Iwanow: Stracone dwa lata. Karma wróciła
Od pozostania w Dywizji A dzieliły nas sekundy. Remis ze Szkocją uspokoiłby nastroje wokół polskiej reprezentacji do marca. I odłożył start w eliminacjach do mistrzostw świata prawdopodobnie do czerwca. Cała struktura pozostałaby nie zachwiana, nikt nie domagałby się zmian i szukania nowych rozwiązań. A tak przez najbliższych kilka tygodni czeka nas czas rozliczeń, analiz, znaków zapytania i wątpliwości.
Czy kontynuować ten projekt, czy znowu dokonywać przewrotu? Pytanie czy w przód, czy w tył? Nikt i nic żadnej gwarancji, że będzie lepiej nie da. Ani Michał Probierz, ani ktoś, kto miałby podjąć się tego wyzwania.
ZOBACZ TAKŻE: Dymisja Probierza? Mocne słowa Piotra Zielińskiego! "Jeśli noga się poślizgnie”
Jakiekolwiek poręczenie w futbolu nie istnieje. Nie jestem też zwolennikiem jednoosobowej decyzyjności, która od lat funkcjonuje przy tego typu orzeczeniach. Sprawa jest zbyt poważna, by rozstrzygnięcie leżało w gestii tylko jednego człowieka. W tym przypadku prezesa. Bez względu na to, czy nosi nazwisko Boniek, Listkiewicz, Lato, czy Kulesza.
Straciliśmy poniekąd całe dwa lata. Rok 2023 został spisany na straty w całości. Przecież ruiny po Fernando Santosie Michał Probierz w końcówce eliminacji do Euro całkowicie nie odbudował. Do finałów mistrzostw Europy awansowaliśmy nie dość, że kuchennymi drzwiami, to jeszcze przez niewielką w nich szparę – tylko dlatego że w konkursie rzutów karnych jednemu z Walijczyków zadrżała noga, a my mieliśmy między słupkami dużo lepszego bramkarza. Przez 120 minut nie oddaliśmy przecież celnego strzału. Bądźmy szczerzy. Do Niemiec na turniej wcale nie poleciała reprezentacja, która w barażu – nie licząc jedenastek - była lepsza.
To samo można powiedzieć o naszej rywalizacji ze Szkocją w Lidze Narodów. Kto grał ciekawszą i bardziej poukładaną piłkę w Glasgow? Na Hampden Polacy wygrali jedynie dzięki brawurze jednego piłkarza, Nicoli Zalewskiego, i infantylnym zachowaniom stoperów „Walecznych Serc”. Organizacja gry, cierpliwość w budowaniu kolejnych akcji, funkcjonowanie środka pola – to wszystko było po stronie rywala. Także teraz, na PGE Narodowym.
Zawiodła nas skuteczność? Zgoda. Ale to samo można powiedzieć przecież o Szkotach. To, co los zabrał im we wrześniu, oddał już wczoraj. Piłka to co prawda nie efekty wizualne i konkurs piękności, ale ekipa Steve’a Clarke’a nie dość, że nie doznała pogromu z Portugalią 1:5, to potrafiła z nią zremisować, a Chorwację nawet pokonać. Zwycięską bramkę na Narodowym zdobyła po indywidualnym błędzie człowieka, który dla odmiany w Glasgow z ich gafy skorzystał. Też w doliczonym czasie gry. W tak niesprawiedliwej dyscyplinie sportu akurat tym razem wszystko się wyrównało. Suma szczęścia podobno równa się zero. Karma. Analizując szczerze całą tę jesień w UEFA Nations League, kto bardziej zasłużył na to, by wiosną w barażach powalczyć o to, by w elicie pozostać? Polska? Czy Szkocja?
Rozumiem Probierza i zdaję sobie sprawę z tego, że los doświadczył go okrutnie. Ze względu na brak Lewandowskiego, Bednarka, Dawidowicza, Romanczuka, Frankowskiego czy Bereszyńskiego. Na to nie miał wpływu. Ale na wiele innych kwestii miał. Pora na rzetelną, rzeczową, wyważoną analizę. Musi być plan. Jeżeli ten „A” nie działa, to trzeba szukać innych rozwiązań.