Włodarczyk: Trzeba było cierpliwie czekać murowane dziewięć lat, by reprezentacja wróciła do Polsatu
Mistrzostwa Europy w 2016 to był ostatni duży turniej piłki ręcznej, który pokazywaliśmy, a który u kibica wywoływał sporą amplitudę emocji. Efektowny start, równie efektowne zwycięstwa, medalowe ambicje (wydawały się całkowicie uzasadnione) i nieoczekiwany, bolesny, koszmarny wręcz finał - wysoka porażka z Chorwacją. Finał, który faktycznie finałem turnieju wcale nie był, a był jedynie, użyję banalnego sformułowania, końcem marzeń o tytule.
Dziewięć lat wcześniej sukces przyszedł tak samo nieoczekiwanie, jak porażka w Krakowie z Chorwacją. Może nawet bardziej. To była piękna, dość mroźna zima 2007 roku. Wtedy, na niemieckich boiskach, reprezentacja po raz pierwszy zaistniała w tak zwanej zbiorowej świadomości Polaków. Rok 2007 był wielkim otwarciem, wyjściem z czeluści całkowitej anonimowości i w trybie "subito" osiągnięciem reputacji absolutnych bohaterów. Zwycięstwa z Rosją i Danią to już dość odległa historia, ale przez swoją dramaturgię stały się przy okazji, nomen omen, triumfami historycznymi. Wspaniałości tamtych dokonań nie zamazuje bynajmniej przeciętny i przegrany przez Polaków finał.
Zobacz także: 4 Nations Cup w piłce ręcznej. Terminarz i plan transmisji. Kiedy grają Polacy?
Potem były turnieje lepsze i gorsze, ale na dystansie dekady żaden nie był do cna zły. Reprezentacja zdobyła jeszcze dwa medale. Był ikoniczny "rzut Siódmiaka". Było podium w Katarze reprezentacji prowadzonej przez niemieckiego trenera. Ale z każdym rokiem generacja wicemistrzów świata wykruszała się. W końcu w reprezentacji zaczęli być w mniejszości. Wreszcie zniknęli całkowicie. To ich znikanie było wprost proporcjonalne do cykliczności rozczarowań, jakich reprezentacja zaczęła nam dostarczać.
Pojawiały się wprawdzie pojedyncze talenty na miarę tamtych sprzed kilkunastu lat, ale całego pokolenia nieprzeciętnie zdolnych nie ma. Czekamy. Ci, którzy zdobywali medale, teraz czterdziestolatkowie plus, z zapałem zabrali się właśnie za odbudowywanie prestiżu dyscypliny - w związku, w reprezentacji seniorów i pozostałych grup wiekowych.
Wreszcie, niektórzy z nich odnajdują się w roli ekspertów-komentatorów. Szmal, Lijewski, Jurecki, Jurasik, Tkaczyk, Siódmiak itd. To są nazwiska, które wtedy gwarantowały sukces, a jeśli nawet nie sukces, to pozytywne emocje, które jego brak potrafiły zrównoważyć. Dlaczego więc tamtej historii nie mieliby dopełnić dziś?
Przejdź na Polsatsport.pl