Iwanow: Z uśmiechem na twarzach. Jaga i Legia w czwartek w roli faworytów w Europie
Rzadko się zdarza, aby do jednego dnia w europejskich pucharach, w ich zasadniczej fazie, oba polskie kluby przystępowały w roli faworytów. Do tego w dobrych nastrojach po wygranych ligowych spotkaniach. O krótkiej zadyszce w Białymstoku nikt już nie pamięta. W Legii próbowano wzniecić mały pożar, ale strażaków z wozami nie trzeba było wzywać. Wystarczyła gaśnica z biurowych pomieszczeń, choć tym razem tak naprawdę głów nie trzeba było schładzać. Zachowano zdrowy rozsądek.
Zarówno zespół Goncalo Feio w Serbii przeciwko Bacce Topoli, jak i tym bardziej Jagiellonia przeciw mołdawskiemu Petrocubowi chcą - i powinny - dopisać do swojego konta komplety punktów. Czy jako że w pierwszej kolejce pokonały swych najmocniejszych rywali w fazie ligowej Conference League – Real Betis Sevilla i FC Kopenhaga – obaj nasi pucharowicze mogą snuć marzenia o miejscu w pierwszej ósemce na koniec roku, co oznaczałoby bezpośredni awans do 1/8 finału bez konieczności rozgrywania barażów play off w 1/16?
Dzielić skóry na niedźwiedziu nigdy nie wolno. Jednak pewne scenariusze zawsze trzeba rozważać. Szczególnie stołeczna ekipa musi zrobić wszystko, by zarówno klub z Bałkanów jak i Dynamo Mińsk 7 listopada u siebie pokonać. Dziewięć punktów powinno nie tylko zagwarantować baraże (miejsca 9-24), ale i stworzyć realną szansę na grę o pierwszą ósemkę. Choć kolejne mecze z Omonią Nikozja, Lugano i Djurgardens (z czego tylko ze Szwajcarami przed własną publicznością) nie tylko w teorii będą trudniejsze od dwóch nadchodzących. Także z racji okresu, w jakim będziemy. Zmęczenie, mimo dość szerokiej kadry, może przecież narastać.
ZOBACZ TAKŻE: Lewandowski czeka już ponad dwa lata. Nadarza się okazja, cała Barcelona tego chce
Gra o ścisłą czołówkę jest warta świeczki. Jeśli udałoby się znaleźć w gronie ośmiu najlepszych zespołów, uniknięto by tym samym dwóch dodatkowych spotkań - barażowych - 13 i 20 lutego. Byłyby one do rozegrania po bardzo krótkich urlopach (ostatni mecz 2024 roku Jagiellonia i Legia rozegrają 19 grudnia) i niedługo po zimowych obozach przygotowawczych (warszawianie zaczynają go już w pierwszej dekadzie stycznia). Legii, która prawdopodobnie będzie wiosną odrabiać straty do czołówki w Ekstraklasie, dwa dodatkowe europejskie mecze w lutym nie będą wskazane. Ryzyko odpadnięcia jest w nich duże, a im dłużej klub będzie utrzymywał się w Europie, tym lepiej także z wizerunkowego punktu widzenia.
„Jaga” ma większy komfort bo nie dość, że nic nie musi, to w lidze ma sześć punktów więcej od Legii. Do tego łatwiejszy – na papierze – wyjazd w Pucharze Polski, bo do Chojnic, a nie do Legnicy. Po wizycie Petrocubu na Podlasie przyjedzie tylko jeden naprawdę mocny rywal – na początku listopada Molde, które na początku tego roku wybiło z głowy dłuższą europejską przygodę Legionistom.
Później mistrza Polski czekają dwa mecze z przedstawicielami słoweńskiej ligi, Celje i Olimpiją Ljubljana, a także wizyta w Mladej Bolesław w Czechach. Zespół Adriana Siemieńca frycowe w Europie zapłacił już latem. I z pewnością dojrzał do tego, żeby w takich rywalizacjach liczyć na coś więcej niż remisy. Jeżeli chcemy robić progres, musimy być w takich konfrontacjach co najmniej kompetetywni. Jeden polski zespół bezpośrednio w 1/8, a drugi w barażach 1/16 to plan, który nie jest nie do zrealizowania. Dlatego na nadchodzący czwartek cel powinien być jasny. Trzy punkty w Serbii. I trzy przy Słonecznej.
Przejdź na Polsatsport.pl