Stan alarmowy w polskiej piłce! Adam Nawałka chciał ratować jako pierwszy
- Rozgrywki juniorskie w Polsce są prowadzone na zdecydowanie zbyt niskiej intensywności – dyrektor sportowy Jagiellonii Łukasza Masłowski uderzył na alarm w "Cafe Futbol". Jako pierwszy rzucił się na ratunek Adam Nawałka, który ten problem zdiagnozował znacznie wcześniej. Sęk w tym, że planowana na lata jego misja w Lechu Poznań została przerwana po zaledwie czterech miesiącach.

Najbardziej utalentowani polscy piłkarze nadal cieszą się wzięciem na zachodzie. Sęk w tym, że jeden po drugim przepadają w rozgrywkach o wyższej intensywności niż nasza Ekstraklasa. Kacper Kozłowski w 2021 r. został najmłodszym Polakiem na ME, ale ani on, ani żaden z wyznawców jego talentu nie mógł przewidzieć koszmaru, jaki go spodka po wyjeździe z Pogoni. Nie poradził sobie w Anglii, Belgii i Holandii, więc wylądował w zespole środka tabeli tureckiej Superlig.
ZOBACZ TAKŻE: W takich warunkach Messi jeszcze nie grał. Nie wierzyli, że wyjdzie na murawę
Po MŚ w Katarze Jakub Kamiński był wielką nadzieją na ożywienie polskich skrzydeł, ale w Bundeslidze tonie w przeciętności, ostatni mecz rozegrał w połowie stycznia. Nie pomaga nawet mentalne i doradcze wsparcie Kuby Błaszczykowskiego, który jest wielkim wyznawcą jego talentu.
Reprezentant Polski Mateusz Bogusz po MLS wybrał Meksyk, do którego Grzegorz Lato wyjeżdżał już po zakończeniu wspaniałej przygody z Biało-Czerwonymi.
Jakub Kiwior od 8 grudnia nie zagrał ani minuty w barwach Arsenalu w Premier League. Całe szczęście, że w styczniu rozegrał chociaż dwa mecze w Lidze Mistrzów.
Michał Karbownik miał rozwiązać nasze problemy z obsadą lewej obrony, ale po opuszczeniu Legii zaginął w Anglii, nie poradził sobie w Grecji, nie błyszczy także w 2. Bundeslidze, gdzie na dodatek przerobiono go na środkowego pomocnika.
Tymoteusz Puchacza od Bundesligi odbił się jak od ściany, próbuje się odbudować w angielskiej Championship.
Maik Nawrocki nie radzi sobie z rywalizacją w Celticu Glasgow. Ostatni mecz w Scottish Premier League rozegrał w kwietniu ubiegłego roku.
Aleksander Buksa ruszył na podbój Włoch cztery lata temu. Poniósł fiasko nie tylko tam, ale też w Belgii i Austrii. Z posypaną głową popiołem wrócił do Polski, by odbudować się pod skrzydłami Jana Urbana w Górniku Zabrze.
Te przykłady można mnożyć, sięgając po nazwiska: Filipa Marchwińskiego, Jana Kałuzińskiego, Szymona Włodarczyka, czy Mateusza Łęgowskiego.
Prawidłowość jest jedna: młody Polak po wyjeździe przepada jak kamień w wodę. I nie musi ruszać do mistrza Premier League, jak po Euro 2016 uczynił Bartosz Kapustka, by przegrać rywalizację.
Efekt jest taki, że jesteśmy jedynym dużym krajem, który nie ma ani jednego reprezentanta poniżej 24 lat, który by regularnie występował w którejś z czołowych pięciu lig Starego Kontynentu. Duńczycy mają w nich pięciu piłkarzy, Szwedzi – czterech. Ktoś powie, że to Skandynawowie, a oni szybciej dojrzewają. Sęk w tym, że leżące na południu Austria i Turcja mają po trzech młodzieżowców w elitarnych ligach, Węgry, Chorwacja, Serbia, Szwajcaria – po dwóch, Czesi, Słowacy, Rumuni, Serbowie, Bośniacy, Grecy, Ukraińcy, Słoweńcy – po jednym.
