Awantura o napastnika reprezentacji Polski! "To hazard na jego zdrowiu"
Hokejowa reprezentacja Polski meczem z Węgrami w Budapeszcie, rozpocznie w czwartek udział w towarzyskim turnieju im. Tamasa Sarkozy’ego. Spore zamieszanie wywołał fakt, że zabraknie w niej jednego z liderów – Kamila Wałęgi. Dlaczego? Wyjaśnia jego menedżer Michael Kolarz, który na MŚ elity w Czechach był ekspertem Polsatu Sport.
Michał Białoński, Polsat Sport: Trener reprezentacji Polski Robert Kalaber nie kryje oburzenia na Kamila Wałęgę. Na łamach Hokej.net mówi: "Umawialiśmy się z Kamilem, że przyjedzie w poniedziałek wieczorem, gdyż w weekend grał trzy mecze. Nie pojawił się w Jastrzębiu-Zdroju w ustalonym terminie. Nie dał sam żadnego sygnału, nie odbierał telefonu. Jest to dziwne zachowanie, jestem tym załamany". To zachowanie nie pasuje do Kamila. Co się zatem stało?
Michael Kolarz, menedżer Kamila Wałęgi: Zacznę tam, gdzie pan Kalaber skończył. Ja też jestem załamany i jestem w szoku! Poczułem, że granice zostały przekroczone, dlatego postanowiłem wkroczyć, choć nie jestem typem menedżera, który się miesza do takich spraw. Natomiast Kamil został postawiony w roli jakiegoś frajera, któremu się nie chce przyjechać na zgrupowanie reprezentacji. Tymczasem nikt nie przedstawił prawdziwych powodów, dla których Wałęga nie pojechał z kadrą do Budapesztu.
ZOBACZ TAKŻE: Niezwykłe osiągnięcie rywalki Igi Świątek. Może zakończyć sezon z uśmiechem
Jakie to powody?
Co najmniej tydzień przed rozpoczęciem zgrupowania reprezentacji Polski klub Kamila – Żylina wysłał informację do PZHL-u, że Kamila w ciągu dziewięciu dni rozegra sześć meczów. W każdym z nich rozgrywa średnio ponad 20 minut, to jest naprawdę olbrzymi ice time (czas na lodzie). Trzeba zaznaczyć, że słowacka liga jest jedną z najlepszych w Europie, jej poziom jest naprawdę wymagający i to w każdym meczu. Nawet jak gra pierwszy z ostatnim. Dlatego każdy z minionych sześciu meczów był bardzo dużym obciążeniem dla Kamila. Gdyby przyszło mu rozegrać jeszcze trzy spotkania dzień po dniu w towarzyskim turnieju reprezentacji Polski, to ryzyko odniesienia kontuzji z powodu przemęczenia organizmu wzrosłoby do maksimum.
Jeśli pan trener Kalaber i jego sztab śledzą mecze kadrowiczów, to powinna się im przy nazwisku Wałęgi zapalić lampka alarmowa: "Zadzwońmy do Kamila i jeżeli jest przemęczony, to niech może zostanie tym razem w domu".
Nie było takiego kontaktu?
Nie. Lampkę alarmową zapalił sztab trenerski Żyliny. Generalny menedżer tego klubu Frantisek Skladany zadzwonił do mnie i powiedział: "Wiemy, jak przemęczony jest Kamil tydzień przed zgrupowaniem, a będzie jeszcze gorzej po następnych meczach, więc wysyłamy pismo do PZHL-u. Jesteśmy gotowi puścić Kamila wcześniej na zgrupowanie, by sztab kadry i lekarz sami się przekonali o jego stanie". Dlatego Żylina 30 października wysłała pismo do PZHL-u, z analizą sytuacji Kamila. Ja to pismo widziałem, mam do niego dostęp. Gdy Kamil został oczerniony w mediach, zacząłem wnikliwie badać temat.
Do kogo to pismo zostało wysłane?
Do menedżera reprezentacji Tomasza Demkowicza. Podejrzewam, że ta informacja została przekazana trenerowi Kalaberowi. Efekt był taki, że zaczęły się naciski na Kamila. Kamil codziennie odbierał telefon od trenera Kalabera, dostawał SMS-y. Kamil powiedział, że jak musi, to pojedzie na zgrupowanie, ale po natłoku meczów naprawdę nie czuł się dobrze. Potrzebuje się zregenerować. Przecież po porcji meczów, jakie miał w Żylinie, wpadłby w wir dwóch treningów dziennie na zgrupowaniu reprezentacji, a później trzech meczów dzień po dniu na turnieju w Budapeszcie. Wiem, że wszystko to by jakoś jeszcze ogarnął, choć grając z takim zmęczeniem, nie przypominałby na lodzie siebie samego. Sęk w tym, że od najbliższego wtorku startuje mu kolejny maraton w Żylinie, gdzie ma puchary, ligę, Puchar Kontynentalny, pięć meczów w kilka dni. Gdyby pojechał na kadrę, to w 23 dni rozegrałby 14 meczów! Dlatego biję na alarm, bo coś musi być wycięte z tego programu kilka meczów.
Nie chodzi mi tylko o to, że na lodzie będzie prezentował się gorzej, niż do tego przyzwyczaił, ale o to, że jego zdrowie i życie będzie w niebezpieczeństwie! Debata o organizacji reprezentacji Polski trwa już od 10 lat, gdy ja przychodziłem grać do Polski. Zawodnicy na kadrze nie są ubezpieczeni. A ryzyko kontuzji, choroby, grając na takim zmęczeniu, jest olbrzymie. 70 procent kontuzji wynika z przemęczenia, albo ze złego przygotowania. Pękają kości, łamią się kończyny, wyskakują barki. Wszystko to są ciężkie kontuzje, których leczenie trwa nawet pół roku.
Jaka jest rada?
Trzeba przewidywać sytuację, minimalizować ryzyko kontuzji. Jeżeli sportowiec jest przeciążony, trzeba mu ograniczać liczbę rozgrywanych meczów. Tymczasem sytuacja została przedstawiona tak, że Kamilowi się nie chce grać w kadrze. Ja jestem od tego, żeby wyprostować te doniesienia. Hokej jest szybką grą, uprawiałem go przez całe życie. Widziałem masę kontuzji, które wynikają z przemęczenia.
Przytocz te najbardziej drastyczne, których byłeś świadkiem?
Gdy grałem w USA, w lidze OHL, gdzie mecze następują co dwa-trzy dni, jeden zawodnik był tak przemęczony, że jechał na pełnej szybkości za wrzuconym krążkiem, zakręciło mu się w głowie, organizm wyłączył się na sekundę, jak krótka drzemka podczas prowadzenia samochodu, poleciał głową na dół, uderzył o bandę i koniec! Już nieraz się tak stało, że w ten sposób umierali na lodzie hokeiści. Wiem, że wszyscy teraz powiedzą, że Kolarz zwariował, ale OK. Wolę wypadać teraz na wariata niż później – odpukać w niemalowane – tłumaczyć się Kamilowi czy jego najbliższym, że nie reagowałem, a on doznał kontuzji, która go przykuła do wózka inwalidzkiego.
Taki sam pogląd na to ma Żylina, która nie puściła również trzech zawodników na zgrupowanie reprezentacji Słowacji, bo oni potrzebują odpoczynku. Trener reprezentacji Słowacji przyjął to ze zrozumieniem. Żylina chce doprowadzić do tego, aby Kamil Wałęga był w wysokiej formie na kwietniowe MŚ Dywizji IA, a nie teraz, na turnieju towarzyskim w Budapeszcie, który o niczym nie decyduje, nie jest nawet turniejem pod auspicjami światowych władz hokeja IIHF-u.
Ale listopadowe zgrupowanie jest w kalendarzu IIHF.
To prawda, ale turniej nie.
Nie obawiasz się, że Kamil Wałęga trafi na czarną listę u trenera Kalabera, tak jak jego ulubieńcem nie jest grający również na Słowacji Aron Chmielewski?
Oczywiście, to trener Kalaber decyduje o składzie i powołaniach. Ja trenera cenię i szanuję, uważam, że wykonuje bardzo dobrą pracę dla reprezentacji Polski. Teraz jestem trochę w szoku. Nie oczekiwałem takich komentarzy pod adresem Kamila, ale rozumiem, każdy ma swoje nerwy. Natomiast jedyne, czego się boję, to tego, żeby Kamil nie doznał poważniej kontuzji, przez to, że jest przeciążony. Dodawanie mu w obecnej sytuacji kolejnych obciążeń do hazard na jego zdrowiu. Podkreślam, Kamil i Żylina robią wszystko, aby Wałęga był w jak najlepszej formie na MŚ, żeby wtedy miał jak najwięcej sił i doświadczenia.
Przejdź na Polsatsport.pl