Brychczy potrafił sprowadzić piłkarza na ziemię. "Brał piłkę tenisową i..."
- On był urodzony dla futbolu. Został legendą, bo technicznie właściwie nikt w Polsce nie mógł mu dorównać. Był znakomity, jeśli chodzi o wyszkolenie techniczne. Wiele rzeczy miał wrodzonych. To pomagało mu, ale przede wszystkim był wspaniałym człowiekiem, który każdemu zawodnikowi, jak również nam trenerom, bardzo pomagał - wspomina Lucjana Brychczego były trener Legii Warszawa oraz reprezentacji Polski, Jerzy Engel.
Krystian Natoński (Polsat Sport): Jak pan wspomina Lucjana Brychczego?
Jerzy Engel (były selekcjoner reprezentacji Polski, drugi i pierwszy trener Legii Warszawa w latach 1984-1987): Była to legenda polskiej piłki nożnej i człowiek, o którym mogę wypowiadać się w samych superlatywach. Był moim współpracownikiem w Legii. Z przyjemnością zaproponowałem mu współpracę przy pierwszym zespole i Lucjan natychmiast się na to zgodził. Przez wiele lat współpracowaliśmy i twierdzę, że był to wspaniały czas - dla Legii, dla mnie, jak i dla Lucjana. Był jakby takim balsamem na szatnię. W szatni czasami jest nerwowo i są różne sytuacje, które powodują nerwowość. Natomiast wejście Lucjana do szatni powodowało to, że nagle to wszystko się rozmywało. Zawsze powtarzał "słuchajcie, przecież jesteście lepsi, po co się denerwować. Trzeba tylko włożyć troszkę serca w grę i ten mecz wygramy".
Mieć kogoś takiego w swoim sztabie to zatem wielkie szczęście.
- On był człowiekiem, który rozładowywał wszelkie napięcia, jakie czasami zdarzały się w szatni. Co do pracy i współpracy był znakomity. On był współtwórcą sukcesów naszych bramkarzy. Jacek Kazimierski i Maciej Szczęsny mogą o tym wiele opowiedzieć, kiedy Lucjan przed i po treningu zostawał z bramkarzami i uderzał 50 razy na bramkę, żeby sprawdzić w jakiej są formie. To były wspaniałe momenty, które powodowały, że z przyjemnością współpracowało się z takim człowiekiem jak Lucjan Brychczy. On był urodzony dla futbolu. Został legendą, bo technicznie właściwie nikt w Polsce nie mógł mu dorównać. Był znakomity, jeśli chodzi o wyszkolenie techniczne. Wiele rzeczy miał wrodzonych. To pomagało mu, ale przede wszystkim był wspaniałym człowiekiem, który każdemu zawodnikowi, jak również nam trenerom, bardzo pomagał.
Co warto podkreślić, pan Lucjan był niesamowicie wierny barwom Legii i został tam na wiele dekad, mimo że pochodził ze Śląska.
- Zgadza się. Te śląskie korzenie zawsze wypływały u niego, gdy jechaliśmy na mecz do Górnika Zabrze. Lucjan przychodził do mnie we wtorek. Mówił "słuchaj, ja z zespołem nie pojadę, bo ja pojadę wcześniej - we czwartek. A potem spotkamy się na meczu". Wiem, że spotykał się tam z Ernestem Pohlem - jego wielkim przyjacielem ze Śląska. Potem rzeczywiście Lucjan był na meczu i wracaliśmy wspólnie. Znakomity człowiek, wspaniały trener i wielki żal, że już go z nami nie ma.
ZOBACZ TAKŻE: Legia Warszawa pożegnała Lucjana Brychczego. Wzruszające słowa
A jakim człowiekiem był prywatnie?
- Był wyciszony. Nigdy nie był duszą towarzystwa, ale był człowiekiem, który znakomicie wyczuwał atmosferę jaka się wytwarza. Potrafił jednym zdaniem lub słowem rozładować atmosferę, pewne napięcia i lubił żart. Był bardzo wesołą, pozytywną i otwartą postacią. Mogę powiedzieć, że jako kolega-trener i jako osoba, która współpracowała z nim przez cztery lata, to było wspaniałe wspomnienie.
Mimo upływu lat, cały czas był aktywny fizycznie i imponował kibicom chociażby żonglerką.
- Wie pan, co do żonglerki to też jest legenda, która powstała w szatni warszawskiej Legii. Jak ktoś z piłkarzy "wychylał się", że jest niezły technicznie, to Lucek brał piłkę tenisową i mówił "bierz normalną piłkę i żonglujemy w szatni, zobaczymy kto więcej razy podbije". I nigdy nie przegrywał. Ucinał wszelkie tego typu dywagacje w ciągu kilku sekund, jeżeli ktoś wychodził przed szereg.
Ciekawe, czy rywalizował w ten sposób np. z Kazimierzem Deyną, czyli inną legendą Legii.
- Myślę, że Deyna też wiele zyskał od Brychczego. Lucjan to był człowiek, który potrafił przekazać wszystkie swoje umiejętności. On się z tym nie chował i nie zostawiał tego dla siebie, widząc, że ktoś ma potencjał, tak jak Deyna. Dzięki temu z wielką przyjemnością patrzyło się na jednego i na drugiego.
Przejdź na Polsatsport.pl