Dyrektor Jagiellonii Łukasz Masłowski nie myli się, że nasi juniorzy nie radzą sobie z wysoką intensywnością. Trener Marek Papszun w rozmowie ze mną zszokował nawet, że czołowe drużyny Centralnej Ligi Juniorów są na poziomie trzeciej, czwartej ligi seniorskiej!
Masłowski proponuje, by trenerów młodzieży wysyłać na staże na zachód, do lig, w których intensywność jest najwyższa. Zastanawiam się, czy to jest właściwe rozwiązanie, wszak dobre przygotowanie fizyczne sportowca to nie jest fizyka kwantowa. Co więcej, polska piłka, w latach swej świetności, wręcz słynęła w tym właśnie aspekcie. Grzegorz Lato był nie do dogonienia, Zbigniew Boniek, Włodzimierz Smolarek byli nie do zatrzymania nawet faulami, Władysław Żmuda, Jerzy Gorgoń, Paweł Janas byli nie do ruszenia w obronie, nawet przy pomocy spychacza. Ale nie trzeba sięgać do lat 70. i 80. XX wieku, bo także w obecnym stuleciu Tomasz Hajto i Tomasz Wałdoch potrafili trzymać w ryzach obronę czołowego zespołu Bundesligi, w której świetnie radził sobie także Tomasz Kłos, a później polskie trio napędzające Borussię Dortmund – Łukasz Piszczek, Kuba Błaszczykowski i Robert Lewandowski. Mocną stroną każdego z nich było przygotowanie fizyczne, wysoka intensywność gry.
Gdy Boniek, po MŚ 1982 r., wyjechał do jednego z najsilniejszych klubów świata, jakim był wówczas Juventus, nie potrzebował czasu na adaptację do warunków treningowych, tylko sam podnosił ich intensywność. "Hej, Polak, nie tak szybko!" – słyszał apele włoskich kolegów.
Adam Nawałka, jesienią 2018 r., na początku swej przygody z Lechem, zauważył, że drużyna nie jest przyzwyczajona do treningu o wysokiej intensywności. Dlatego postanowił to zmienić i na treningach dołożyć do pieca, by ułatwić piłkarzom wyjście na wyższy poziom, a później adaptację po wyjeździe na zachód. Oczywiście, wiązało się to z wysiłkiem i wyrzeczeniami piłkarzy. Metody Nawałki przy Bułgarskiej zostały przyjęte z dezaprobatą. Podobnie jak 13 lat wcześniej w Wiśle Kraków te, którym hołdował Dan Petrescu.
Pod batutą pana Adama swe pierwsze bramki w Ekstraklasie strzelał 16-letni wówczas Filip Marchwiński. Gdyby dane mu było popracować z Nawałką dłużej niż cztery miesiące, jego wejście do składu Lecce w Serie A nie byłoby tak bolesne, na dodatek od stycznia zmaga się z zerwaniem więzadeł krzyżowych. Tak samo można tylko spekulować, czy Kamil Jóźwiak, który przecież zachwycił nas rajdem przez pół boiska i bramką strzeloną Holendrom, za kadencji Jerzego Brzęczka, nie musiałby kończyć na ławce drugoligowej Granady. U Nawałki Jóźwiak był jednym z najbardziej dynamicznych skrzydłowych w lidze. Może jemu również potrzebne było wyjście na wyższy poziom z intensywnością treningu?
Przez pół roku po wyjeździe do Niemiec treningi wydawały się za ciężkie również Robertowi Gumnemu, który dostawał szansę w Lechu u Nawałki. Zapewne tego szoku by nie doświadczył, gdyby w Polsce popracował na zbliżonym poziomie intensywności.
Zastanówmy się jeszcze nad jednym aspektem polskiej piłki klubowej. Czy hołdując młodszemu pokoleniu trenerów, mających niewiele ponad 30 lat, które z pewnością jest skuteczne, czego dowodzą przykłady: Adriana Siemieńca, Dawida Kroczka, Mateusza Stolarskiego, Goncala Feio, Dawida Szulczka, stać nas na to, aby nie korzystać z doświadczenia Adama Nawałki, który jako jedyny w XXI wieku odniósł wynik z reprezentacją, który można nazwać sukcesem?
Przejdź na Polsatsport.pl