Skandaliczny wybryk w Ekstraklasie! Tego nie można puścić płazem
Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok na podium tabeli Ligi Konferencji to nie jedyny dowód na to, że w polskiej piłce klubowej coś drgnęło. Kolejny dostaliśmy w niedzielę, dzięki popisom Jagiellonii, Rakowa, Lecha i Legii. Dwa hity ligowe dały emocje, piłkarską jakość i nie zagłuszyły ich nawet zgrzytający w Białymstoku VAR, czy skandaliczne zachowanie Gustava Berggrena, który w punkcie wykonywania rzutu karnego postanowił … wykopać dziurę.
Jagiellonia zakochana w ofensywie
Najbardziej imponuje mi Jagiellonia. Podopieczni Adriana Siemieńca nie narzekają, że muszą grać co 72 godziny, tylko cieszą się tym. W czwartek posłali na deski Molde, a w niedzielę tłamsili Raków Częstochowa, zamykali go w polu karnym, a przecież „Medaliki” powinny być świeższe, wszak nie grały w tygodniu. Tymczasem ton wydarzeniom nadawała „Jaga”, nakręcona na ofensywę.
Podopieczni Adriana Siemieńca mieli ciężki początek sezonu, ale już się najwyraźniej przebudzili, dostali drugie życie. Najlepiej to widać po Jesusie Imazie, który znowu czaruje techniką, przeglądem polu, czy niesygnalizowanymi strzałami, jakim dał mistrzom Polski wyrównanie na 1:1.
ZOBACZ TAKŻE: Lewandowski nie weźmie udziału w zgrupowaniu! Kapitan kontuzjowany
A przepaść w obciążeniach meczowych jest przecież ogromna. Michal Sacek z Jagiellonii ma już w nogach ponad 2 tys. minut w tym sezonie, Jesus Imaz (1809), Joao Moutinho (1923) zbliżają się do bariery dwóch tysięcy minut. Tymczasem najbardziej eksploatowany zawodnik z pola Rakowa – Fran Tudor ma znacznie niższy przebieg – 1356 minut.
Podopieczni Marka Papszuna słyną z konsekwencji taktycznej i dopiętych stałych fragmentów gry, dzięki którym o mały włos nie wywieźli z Białegostoku trzech punktów.
Wpadka sędziowska goni wpadkę. Nie pomaga VAR, bo on również zawodzi!
Ekstraklasa ma jednak pecha do wpadek sędziowskich. 2 listopada Paweł Raczkowski wymyślił wykluczenie Michała Gurgula z Lecha Poznań, w meczu z Puszczą. Puszcza niespodziewanie pokonała lidera, również dzięki grze w przewadze liczebnej. Komisja Ligi naprawiła częściowo ten błąd, kartka została anulowana, Gurgul zagrał w hicie z Legią. Sędzia Raczkowski trafił do zamrażarki i przechodzi swego rodzaju deja vu, w kwietniu ubiegłego roku również został wysłany na zieloną trawkę, po błędzie, jaki popełnił w meczu … Lecha z Pogonią.
Tym razem w Białymstoku zawiodła technologa VAR – nie działał ekran, na którym sędzia główny Jarosław Przybył miał oglądać powtórki. Obsługujący wóz VAR Tomasz Kwiatkowski widział, że coś jest nie tak z karnym dla Rakowa, ale uznał, że sędzia główny powinien obejrzeć sam tę kontrowersję, a ekran jego nie działał. Na dodatek szwankowała łączność między wozem VAR a sędzią głównym. Dlatego mocno naciągany rzut karny został utrzymany w mocy, a na bramkę zamienił go Ivi Lopez. Rodzi się pytanie, czy Kwiatkowski nie powinien przekazać wątpliwości co do karnego sędziemu Przybyłowi za pośrednictwem sędziego technicznego, z którym łączył się przy pomocy krótkofalówki? Może byłoby to niezgodne z protokołem, ale zgodne z czymś znacznie ważniejszym – duchem fair play. Wszak to napastnik szukał kontaktu z nogą obrońcy i nurkowanie zaczął już na długo przed tym, jak doszło do kontaktu.
Gustav Berggren zapomniał o duchu fair play
Jeśli już jesteśmy przy zasadach fair play, to Komisja Ligi powinna uświadomić ich wagę Gustavovi Berggrenowi. Szwed postanowił wykopać dziurę korkami w punkcie wykonywania rzutu karnego, by utrudnić Jagiellonii zdobycie wyrównującej bramki. Celowe niszczenie murawy to zachowanie bez precedensu, zatem kara powinna być adekwatna do tego. Nie tylko druga żółta kartka, jaką pokazał mu sędzia Przybył. Zawodowy piłkarz swym zachowaniem na boisku ma dawać przykład, ale nie taki wzięty z czasów najazdów Wikingów czy Hunów, tylko z kodeksu czystego sportu XXI wieku.
Zaimponował mi również Lech Poznań. Gdy Legia zdobyła wyrównującą bramkę i starała się przejąć kontrolę nad meczem, „Kolejorz” wrzucił na wyższy bieg i odjechał, wygrywając w hicie 5:2. Cieszy, że za sterami tej lokomotywy siedzi też młody Polak Antoni Kozubal. Wychowanek Beniaminka Krosno najpierw strzelił bramkę na 2:1, później potrafił odebrać piłkę Marcowi Gualowi, dotransportować ją w pole karne i asystować przy piątym golu Alfonso Sousy. Dziś zadebiutuje na zgrupowaniu reprezentacji Polski w Portugalii. Ma szansę w niej zagrać jako pierwszy krośnianin w historii.
Pędząca w tym tempie i grająca z takim polotem poznańska lokomotywa może się okazać nie do zatrzymania w wyścigu po mistrzostwo Polski. Akcja zakończona bramką na 3:2 Sousy, z pięknymi podaniami Ishaka i Gholizadeha pretenduje do miana najpiękniejszej akcji sezonu.
Lech jest głodny sukcesu, ma wysoką jakość, trwa wydłużony miesiąc miodowy z nowym trenerem Frederiksenem, na ławce rezerwowych czekają piłkarze, którzy niemal w każdym innym polskim klubie byliby liderami, jak Salamon, Szymczak czy Jagiełło. To najlepsza recepta na sukces.
Przejdź na Polsatsport.pl