Motorowodne mistrzostwa świata: Niezatapialny Bartek Marszałek

Tomasz LorekMoto
Motorowodne mistrzostwa świata: Niezatapialny Bartek Marszałek
fot: Polsat Sport
Motorowodne mistrzostwa świata: Niezatapialny Bartek Marszałek

Jonas Andersson udowodnił, że życie zaczyna się po pięćdziesiątce. Doświadczony szwedzki kierowca z Orebro po raz trzeci w karierze został mistrzem świata w motorowodnej F1H2O. Bohaterem wyścigowego weekendu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich był Bartek Marszałek. Bolid Polaka zanurkował pod wodą, Bartek wykręcił 2 i pół backflipa, a mimo to dzięki swoim serbskim i australijskim mechanikom ocalił łódź i stanął na podium w sprincie!

Kierowca urodzony w Karaczi (Pakistan), który osiedlił się z żoną i trójką dzieci w Szardży, z uśmiechem na ustach czeka na sali przylotów w Dubaju. Nosi zwiewne szaty, a wysłużone i zaprawione w boju brązowe sandały sprawiają, że zręcznie omija wszelakie przeszkody. Szofer obsługujący gości przybyłych na VI rundą MŚ F1H2O zarabia 3000 dirhamów miesięcznie (circa 3400 złotych) i jest szczęśliwy, że zamieszkuje Szardżę.

 

- Panie, tu cicho, spokojnie, przepiękne place zabaw dla dzieci. Pomagamy z żoną panu z Algierii, który nie miał gdzie spać. Miesiąc nocował u nas. Teraz znalazł pracę i nowe lokum. Tak uczyli rodzice, że ludziom należy pomagać. Moja żona jest księgową, zarabia lepiej ode mnie i pracuje w Dubaju. Odbieram ją codziennie po pracy. Nie stać nas, aby mieszkać w Dubaju. W Szardży płacimy połowę czynszu jaki płacilibyśmy w luksusowym mieście, a za takie uważam Dubaj. Tłumaczę najmłodszej córce, aby pilnie uczyła się w Pakistanie, bo koszt edukacji w Dubaju jest przerażający. Nauczy się fachu w ojczyźnie, to może znajdzie dobrze płatną pracę w Doha albo w Dubaju? Hej, ale prują te łodzie po lagunie Khalid! Rok temu zabrałem całą rodzinkę na motorowodne MŚ w Szardży. Podobało się. Wygrał ten Szwed, prawda? On jest troszeczkę starszy ode mnie, a wygrywa tytuł mistrza świata. Kozak. Oto i pana hotel, sir. Służę uprzejmie! – wesoły jegomość z Karaczi trajkotał jak najęty.

 

ZOBACZ TAKŻE: Mikołaj Marczyk najlepszy w Rajdzie Barbórka

 

Była późna pora, ale szofer miał wenę jakby wypił podwójne espresso w biurze prasowym w Szardży prowadzonym przez uczynnego Belga. Kiedy nazajutrz wstanie słońce, a kierowca zbudzi się, aby zawieźć brzdące do szkoły, do biura prasowego wejdzie lekka niczym koliber Jane Persson, która ogarnia cały wyścigowy bałagan u Jonasa Anderssona. Na co dzień Jane pracuje w tartaku jako księgowa, ale gdy jej ukochany walczy o laury na wodzie, waćpanna Persson zamienia się w wierną i troszczącą się o każdy detal towarzyszkę życia. Mało tego: kiedy jedna z niewiast z Ugandy pracująca na padoku będzie się zmagała ze złamanym paznokciem, wówczas Jane podejdzie do niej i znajdzie rozwiązanie. Podczas kwalifikacji, sprintu i wyścigu, Jane zakłada słuchawki i informuje Jonasa co się dzieje na akwenie. Persson była bardzo ostrożna, bo Andersson przybył do Szardży z zaledwie trzema punktami przewagi nad Rustym Wyattem.

 

- Defekty są zmorą naszego sportu. Dopóki nie zobaczę szachownicy, nie wierzę w nic – mówi rezolutna Jane.

