Tak odszedł wielki selekcjoner Polaków. Wszystko przez pechowy wypadek?!
- Polskiemu hokejowi potrzebne jest silne Podhale Nowy Targ, bo głównie ono dostarcza do reprezentacji kraju charakternych, mocnych zawodników – to było motto śp. Wiktora Pysza. Napastnika i trenera, byłego selekcjonera reprezentacji Polski, który zmarł 10 grudnia w stolicy Podhala, w wieku 75 lat. Dla Polsatu Sport wspominają go legendy polskiego hokeja: Walenty Ziętara, Czesław Borowicz i Leszek Laszkiewicz.
Wiktor Pysz miał ledwie 17 lat, gdy w 1968 r. zdobył pierwsze mistrzostwo Polski z Podhalem Nowy Targ. Był to zarazem pierwszy krajowy prymat w historii najbardziej utytułowanego polskiego klubu.
Młoda krew, Wiktor i Maran Pyszowie, Walenty Ziętara po mistrzostwo dla Podhala
- Niespodzianką było to, że Witek, grający na środku ataku z bratem Marianem na lewym skrzydle i Walentym Ziętarą, na prawym, wygrywali mecze Podhalu. Rywale skupiali się na tym, żeby wyeliminować Kilanowicza, Bryniarskich, Szala, a tymczasem bramki zdobywała młodzież – wspomina Czesław Borowicz były hokeista, trener Polski podczas IO w Lake Placid.
ZOBACZ TAKŻE: Nie żyje były selekcjoner reprezentacji Polski
- Z braćmi Pyszami, Witkiem i Mańkiem, tworzyliśmy trzeci atak Podhala. Znaliśmy się od dziecka. Ja mieszkałem przy ul. Na Równi, a oni przy Ku Studzionkom. Nasze domy dzieliło 150 metrów. Większość dnia zimą spędzaliśmy grając w hokeja na ulicy. To była nasza pasja. Robiliśmy postępy tak szybkie, że trener Vorisek powołał nas, jako juniorów, do pierwszej drużyny – opowiada Polsatowi Sport Walenty Ziętara, jeden z najlepszych napastników w historii polskiego hokeja.
Ziętara: Śmialiśmy się, że zrobili nam cmentarzysko na Rynku
Pierwsze mistrzostwo kraju dla „Szarotek” było wydarzeniem ponadregionalnym.
- Śmialiśmy się, że po zdobyciu tytułu zrobili nam na płycie Rynku w Nowym Targu cmentarzysko. Poustawiali nam tablice z nazwiskami, przypominające te nagrobkowe. Faktycznie tamten sukces zjednoczył wszystkich wokół hokeja. Na jego punkcie zbzikowało całe miasto i całe Podhale – dodaje Ziętara.
- Stosowali tzw. voriszówkę, czyli słynną zagrywkę trenera Frantiska Voriska, które polegało na długim podaniu na czerwoną linię, wzdłuż bandy. Witek stał przy samej bandzie, Marian był cofnięty. Witek przyjmował podanie, wjeżdżał do środka, a ponieważ miał świetny drybling i dobry przegląd sytuacji, ściągał swojego obrońcę do środka, na co Marian, ze wspaniałym timingiem, na pełnej szybkości wchodził do tercji, wychodził sam na bramkarza, a jeśli zdążył mu zagrodzić drogę drugi obrońca, to hamował, po czym obsługiwał Walka Ziętarę, który jechał na miejsce tegoż obrońcy i strzałem niemal do pustej bramki zdobywał gola – opowiada Czesław Borowicz. – Gdy byłem obrońcą Cracovii, strzelili mi tak dwie bramki.
Walenty Ziętara pamięta to nieco inaczej.
- Guzik prawda! Trener Vorisek nie tłumaczył nam nigdy żadnych schematów. Zaczął je wprowadzać dopiero trener Borowicz. Na początku kariery ja zawsze byłem na lodzie wolnym strzelcem. Czasem miałem same udane zagrania, innym razem popełniałem błędy. W tamtych czasach myśmy się nie przywiązywali do żadnych schematów – podkreśla legenda polskiego hokeja.
Ostatnio, 27 listopada, 76-letni Ziętara, symbolicznym rzutem krążka rozpoczął mecz Podhala z Unią Oświęcim, upamiętniający 92. rocznicę powstania „Szarotek”. Przeżywający kłopoty finansowe, po wycofaniu się sponsora tytularnego, Górale przegrali 2-9.
Ruszyli na podbój Europy. Ziętara królem strzelców!
Wiktor Pysz był kapitanem reprezentacji Polski do lat 19 podczas ME w Finlandii, których odkryciem był Walenty Ziętara. Zdobył 11 bramek i wygrał punktację kanadyjską, w której Wiktor był piąty dzięki trzem bramkom i siedmiu asystom. Na tamtym turnieju grała cała elita Starego Kontynentu, na czele z Aleksandrem Malcewem, Jirzim Novakiem, Władysławem Trietjakiem.
