Iwanow ocenił losowanie Legii Warszawa i Jagiellonii Białystok w Lidze Konferencji
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ale chyba nie tylko dlatego powszechnie uznano, że w obu meczach 1/8 finału Ligi Konferencji to właśnie polskie kluby postawione zostały w roli faworytów. Ja bardzo się cieszę, że Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok nie wpadły na siebie już teraz. To jednak europejskie puchary gdzie krajowa wewnętrzna rywalizacja nie będzie nigdy tak samo dobrze smakować.


Jagiellonia Białystok - TSC Backa Topola. Obszerny skrót meczu

Shamrock Rovers - Molde. Skrót meczu

Maciej Stolarczyk: Byłem zwolennikiem tego, by polskie kluby na siebie nie trafiły

Przemysław Łagożny: Nowy trener Cercle Brugge stara się zastąpić cechy wolicjonalne elementami piłkarskimi

Emil Kamiński: Na tym etapie Jagiellonia już nic nie musi, tylko może
Jak na przykład El Clasico w Hiszpanii, które frapujące jest zawsze i wszędzie. W Copa Del Rey, Superpucharze Hiszpanii czy Champions League. Ale to przecież zupełnie inny poziom. Mecze „Jagi” i z klubem z Łazienkowskiej nie doczekały się póki co nawet miana polskiego klasyka.
Zobacz także: Czy Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok mogą zmierzyć się w Lidze Konferencji? Oto drabinka
Czy kibic z Białegostoku i Warszawa słusznie zaciera ręce, widząc swoich pupilów już w ćwierćfinale? O tym, jak trudnym rywalem jest Molde, Legia przekonała się na własnej skórze przed rokiem, jeszcze pod wodzą Kosty Runjaica. W Norwegii stołeczna ekipa próbowała forsować defensywę przeciwnika Pekhartem i Rosołkiem, a w środku pola piłki odbierać miał Zyba. Skład nie był raczej mocniejszy niż dzisiaj, drużyna musiała nabrać nowego „sznytu” po odejściach Muciego i Slisza, co nie do końca się udało, dlatego zespół kilka tygodni później został przejęty przez Goncalo Feio. Dziś jest to inna Legia. I inne Molde. To nic, że sezon w Eliteserien zaczyna się dopiero w ostatni weekend marca. W ubiegłym sezonie sytuacja była przecież identyczna. W czwartek Bodo w Lidze Europy wyeliminowało holenderskie Twente, a jaka była różnica pomiędzy tym norweskim klubem a polskim, w lecie boleśnie przekonała się Jagiellonia.
Rywala białostoczan też dobrze znamy. A nawet lepiej. W sierpniu Wisła Kraków przegrała z Cercle u siebie 1:6, by w Brugii być bliska odrobienia gigantycznych strat. Dziś niedawny przeciwnik krakowian to zaledwie trzynasta drużyna belgijskiej ekstraklasy, która zaraz po meczach z „Białą Gwiazdą” sprzedała do Cincinnati swojego najlepszego napastnika Kevina Denkeya za 15 milionów euro.
W fazie ligowej LK, Cercle potrafił wygrać w Lublanie z Olimpią 4:1, z którą u siebie problemy miała „Jaga”. Ale też przegrać w Rejkjawiku z Vikingurem. Na pewno nie jest to drużyna, do której najbardziej pasuje określenie „stabilna”. A to właśnie jest jednym z atutów zespołu Adriana Siemieńca. Poza tym na Podlasiu nic nie muszą. Oni mogą. To komfortowa sytuacja. W Warszawie „napinka” na pewno jest większa. Choć w tej chwili zdecydowanie bardziej liczy się to, co w krajowych rozgrywkach. Zanim „legioniści” wybiorą się nad fiordy, muszą w Ekstraklasie pokonać Radomiak i Śląsk Wrocław, a w międzyczasie wyeliminować z Pucharu Polski Jagiellonię. By zagrać w znów w europejskich pucharach na razie nie ma co nadmiernie myśleć o tegorocznych. W tej chwili to krajowa sprawa dla Legii jest najbardziej istotna.
Przejdź na Polsatsport.pl