 

Szwed wyjechał z Szardży z trzecim tytułem mistrza świata i przewagą 21 oczek nad Wyattem, a godzi się przypomnieć, że 19 czerwca Jonas Andersson obchodził 50 urodziny…

Gillman i Wyatt – mieszanka wybuchowa

 

13 października chłopak z Toronto – Rusty Wyatt świętował 30 urodziny. Dla debiutanta w cyklu mistrzostw świata przekleństwem okazuje się ostatnia runda czempionatu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Dlaczego? W Szardży życie płynie spokojnie, próżno szukać blichtru, ale oczekiwania zespołu napędzanego rzeką dolarów są ogromne. Amerykanin Scott Gillman, niby stary wyga, wychowany na muldach motocrossowych w Kalifornii i wielki mistrz F1H2O (wszak wygrywał aż 4 razy tytuł mistrza globu), zapomniał, że w sporcie napędzanym przez silnik, należy zdejmować stres z zawodnika, a nie przydawać mu nerwów. Gillman dwukrotnie triumfował w Szardży (sezony: 2003 i 2004), ale perspektywa dręczenia Anderssona z Teamu Wietnam była tak silną pokusą, że stary lis wyłączył mózg podczas kwalifikacji. Widząc, że Rusty Wyatt „wisi”, Scott Gillman zapragnął, aby młody i niedoświadczony Kanadyjczyk spróbował wykręcić jeszcze jedno szybkie okrążenie w Q2. Rusty Wyatt, na co dzień naprawiający windy w krainie klonowego liścia i artysty debla, Daniela Nestora, postanowił, że jego intelekt uda się na drzemkę. Uderzył w bolid Bartka Marszałka. Robertino Milinković, serbski artysta wśród mechaników, którego ulubionym mottem jest sekwencja: „95% pracy na padoku to stres, a tylko 5% zostaje na przyjemności”, aż zakrzyknął z bólu. I siarczyście zaklął niczym Nole Djoković i Ilija Bozoljac marnujący piłki meczowe w meczu o Puchar Davisa…

 

 

 

Prawda jest taka, że tylko siarczyste przekleństwo pasowało do tejże sytuacji. Do końca drugiej części czasówki pozostały niespełna 2 minuty, a Bartek w tym momencie był siódmy. Salto, klasyczny backflip znany z ewolucji we freestyle motocrossie a la Travis Pastrana, przytuliło się do Bartka Marszałka. Polski kierowca Orlen Team to wysportowany mężczyzna, choć schudł prawie 20 kilogramów walcząc na kilku frontach niczym napoleoński dowódca, marszałek Louis Nicolas Davout… I ocalał!

 

W przeddzień feralnego incydentu, Bartek sprawdzał sprzęt. Polak kocha słoną wodę w Szardży, nie rozprasza go słońce i modły muzułmanów ani pachnidła ciągnące się od granicy z Omanem... W piątek 6 grudnia, Marszałek wykręcił czwarty czas podczas wolnego treningu, który trwał od 14.00 do 16.00. 29 okrążeń to sporo jak na testy przed ostatnią rundą MŚ. Dla porównania: Andersson przemierzył 31 pętli, Wyatt 26, a Thani Al Qamzi 23. Rekordzistką pod kątem przemierzonego dystansu była koleżanka Bartka z Teamu Stromoy – Norweżka Marit Stromoy (40 pętli). Odegrała kluczową rolę podczas naprawy łódki. Któż inny jak nie kobieta, szefowa zespołu wyścigowego, nie pomyślałby, że mechanicy Bartka muszą coś niecoś przekąsić… 

 

Dochodziła 11.00 w sobotę 7 grudnia, kiedy zacni brytyjscy nurkowie z Osprey Rescue Team uratowali Bartka i wyciągnęli Polaka z objęć kąpieli. Marszałek ruszył z animuszem niczym Bonaparte w bitwie trzech cesarzy pod Austerlitz. Błyskawicznie wydał rozkazy: chłopaki, walczymy o start w popołudniowym sprincie. Silnik cały? Walczymy. Serbom dwa razy nie trzeba powtarzać – Robby Milinković i Rastko Kokotović to cudowne inżynieryjne mózgi, a nade wszystko przesympatyczni i pracowici ludzie. Australijczyk Paul Kirkby, stary lis, zajął się silnikiem.

 

- Jestem zodiakalnym Rakiem, zawsze obchodzę urodziny podczas Wimbledonu – rzekł posiadający specyficzne poczucie humoru Paul.

 

Kirkby mieszka w Sydney, gdzie wilgotność powietrza bardziej uprzykrza życie aniżeli aura w Szardży. Adam Breen, najmłodszy w stawce mechaników zajął się naprawą prawego pływaka. Bartek powiedział, że jego łódź wygląda jak Frankenstein, po czym dosiadł skutera i złożył protest.

