O Jesus Imaz! Jagiellonia „ścięła” Backę Topolę
Podczas Gali Tygodnika „Piłka Nożna” nieprzypadkowo zapytałem Jesusa Imaza, odbierającego nagrodę „Obcokrajowca Roku”, czy Legia Warszawa półtora roku temu ściągając Marca Guala z klubu z Podlasia pozyskała właściwego napastnika. Było to oczywiście podszyte lekką ironią, ale fakty są takie, że atakujący Legii – mimo niezłych liczb w tym sezonie – nie daje drużynie ze stolicy tyle, co jego starszy o sześć lat rodak i były klubowy kolega.

Gual, mimo że trafiał na Łazienkowską w koronie króla strzelców, nie pomógł na tyle, by zespół z Mazowsza mógł cieszyć się z jakiegokolwiek trofeum. Gdyby nie Imaz, „Jaga” nie zostałaby mistrzem Polski. I nie chodzi jedynie o kluczowego gola w walce o tytuł w Gliwicach. Ale o całokształt. Także w europejskich pucharach.
ZOBACZ TAKŻE: Zaliczka przed rewanżem wywalczona. Jagiellonia wygrała w Lidze Konferencji
Inteligencja, technika, jakość przyjęcia i finalizacji, mądrość wyborów, tak zwane rozumienie gry oraz koncentracja na zadaniach to wszystko cechy, którymi możemy określić Imaza. Gualowi w kluczowych momentach często brakuje spokoju. Albo za szybko decyduje się na strzał albo … oddaje go za późno. Czasem wygląda na zawodnika, który zbyt nonszalancko podchodzi do niektórych zagrań. Nieprzypadkowo to właśnie on regularnie wprawia kibiców Legii w stan irytacji. Za często sam ją też okazuje, głównie wtedy, kiedy w jego opinii powinien otrzymać piłkę od partnera. Rozkłada ręce, gestykuluje, zbyt ekspresyjnie przeżywa fakt, iż akcja zespołu nie toczy się po jego myśli. Jego mowa ciała nie zawsze jest odpowiednia. Trudno mi przypomnieć sobie tego typu reakcje Imaza. Jego obie finalizacje w czwartkowym spotkaniu z Backą Topolą były najwyższej jakości. Gdyby nie Imaz, „Jaga” nawet będąc zdecydowanie lepszą drużyną nie „ścięłaby” tak pewnie serbskiego przeciwnika.
Współpraca i zrozumienie Hiszpana z Afimico Pululu to na chwilę obecną największa wartość zespołu. Przy rozbitej kontuzjami i kartkami sklecanej defensywie i niefunkcjonującym idealnie środku pola przy niestuprocentowej jeszcze dyspozycji Tarasa Romanczuka, który rozpoczął spotkanie na ławce, to właśnie ta ofensywna dwójka dała Jagiellonii nie lada komfort przed rewanżem. A w zasadzie i w praktyce - pewny awans do 1/8 finału. A w nim, kto wie, czy Jesus nie spotka na swojej drodze Guala…
Przejdź na Polsatsport.pl