Szczery rachunek sumienia Kamila Stocha. "Nie o to mi przecież chodziło”
Bez silnego, wyraźnego lidera, z doświadczonymi mistrzami świata Kamilem Stochem, Piotrem Żyłą i Dawidem Kubackim na zakręcie polscy skoczkowie zakończyli pierwszy okres Pucharu Świata. Stoch przed świętami zrobił szczery rachunek sumienia. - Próbowałem gonić za przysłowiowym króliczkiem, a przecież nie o to mi chodziło, gdy podejmując nowe wyzwanie – powiedział. Przed skoczkami prestiżowy Turniej Czterech Skoczni, w którym żaden z Polaków nie jest faworytem do miejsca na podium.
Początek sezonu Pucharu Świta wskazywał, że polskie skoki będą szlusować do młodego lidera Pawła Wąska, ale i on pogubił się technicznie. W minioną niedzielę w Engelbergu był dopiero 20. Na dodatek potwierdziło się, że doświadczony trener i międzynarodowy sędzia FIS Kazimierz Długopolski miał rację w rozmowie z Polsatem Sport, że fanfary na cześć Jakuba Wolnego, który tydzień temu wypadł najlepiej spośród naszych w Titisee-Nuestadt, są za wczesne.
Trener Długopolski miał nosa co do Wolnego
ZOBACZ TAKŻE: To koniec Stocha w polskiej kadrze. "Robi to pod publiczkę"
- Owszem, cieszmy się z tego, że w Titisee był ósmy, ale ja zaczekam na to, co pokaże w kolejnych konkursach. Zobaczymy, czy będzie w stanie ustabilizować formę i regularnie wskakiwać do czołowej „dziesiątki”, czy był to tylko jednorazowy wypadek przy pracy. Na razie nie jestem w stanie powiedzieć, czy on jest w świetnej formie i będzie stale wchodził do pierwszej „dziesiątki” – podkreślał trener Długopolski.
Jakub z Engelbergu przywiózł 33. i 27. miejsce, a więc grubo poniżej oczekiwań jego i kibiców.
Zagadkowa dyskwalifikacja Żyły. "Zachowam to dla siebie"
Mielibyśmy wątłe podstawy do optymizmu dzięki Piotrowi Żyle. Największy weteran naszych skoków w sobotę w Engelbergu odleciał na 137 metrów, ale tej – jak sam mawia – „petardy” – mu nie zaliczono, z powodu zbyt dużego kombinezonu. Jak to możliwe, że strój, który jest mierzony przed zawodami, nagle po drugiej serii jawi się być zbyt obszernym? Okazuje się, że zwłaszcza w okolicach brzucha zdarzają się wahania, przez co kombinezon może się okazać o kilka milimetrów zbyt dużym. Tak kończy się balansowanie na limicie. Czy w sprzęcie o centymetr węższym „Wewiór” nie byłby w stanie odlecieć równie daleko? Pewnie byłby w stanie. Przez dyskwalifikację, zamiast skończyć konkurs na 10. miejscu, co byłoby wielkim powrotem po zesłaniu piętro niżej, do zawodów Pucharu Kontynentalnego, skończyło się na 29. pozycji.
- W okolicach brzuch można stracić nieco w obwodzie kombinezonu w trakcie dnia. Jestem zły, bo zawsze pilnujemy tego elementu stroju – denerwował się trener skoczków Thomas Thurnbichler, na antenie Eurosportu.
Enigmatycznie tłumaczył się tej stacji także Piotr Żyła.
- Wiem, co poszło nie tak, ale nie będę mówił. Zachowam to dla siebie. To jest coś, co mi się nigdy w życiu nie zdarzyło i nie zdarzy już nigdy. Nie powiem, bo się wstydzę tego – mówił z uśmiechem Żyła.
W pierwszej „trzydziestce” klasyfikacji generalnej Pucharu Świata mamy aż pięciu skoczków: 18. Aleksandra Zniszczoła (144 pkt), 19. Pawła Wąska (141), 26. Wolnego (63), 28. Kamila Stocha (57) i 30. Dawida Kubackiego (49), który do Engelbergu nie pojechał, by trenować w Zakopanem. Natomiast zdecydowanie brakuje kogoś, kto by wiódł rej, był na wyraźnej krzywej wznoszącej.
Być może najjaśniejszym punktem kadry jest Zniszczoł, który na tym etapie sezonu i tak o niebo lepiej się spisuje niż w ubiegłym sezonie, gdy punktować zaczął dopiero od Nowego Roku. Teraz ma już na koncie jedno miejsce w top 10 (tydzień temu w Titisee był 9.) i zakończenie z przytupem skoków w Engelbergu. Dzięki lotowi na 134 m awansował o 11 pozycji i był 14.
Huśtawkę nastrojów przeżywa także nasz najbardziej utytułowany skoczek Kamil Stoch. W sobotę był 18, ale w niedzielę zepsuł sobie przedświąteczny nastrój, gdyż nie awansował do konkursu. Trzykrotny mistrz olimpijski i dwukrotny mistrz świata nie wpada w panikę. Zapewnia, że jest fizycznie w formie topowej, ale zawodzi go głowa, czy, jak to barwnie ujął, nie ma łączności między sterowaniem a urządzeniem.
Szczery rachunek sumienia Kamila Stocha
W rozmowie ze Skijumping.pl dokonał też przedświątecznego rachunku sumienia.
- W mojej głowie było za dużo chęci, prób i stresu, nerwów, że trzeba się spinać, motywować, próbować gonić za przysłowiowym króliczkiem, a przecież nie o to mi chodziło. Podejmując na wiosnę nowe wyzwanie, chciałem osiągnąć zupełnie coś innego – odzyskać spokój, chęć, radość, jasną wizję skoku, a nie gonić za czymś, co jest nieosiągalne w danym momencie – wyłożył, co mu leży na sercu Kamil Stoch.
„Orzeł z Zębu” wygrał już tyle, że on już nic nie musi, ale wciąż może. Przed sezonem, gdy trenował w gronie Austriaków, którzy dziś dominują w stawce, potrafił oddawać dłuższe skoki. W przedolimpijskim sezonie chce pokazać, że stać go na więcej. 12 dni temu minęły trzy lata od ostatniego miejsca na podium PŚ Kamila. 11 grudnia 2021 r. w Klingenthal był trzeci.
Przejdź na Polsatsport.pl