 

Protest przyniósł skutek, bo Wyatta ukarano żółtą kartką i przesunięto na 11 pozycję. Kanadyjczyk to czupurny chłopak. Odwołał się i złożył protest, ale jego petycję oddalono. Trudno ocenić kto popełnił większe faux pas: Gillman ponaglający Kanadyjczyka słowami: push, push czy Wyatt, który dał się ponieść emocjom i przesadził doprowadzając do bardzo groźnego karambolu? Shaun Torrente już się nie ściga w F1H2O, a był kozakiem, bo trzykrotnie sięgnął po mistrzostwo świata, toczył z Bartkiem ciężkie boje. Potrafił jednak przyjść po incydencie i przeprosić Bartka. Kanadyjczyk jest na tyle dumny, że nie rozumie błędu jaki popełnił. Oficjalnie wypalił: to był błąd w komunikacji międzyludzkiej.

 

Bartek awansował po proteście na szóste miejsce, a w niedzielę 8 grudnia okazało się, że Polak ruszy z piątej pozycji, bo jednostkę napędową w swojej łodzi zmienił trzeci w kwalifikacjach Thani Al Qamzi. W piątek wieczorem Bartek popędził na lotnisko, aby odebrać swojego ukochanego synka Waldemara (pierwotnie Waldemar był Ryszardem Lwie Serce) i małżonkę Irinę. Codziennie dla potrzeb teamów, włoscy promotorzy zapewniają lunch, który serwowany był w eleganckim hotelu Corniche pomiędzy 11.30 a 14.30. Z uwagi na fakt, że kwartet szalonych pracoholików: Milinković, Kokotović, Kirkby i Breen pracował jak w ukropie, nie było szans, aby chłopcy mogli się posilić. Wówczas na scenę wkroczyła Marit. Norweżka przyniosła do teamowego namiotu kanapeczki z tuńczykiem. Paul Kirkby usiadł na łodzi z zachwytu i przekąsił co nieco. Łódka była gotowa na drugi sprint o 15.40. W tymże sprincie, w gronie 9 kierowców znalazł się duet: Marszałek i Wyatt… Najbardziej wysublimowane przyprawy znane w świecie arabskim, nie oddadzą klimatu tego pojedynku.

 

 

 

Wyatt najwyraźniej złapał kabla, bo nie miał ochoty wyprzedzić Polaka. Bartek usadowił się na trzeciej pozycji za plecami Erika Starka i Thaniego Al Qamzi. A jadący na czwartym miejscu Wyatt miał nadzieję sięgnąć po 7 punktów. Już wiedział, że Jonas Andersson był bezbłędny w pierwszym sprincie, więc każda strata punktów okazała się bolesna. Jakież było zdziwienie kiedy jadący na czwartym miejscu Kanadyjczyk nagle zwolnił i spadł na ostatnią pozycję… Czyżby nowy bolid i nowy silnik znaczyły mniej niż ludzkie sumienie? Wyatt mógłby się uczyć etyki i mógłby zgłębić tajniki savoir-vivre’u od swojego szefa. Do biura prasowego zanurzonego w ciemnościach w niedzielny wieczór, uchyliły się umorusane drzwiczki. Stanął w nich ubrany w białą kandorę Ahmed Al Hosani, który rzucił elegancko w stronę fotoreporterów, dziennikarzy i promotorów: „przepraszam za wszystkie usterki, za rok poprawimy się, wesołych świąt, do zobaczenia w 2025 roku w Szardży”. Majętny szef klubu motorowodnego w Szardży, a klasy ma tyle, że wody zabrakłoby w Zatoce Perskiej, aby ją wyrazić…

Wielki sukces Polaka

 

Marit Stromoy ożywiła się kiedy do namiotu Team Stromoy w sobotnie popołudnie wkroczył niesiony przez mamę Irinę Waldemar Marszałek. Ma niespełna roczek, ale już ma na koncie wywiad przeprowadzony przez byłego mistrza świata, Walijczyka Jonathana Jonesa. Bartek wziął swoją latorośl na ręce, a Jonathan ze swadą przepytywał Polaka o niezmordowaną zdolność do odradzania się. Bartek zdążył na czas i zajął trzecie miejsce w sprincie. Zyskał 8 oczek, ale najpiękniejsze było to, że synek, którego frapowała gąbka mikrofonowa, był naocznym świadkiem sukcesu taty…

 

Kiedy Waldemar na rękach mamy zawędrował przed oblicze Marit, Norweżka rzekła przyjaźnie: dzień dobry, jestem Marit! A tata Bartek poznał syna z mężem Marit Stromoy, włoskim inżynierem – Andreą Colombo. „To jest Andrzej! Mąż Marit” – a juniorowi aż się oczy zaświeciły.

