, bujać raz w jedną raz w drugą stronę. Trzeba w końcu stanąć stabilnie i mocno. Na obu nogach.

 

Równowagi nie zapewnia też to, co dzieje się poza boiskiem. Ujawnienie nocnych sms-ów do selekcjonera, niewyjaśnione do końca kwestie dotyczące braku powołań dla Matty'ego Casha, wątpliwości, czy niegrający w klubie Jakub Moder jest faktycznie bardziej przydatny od występującego w Stanach Zjednoczonych Bartosza Slisza, znaki zapytania, czy uraz Roberta Lewandowskiego to klasyczny blef, czy jednak nasz kapitan faktycznie "nie domagał", choć raczej, gdy pojawił się już na murawie, nie było tego widać… To wszystko niepotrzebna nikomu pożywka, której można łatwo się uczepić, tym bardziej wtedy, gdy wyników brak. Remis z Chorwacją zatrzymał sztorm, który przy wyniku 1:3 wydawał się nie do opanowania. Ale na spokojne wody, które mają doprowadzić nas do mundialu w USA, Meksyku i Kanadzie jeszcze nie wpłynęliśmy. Przed nami miesiąc spokoju. Dla kibiców. Prace w stoczni muszą trwać jednak nieustannie, by nasz reprezentacyjny statek wreszcie przestał przeciekać.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie