Zmiana właściciela uderzy w legendarny polski klub?! Prezes odkrył karty! "Mamy odciążyć właściciela"
Czy zmiana właściciela Comarchu uderzy w najstarszy polski klub Cracovię? - Gdy przychodziłem do klubu, usłyszałem, że Cracovia potrzebuje uporządkowania strukturalnego i finansowego, a ono wymaga środków finansowych, które klub musi ponieść. W przyszłości, i to jest moje zadanie, mamy odciążyć właściciela od kwestii finansowania klubu – powiedział Polsatowi Sport prezes "Pasów" Mateusz Dróżdż.

Michał Białoński, Polsat Sport: Większość, bo 78,5 procent akcji Comarchu przejęło Chamonix Investment Poland, ale rodzina państwa Filipiaków zapewniła sobie przewagę na Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy, bo Chamonix ma tylko 42,1 procent głosów, reszta należy do żony i dzieci śp. Janusza Filipiaka. Natomiast czy zmiana w strukturach własnościowych Comarchu ma przełożenie na Cracovię? Czy klubowi nic nie grozi w pespektywie najbliższych lat?
Mateusz Dróżdż, prezes Cracovii: Ja skutków tych zmian nie odczuwam. Wielu kolegów po fachu mogłoby mi zazdrościć warunków zarządczych, które mam w Cracovii. Nie zaszła żadna zmiana, która mogłaby w negatywny sposób wpłynąć na przyszłość Cracovii i naszych planów.
ZOBACZ TAKŻE: Prezydent Krakowa jest kibicem Wisły. Prezes Cracovii reaguje! "Ludzie się często śmieją”
Czyli nie usłyszał pan hasła o zaciskaniu pasa?
Gdy przychodziłem do klubu, usłyszałem, że Cracovia potrzebuje uporządkowania strukturalnego i finansowego, a ono wymaga środków finansowych, które klub musi ponieść. W przyszłości, i to jest moje zadanie, mamy odciążyć właściciela od kwestii finansowania klubu. I to jest racjonalne podejście.
Ile ma pan czasu na odcięcie Cracovii od kroplówki Comarchu?
Nie ma daty brzegowej. Mam w sposób systematyczny poprawiać sytuację finansową klubu. To zadanie od samego początku powierzyła mi pani prezes Elżbieta Filipiak. Na pewno, za rok 2024, wynik finansowy - z różnych powodów - nie będzie dla mnie satysfakcjonujący. Liczę jednak na to, że w kolejnych latach to się zmieni, ale w tym zakresie czeka nas jeszcze dużo pracy.
To efekt zakupu przez Comarch od Gminy Kraków wszystkich akcji spółki Cracovia SSA?
Nasze przychody będą zwiększone, podobnie jak koszty. Po wydzieleniu spółek dotyczących zarządzania basenem i hokejem, przyszły rok finansowy będzie lepszy, chociaż wciąż będziemy ulepszać kwestie finansowe i strukturalne. Myślę, że rok budżetowy 2026 będzie pierwszym, w którym wszystkie struktury zaczną już w pełni funkcjonować. Czy wyjdziemy na zero, to zależy od sprzedaży zawodników. Proszę nie mylić tego z płynnością finansową, która nie jest zagrożona.
Czy Cracovii nie brakuje rezerwy na ekstra wydatki? Tak hokej wspomagał prof. Filipiak. Dróżdż odpowiada
Nie brakuje panu żelaznej rezerwy finansowej na nagłe wydatki, jaką wykorzystywał chociażby prof. Filipiak, by wzmocnić drużynę hokeistów przed walką o mistrzostwo Polski? Gdyby trafił się panu pomocnik, gwarantujący wiele asyst napastnikom, na czele z Benjaminem Kallmanem, udałoby się panu przekonać radę nadzorczą z panią Elżbietą Filipiak na czele, do takiej inwestycji?
Pani prezes Filipiak, co mówię z pełną szczerością, to jest najlepszy szef, jakiego miałem w piłce. Staram się odciążać panią prezes od rzeczy związanych z Cracovią, ale rozmawiamy na tematy sytuacji w Cracovii i zawsze służy pomocą.
Oczywiście, w hokeju sytuacja jest trudniejsza, bo w nim nie ma z czego pokrywać ewentualnych nagłych wydatków, ale budżet, który przewidzieliśmy w tym roku na hokej, zakładał wzmocnienia przed play-offami, jednak sytuacja na rynku spowodowała, że nie przeprowadziliśmy planowanych wzmocnień.
Ile wynosi budżet na hokej?
Z utrzymaniem lodowiska przekracza 10 mln zł. Pamiętajmy, że jesteśmy jedynym prywatnym klubem w Polsce. Reszta jest na garnuszku miast. Z rozmów z dyrektorem Sebastianem Witowskim wiem, że w tej chwili nie ma zawodników na rynku. Rynek się zamknął i to widać po innych zespołach. Za wyjątkami, jak transfery Tychów czy Sosnowca, czy niemal całkowity rozbiór Podhala. Wracając do meritum, nie brakuje mi nic ze strony Comarchu, żebym mógł spokojnie zarządzać klubem.
Święta wojna na ulicach Krakowa. Tak widzi ją Mateusz Dróżdż
Czuje pan świętą wojnę na ulicach Krakowa?
Prezesi stają się osobami publicznymi. Często po wyjściu na Kazimierz czy Rynek Główny kibice Cracovii proszą o zdjęcia i autografy. Taka również nasza rola.
W Galerii Bronowice czasem zdarza mi się spotykać kibiców Wisły. Sytuacje są od śmiesznych, gdy kibic mnie złapał i powiedział: "Modliłem się, żeby to nie pan przyszedł do Cracovii, bo widziałem pana pracę w Widzewie", po takie, że czasem ktoś mi powie parę brzydkich słów. Ale miło słyszeć również od kibiców Wisły zdania: "Gratuluję wykonanej pracy, my marzymy o Ekstraklasie".
Godzi pan know-how sportowe, prawnicze i zarządzanie. Jak pan się zaraził piłką? To jeden z najmniej przewidywalnych biznesów.
Zaraził mnie piłką tata, który w 1994 r. wziął mnie na mecz Zagłębia Lubin, które wygrało derby ze Śląskiem Wrocław 7:0. I tak zostało, już stale chodziłem na mecze Zagłębia. Potem trafiłem dalej.
Sentyment do "Miedziowych" pozostał?
Oczywiście. Czuję go także do Górnika Polkowice, do Widzewa, w których pracowałem, a teraz do Cracovii. Każdy klub, w którym pracowałem, darzę olbrzymią sympatią, ale Zagłębie było tym pierwszym. Wychowało mnie piłkarsko, ale też w gabinetach. Sporo mnie nauczył też Górnik Polkowice. Mówi się o nim, że to mały klub, ale zrobiliśmy tam awans, zabrałem stamtąd trenera Janusza Niedźwiedzia do Widzewa. To był mój plan, bo pomysły klubu były inne, ale my podjęliśmy ryzyko i postawiliśmy na Niedźwiedzia.
W Polkowicach współpraca z miastem była wręcz wzorowa. Burmistrz Łukasz Puźniecki, przy podejmowaniu decyzji, słuchał naszych pomysłów. Wiedział, że po ewentualnym awansie z tym budżetem będzie bardzo ciężko się utrzymać w 2. Lidze, sytuacji nie poprawi nawet lekkie zwiększenie wydatków. Po prostu Polkowice nie były gotowe na ten awans. Z każdego klubu, w którym pracowałem, udało mi się wyciągnąć jakąś naukę. Specjalizuję się w prawie sportowym, co pomagało mi w moich misjach i pomaga dziś w Cracovii. Mogę jednak podkreślić, że kibicowsko i "prezesowsko" jestem wychowankiem Zagłębia.
Mateusz Dróżdż o udostępnieniu stadionu Puszczy Niepołomice
Meczem z Zagłębiem Lubin z gościnności stadionu "Pasów" przestała korzystać Puszcza Niepołomice. Rozumiem, że nie zmartwił się pan porażką "Żubrów" 0:1?
Ja zawsze będę trzymał kciuki za Zagłębie, ale na pewno nie w meczu z Cracovią. Co do Puszczy, bardzo lubię zarząd tego klubu. Ok, trzy punkty pojechały do Lubina, ale prezesowi Puszczy, Jarkowi Pieprzycy, mocno kibicuję.
Jak finalnie wyszliście na udostępnianiu stadionu Puszczy? Pierwotnie ona chciała korzystać ze stadionu Wisły, ale kibice nie mogli się pogodzić z przegranym barażem, więc niepołomiczanie ostatecznie skorzystali z gościnnych progów stadionu Cracovii.
Decyzję o udostępnieniu stadionu Puszczy podejmował jeszcze profesor Janusz Filipiak. Nie będę ukrywał, że na początku musieliśmy sobie pewne rzeczy z Puszczą wyjaśnić. Zrobiliśmy to z Jarkiem i prezesem Bartoszkiem. Później współpraca była bardzo dobra.
Przyznam się szczerze, że w zeszłym sezonie miałem strach w oczach. Puszcza wygrywała z nami 1:0, zapewniała sobie pozostanie w Ekstraklasie, a nam groziła degradacja do 1. Ligi. Finalnie na szczęście do tego nie doszło. Z prezesem Pieprzycą mamy relację bardziej koleżeńskie niż czysto biznesowe.
Ryzykował pan, zwalniają trenera Jacka Zielińskiego, by zwolnić miejsce dla znacznie mniej doświadczonego Dawida Kroczka, który został sprowadzony do szkolenia zespołu rezerw. Jako zwolennik ciągłości pracy trenerów, a także Zielińskiego, który nie zadziera nosa, a ma na koncie sukcesy, jak mistrzostwo Polski z Lechem, krytykowałem ten ruch. Kroczek jednak bardzo szybko trafił do mentalności zespołu i zaczął z nim punktować.
Ale ja będę bronił też trenera Zielińskiego, pomimo że go zwolniłem. Trzeba sobie powiedzieć wprost, że on nie miał takich warunków pracy, jakie ma trener Kroczek. I co do sztabu, i warunków treningowych.
Tak samo, jeśli chodzi o kadrę zespołu, to trener Zieliński mógł tylko pomarzyć o takich zawodnikach jak Hasic, van Buren czy inni. Nie lubię zwalniania trenerów, bo czasem jest to przyznanie się do własnego błędu. Wprawdzie to nie ja zatrudniałem trenera Zielińskiego, jednak decyzja o jego odejściu była poparta tym, że musieliśmy ratować ligę. Trener Zieliński odchodził z klasą i pożegnaliśmy się, wydaje mi się, też z klasą. Powiedział mi wówczas: "Zobaczy prezes, gdzie leży główny problem". Nie chcę cytować, o jaki konkret mu chodziło, ale czas pokazał, że miał rację w stu procentach. Nie wiem, jakby się skończył ubiegły sezon, gdyby trener Zieliński miał takie warunki, jakie ma obecnie trener Kroczek. Ale chcę podkreślić, że trener Kroczek i jego sztab to również świetni fachowcy, wykonują świetnie swoją pracę.
Ma pan rękę do młodych trenerów. Do Widzewa sprowadził pan Janusza Niedźwiedzia, do Cracovii – Kroczka. Obaj przybili już swoją pieczątkę jakości w Ekstraklasie.
Przyznam się szczerze, że rekomendowałem też trenera Adriana Siemieńca do Polkowic. Na przestrzeni mojej dekady w polskiej piłce widzę, jak się zmienia środowisko trenerów. Nie zawsze na korzyść, ale widać również dobrą jakość tych szkoleniowców.
Dlaczego?
Czasem wydaje mi się, że młodzi trenerzy zbyt mocno idą w liczby, analitykę. Na sam koniec w piłce nożnej i tak decyduje człowiek i decyzje, jakie on podejmuje na boisku. Najbardziej wychowali mnie Holendrzy, którzy pracowali w Zagłębiu Lubin. Zwracali uwagę na detale u trenerów, które pozwalają w dłuższej perspektywie stwierdzić, że to jest dobry fachowiec. Pamiętam, jak Holendrzy przynosili mi na biurko kamyki znalezione na boisku ze sztuczną nawierzchnią.
Co to miało oznaczać?
Mówili, że jeśli chcemy poprawiać technikę u piłkarzy, to kamienie nie mogą leżeć na boisku. Dbanie o szczegóły jest coraz bardziej widoczne u młodych trenerów i to mocno cenię.
19 lat temu selekcjoner reprezentacji Polski Leo Beenhakker narzekał na stan nawierzchni niektórych boisk w naszym kraju. Obawiał się wyjść na nie nawet z psem na spacer, w obawie o wywrotkę na nierównościach. To się jednak diametralnie zmieniło od tamtego czasu.
Ale nie wszędzie. W Widzewie dosyć długo borykaliśmy się z brakiem własnej bazy treningowej. Jeżeli chcesz budować wielki klub, to musisz zacząć od podstaw. Oczywiście, bez nich możesz zrobić szybki sukces sportowy, ale on będzie krótkotrwały.
Przejdź na Polsatsport.pl