Później życie rozdzieliło braci Pyszów i Ziętarę.
- Witek poszedł na studia do Krakowa i grał w Cracovii. Nasze drogi się rozeszły. Trener Masełko powołał nas do reprezentacji Polski, zagraliśmy razem jeden mecz, bodajże z Węgrami. Tworzyliśmy atak z Bogdanem Migaczem – przypomina pan Walenty.
Po tytuł z „Szarotkami” Wiktor Pysz sięgał także w 1973 i 1974 r., po powrocie z Cracovii (1968-19970) i Legii (1970-1972).
Trenerskie sukcesy Wiktora Pysza z Podhalem i reprezentacją Polski
Jako trener dwukrotnie prowadził Podhale – w sezonie 1980-81 i 2006-07, sięgając po mistrzostwo kraju. Apogeum jego kariery trenerskiej to lata 1999-2004, gdy prowadził reprezentację Polski, w 2001 r. osiągając z nią awans na MŚ elity. „Biało-Czerwonych” prowadził także w latach 2009-2012.
Gdy po raz pierwszy objął kadrę, wygrał z czeską opcją. Jeden z prominentnych działaczy PZHL-u lansował kandydaturę Frantiska Vybornego, ale ówczesny prezes śp. Zenon Hajduga postawił na Pysza. Mało kto wierzył w to, że reprezentacja pod jego wodzą odniesie sukces. Do tego stopnia, że na MŚ Dywizji IA do Grenoble, w 2001 r. udało się tylko dwóch polskich dziennikarzy. Tymczasem Wiktor Pysz, mający za swego asystenta brata Mariana, dopiął swego. Polska wywalczył awans do MŚ elity, choć radziła sobie bez dwóch zawodników NHL Mariusza Czerkawskiego i Krzysztofa Oliwy.
By wzmocnić obronę, pan Wiktor odkopał z drugiej ligi niemieckiej wówczas niemal 40-letniego Andrzeja Schuberta. Część ekspertów pukała się w głowę, ale ten pomysł wypalił. Schubert być może nie był już demonem szybkości, ale imponował precyzyjnym strzałem po lodzie spod niebieskiej linii. Dzięki temu Polska zdobywała bramki w przewadze. Sam Schubert strzelił ich pięć, a przy kolejnej asystował.
Leszek Laszkiewicz w samych superlatywach
- Wiktora Pysza wspominam w samych superlatywach. To był uśmiechnięty, pogodny trener. Potrafił stworzyć mocną drużynę. Olbrzymim plusem była atmosfera, dzięki której wszyscy zawodnicy chcieli przyjeżdżać na zgrupowania kadry, co wobec problemów finansowych, jakie pojawiały się w tamtych czasach, nie było tak oczywiste – powiedział nam ówczesny napastnik reprezentacji Polski Leszek Laszkiewicz. – Pamiętam, że gdy trener Pysz został selekcjonerem, to zaczęliśmy wygrywać towarzyskie turnieje EIHC. To był dowód, że coś fajnego się buduje. Największym sukcesem był awans, jaki osiągnęliśmy na MŚ Dywizji IA we Francji. To była duża zasługa trenera Pysza.
Pechowy wypadek zaszkodził Wiktorowi Pyszowi
Stan zdrowia Wiktora Pysza pogorszył się przez zdarzenie, do którego doszło w trakcie wycieczki rowerowej nad Jeziorem Czorsztyńskim.
- Na stacji benzynowej chciał kupić sobie napoje i przypadkowo uderzył głową w szklane drzwi, przez co upadł. Prawdopodobnie od tego coś mu się złego w mózgu zrobiło. Później miał wylew – opowiada Walenty Ziętara.
- Wiktor był bardzo życzliwym i radosnym człowiekiem. Miał sporo luzu. Bardzo dobrze czuł hokej. Jego odejście to wielka strata dla całego polskiego hokeja – nie ma wątpliwości Borowicz.
Walenty Ziętara miał okazję, by pożegnać przyjaciela trzy tygodnie przed śmiercią.
- Odwiedziłem go razem z Frankiem Pajerskim. Graliśmy razem na ME w Finlandii i wspominaliśmy tamten turniej. Już trzy tygodnie temu Witek był w poważnym stanie. W zasadzie już nie mówił, reagował mimiką. Z chodzeniem też miał problem. Rokowania były dobre, wydawało się, że wyjdzie z tego, ale się nie udało – żałuje Ziętara.
- Wiktor Pysz dużo wniósł do naszego hokeja. Odniósł ogromny sukces w czasach, gdy nie było łatwo awansować do elity MŚ. Zapamiętam trenera tylko z dobrej strony - nie kryje Leszek Laszkiewicz.
Uroczystości pogrzebowe śp. Wiktora Pysza zostaną odprawione w piątek, o godz. 12:30, w Nowym Targu, w kościele Św. Anny.
Przejdź na Polsatsport.pl