Te dane nokautują Polaków! Minister alarmuje! "Sport to musi być inwestycja, a nie wydatek"
Z roku na rok polskie dzieci osiągają coraz słabsze wyniki na zajęciach z wychowania fizycznego. Coraz mniej ich uprawia sport, topnieje nam liczba klubów sportowych. Pod tym względem aktywności społeczeństwa odstajemy od średniej UE. Jak temu zaradzić? – Nakłady na sport powinny przestać być traktowane jako wydatek, tylko jako inwestycja – powiedział nam sekretarz stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki Ireneusz Raś.
Wiceminister sportu Ireneusz Raś, m.in. w Polsacie Sport, przedstawił ostatnio porażające dane. 94 procent naszych dzieci w klasach 1-3 ma niewystarczającą sprawność ruchową. Nasi milusińscy przestali masowo uprawiać sport i m.in. z tego powodu tyją. W ciągu minionej dekady przeciętne dziecko w Polsce stało się cięższe o cztery kilogramy.
Do tego topnieje nam liczba klubów sportowych. Na 100 tys. mieszkańców mamy ich ledwie 37. Dla porównania, Holendrzy, na identyczną liczę ludności, mają 252 kluby, Francuzi – 241, a Niemcy – 108.
ZOBACZ TAKŻE: Hiszpanie rozpływają się nad Lewandowskim. "Tak niebezpieczne, że aż przerażające"
Oczywiście, wiąże się to z malejącymi nakładami na rozwój sportu wśród dzieci i młodzieży. W okresie PRL-u Polska była znacznie uboższym krajem, niż jest obecnie, ale zakłady pracy łożyły na kluby do tego stopnia, że dzieci miały za darmo nie tylko treningi, ale też cały sprzęt. Dziś wszystko to muszą sponsorować rodzice. Zatem już na starcie eliminujemy milusińskich z najuboższych rodzin, choć często to właśnie oni mają najlepszy charakter do sportu.
Największy problem tkwi jednak w świadomości, a raczej w jej braku. Rodzice biją na alarm, gdy dziecko przynosi mierny czy niedostateczny z matematyki, angielskiego. Wówczas następują gwałtowna reakcja, szukanie korepetycji, zachęcanie do nauki w domu. Natomiast prawie nikt nie podnosi alertu, gdy dziecko jest słabe z WF-u. Nie potrafi zrobić przewrotu w przód, już o tym w tył nie wspominając. Poza wyprawą do szkoły nie ma innej aktywności fizycznej.
Tymczasem uprawianie sportu powinno stać się znowu modne, być trendy. Nie każdy musi zostać Robertem Lewandowskim czy Igą Świątek. Ale posmakowanie rywalizacji, regularnych treningów, dyscypliny pracy, uczy pracy zespołowej, hartuje ciało i ducha. Daje same korzyści.
Jeśli wszyscy, jako wspólnota narodowa, nie zatrzymamy obecnej tendencji, to nie pomogą żadne nakłady na służbę zdrowia, ani odkrycia farmaceutyki. Komfort i długość życia będą znacząco spadać. Odwrotnie proporcjonalnie do klasy samochodów, do jakich się przesiadamy.
W przygnębiający stan podstawy piramidy naszego sportu wpisują się wyniki przeprowadzonego w minioną niedzielę 10. Cracovia Półmaratonu Królewskiego. Półmaraton, jak sama nazwa wskazuje, to zaledwie połowa morderczego maratonu, w którym człowiek nie jest w stanie czerpać energii z glikogenu zgromadzonego w mięśniach, tylko musi korzystać z żelaznej rezerwy drzemiącej w nerkach, sercu, płucach, na wypadek walki o przetrwanie w ekstremalnej sytuacji. Dla osób regularnie trenujących bieganie, pokonanie tych 21,095 km, w idealnych warunkach pogodowych, jakie panowały w niedzielne przedpołudnie w Krakowie, nie jest wielkim wyzwaniem. Nieprzypadkowo bieg ukończyło ponad 10,7 tys. zawodników. Po lekturze wyników doszedłem do alarmującego wręcz wniosku! Oto podczas zawodów, w których kluczem nie jest wytrzymałość, którą nabywa się z wiekiem, a bardziej wytrzymałość szybkościowa, w czołowej 50 znalazł się tylko jeden biegacz urodzony w XXI wieku! I to na szarym końcu tejże "pięćdziesiątki".
Na szczęście wśród biegaczy zawodowych nie mamy całkowitej pustyni w młodym pokoleniu. Na marcowych mistrzostwach Polski w półmaratonie, jakie rozegrano w Łodzi, 24-letni Aleksander Wiącek był czwarty i zabrakło mu dwóch minut do medalu.
Natomiast w sporcie amatorskim i półzawodowym reguła jest prosta: próżno szukać pięknych dwudziestoletnich w ścisłej czołówce. W Krakowie od 20-24-latków szybsi czterdziestolatkowie, a nawet jeden pięćdziesięciolatek!
Obawiam się też, że państwo i szkoła nie poradzą sobie z tym problemem. Zdrowa, silna młodzież jest w dobrze pojętym interesie całej Polski. To nasza racja stanu. Rolą wszystkich instytucji w kraju, jakim pozostało choćby pięć gramów autorytetu, jest budzenie świadomości rodzin. Zrozumienia, że w tylko w zdrowym ciele zdrowy duch. Jeśli nie oderwiemy dzieci, choćby kilka razy w tygodniu, od zguby naszych czasów – gier komputerowych, zabaw smartfonowych, tik-toków etc., by wydarty w ten sposób czas przeznaczyły na jakąkolwiek aktywność fizyczną, to w skali makro nie uratuje nas nic. Będziemy skazani na ciągłe podnoszenie wieku emerytalnego, by uchronić system przed całkowitym bankructwem.
Minister Raś ma rację, podnosząc argument, że każdy milion na sport powinien być traktowany przez państwo jak inwestycja, a nie wydatek. Z jego obliczeń wynika, że na razie nakłady państwa na rozwój sportu są za niskie. Gałąź sportu odpowiada za 2,5 procent PKB, a wydatki nań stanowią ledwie 0,8 procent!
Na koniec i tak wszystko sprowadzi się do małej roli, jaką uprawianie sportu odgrywa w naszym społeczeństwie. Ledwie 28 procent Polek i Polaków decyduje się na regularną aktywność fizyczną, podczas gdy średnia unijna wynosi 49 procent! Mamy coraz lepszą infrastrukturę, boiska szkolne są dostępne, orliki oświetlone, ale na ogół świecą pustkami. Zapełnić je, najlepiej dziećmi, to zadanie dla każdego Polaka.
Przejdź na Polsatsport.pl