 

To duży przywilej – czuć się swobodnie w świecie napędzanym przez spaliny, adrenalinę i stres. 20 godzin płynęły kontenery z Chin do portu Jebel Ali położonego pomiędzy Dubajem a Abu Dhabi. Bez pit stopu w Singapurze… Jakie trzeba mieć zaufanie do mechaników, którzy potrzebowali zaledwie kilku godzin, aby rozładować sprzęt. A godzi się przypomnieć, że duet mechaników Marszałka podróżował z Belgradu, a kolejny debel z Sydney. Zmęczeni marszrutą, nie narzekali, tylko zabrali się ostro do pracy. Pino Carelli, spec od logistyki posiadający dwa paszporty: włoski oraz Luksemburga, podziwia zapał i zaradność mechaników Polaka. Carelli nie ma związku z Alexem Carellą, znakomitym kierowcą, który 4 razy sięgał po tytuł MŚ (2011, 2012, 2013 i 2017), a ponadto wygrywał po dwakroć w Szardży (2013 i 2017). „To doprawdy tylko jedna samogłoska różnicy, ale nie jesteśmy rodziną” – uśmiechnął się Pino i zatopił się w czeluściach monitora. Przed nim trudna operacja: przerzut kontenerów i bolidów do Indonezji nad Lake Toba, gdzie pod koniec lutego 2025 roku odbędzie się kolejny wyścig.

 

Marit Stromoy ma na koncie triumf w Szardży w 2015 roku. Craig Bailey, świetny mechanik i inżynier rodem z Australii pracujący od lat dla Marit, bardzo zmartwił się awarią sprzętu Bartka Marszałka w niedzielnym wyścigu. Dla przeciwwagi, Craig ucieszył się z 4 punktów, które wywalczyła Marit zajmując siódme miejsce. Dystans był morderczy, bo aż 32 okrążenia należało przemierzyć, aby ukończyć wyścig. Marit startowała z 11 pozycji, a więc zanotowała spory awans. Punkty na zakończenie sezonu zawsze cieszą.

 

 

 

Bartek Marszałek odczuwa brak taty, wybitnego mistrza, który w perspektywy chmur z pewnością oglądał zawody w Szardży. Gdzie szukać wyścigowego natchnienia jak nie u taty? Piąte miejsce Polaka to dowód na to, że wiedza wyniesiona z lat pracy w warsztacie plus staranność w doborze personelu mechaników mogą przynieść efekt w postaci znakomitego rezultatu. 72 punkty zgromadzone przez Polaka mają kolosalny wydźwięk kiedy uświadomimy sobie, że Bartka nie wspierają szejkowie i wielcy motorowodnego świata. Talent i determinacja oraz czucie wyścigu – to niezaprzeczalne atuty polskiego kierowcy.

 

Nikt jeszcze nie zna precyzyjnego kalendarza MŚ F1H2O na rok 2025. Tak jak nie wiemy co przyniesie nam żywot kładąc się do łóżka pod rozgwieżdżonym niebem Szardży… Indonezja, Wietnam i co dalej? Słychać przymiarki do Cagliari na Sardynii tudzież do Waranasi w Indiach (kąpiel w rzece Ganges!). Ponoć mają pojawić się dwie rundy w Chinach. Jedno jest pewne: kontrakt na kolejne 3 lata organizacji ostatniej rundy MŚ zawarły władze miasta Szardża. Pakistańczyk będzie ukontentowany, bo jak mawia: „mogę w środku nocy odbierać gości z hotelu i zawieźć ich na lotnisko w Dubaju. Bardzo lubię swoją pracą i przyziemność ludzi ze sportów motorowodnych”. Skoro tata rodziny z Karaczi polubił akwen w Szardży, to można spokojnie zasypiać w krótki zimowy sen zanim bolidy zaczną uroczo hałasować pod wulkanem w Indonezji…

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie