Zmiana nieoczekiwana. Kluby lepsze niż reprezentacja?
Dwa polskie kluby, które są w stanie "przetrwać" zimę i zostać na nowy rok w europejskich pucharach? To rzadka sprawa. Ostatni taki moment przeżyliśmy w sezonie 2011/2012, kiedy do 1/16 finału Ligi Europy awansowały Legia i Wisła Kraków.
Ta pierwsza pod wodzą Macieja Skorży, z Danielem Ljuboją i Miroslavem Radovićem w składzie, czy z Michałem Żewłakowem w roli stopera. Ta druga, która zaczynała rozgrywki, walcząc o Champions League jeszcze z Holendrem Robertem Maaskantem, którego zastąpił później… Kazimierz Moskal. Teraz według wszelkiego rodzaju symulacji pewne gry w co najmniej 1/16 Ligi Konferencji są obaj nasi jedyni "Europejczycy": Jagiellonia Białystok i Legia Warszawa. A i bezpośredni awans do 1/8 nie jest misją nie do zrealizowania.
ZOBACZ TAKŻE: Niespodziewany kandydat do reprezentacji, ekspert nie ma wątpliwości. "Jest gotowy"
Piłkarska Polska dziwi się i zachwyca. Tylko gdzieniegdzie słychać narzekania, że co to za puchar, czasem pojawia się wypowiedziana kiedyś przez Kamila Kosowskiego słynna "Biedronka". Jednak skoro problemy mają tu niedawny dwukrotny uczestnik Ligi Mistrzów FC Kopenhaga czy hiszpański Real Betis – oba także przez porażki z polskimi klubami – oraz Panathinaikos Ateny czy Basakshehir – to można nabrać jeszcze większego szacunku do tego, co robią podopieczni Goncalo Feio i Adriana Siemieńca. Lecz jeszcze ważniejsze jest to, że zarówno "Jaga", jak i ekipa ze stolicy osiągając wynik w Europie, radzą sobie także na krajowym podwórku. Zwycięska seria trwa w najlepsze. Mimo natłoku spotkań połączonych z podróżami, których pozostała część kandydatów do ligowego podium nie doświadcza.
Legia od dłuższego czasu gra praktycznie jednym składem, dokonując tylko kosmetycznych roszad i mimo nawoływań ze strony dziennikarzy wraz z ekspertami, że Feio powinien zacząć rotować, bo "za chwilę Poznań" Portugalczyk ze swoim sztabem nie wsłuchują się w głos "ludu". Grają ci, którzy są najlepsi i na to zasługują. Zachęcanie do szerszego sięgnięcia po młodzież też się od czasu do czasu pojawia. Profesjonalna piłka to jednak nie promocja. Europejskie puchary to poważna sprawa, przywilej. Najważniejszy jest kolejny mecz. Piłkarze to zawodowcy. Nie wierzę by Bartosz Kapustka, Rafał Augustyniak czy Paweł Wszołek nawet mając w perspektywie spotkanie przy Bułgarskiej, chcieliby poprosić o wolne na Dynamo Mińsk. Cała trójka doświadczonych Polaków udowadnia, że można być w dobrej formie, także fizycznej, cały czas. A dyspozycja "Augusta" pokazuje, że powołany w październiku przez Michała Probierza do reprezentacji Maximilian Oyedele, gdy tylko wyleczy kontuzję, nie będzie miał łatwego powrotu do wyjściowego składu. Rywalizacja. Tu miejsca nikt nie dostaje za potencjał i PESEL z dłuższą datą przydatności do spożycia.
To samo dotyczy Jagiellonii Białystok. Taras Romanczuk wrócił do kadry, której być może w ogóle nie powinien ani na moment opuszczać. Jarosław Kubicki jest kolejnym przykładem na to, że nawet zbliżając się do trzydziestki, można rozgrywać prawdopodobnie sezon życia. Mateusz Skrzypczak, niestety przebywający na rehabilitacji, nominację do zespołu narodowego już otrzymał. W obu polskich zespołach, które oglądamy w Lidze Konferencji, znajdziemy spore grono piłkarzy, którzy dzięki pracy trenerów wchodzą na wyższy poziom indywidualny, z czego efekty czerpie zarówna białostocka, jak i warszawska drużyna.
Sytuacja w naszym futbolu ulega więc pewnym przeobrażeniom. Jeszcze niedawno obraz poprawiała gra reprezentacji, klubowa piłka, wchodząc w międzynarodowe szranki, często wychodziła z niej poobijana. Teraz jakby zaczyna być odwrotnie. Mimo że Liga Konferencji to nie Dywizja A Ligi Narodów, a Molde czy Baćka Topola to nie Portugalia, czy Chorwacja…
Przejdź na Polsatsport.pl