Adam Małysz otrzymał mocny cios! "Absolutnie nie pójdziemy do sądu"

Michał BiałońskiZimowe

Dla prezesa PZN-u Adama Małysza wielkim ciosem okazała się nie tylko nagła rezygnacja dyrektora Alexandra Stoeckla, który przez lata miał budować potęgę polskich skoków, ale zwłaszcza zachowanie Austriaka. Stoeckl popełnił ten sam grzech, co Leo Beenhakker PZPN-ie. Zarabiał w Polsce, ale pracował zupełnie gdzie indziej. – Absolutnie nie będziemy ciągać Stoeckla po sądach. Myślę, że prezes Adam Małysz nie zdecyduje się na żadne kroki prawne – powiedział nam członek zarządu PZN-u Rafał Kot.

Adam Małysz otrzymał mocny cios! "Absolutnie nie pójdziemy do sądu"
Polsat Sport/Michał Białoński
Prezes Adam Małysz ma pełne prawo, aby czuć się zawiedzionym zachowaniem Alexadra Stoeckla (z prawej)

Alexander Stoeckl - od kryzysu w Norwegii do pracy w PZN-ie

Alexander Stoeckl długo wzbraniał się przed podjęciem pracy w Polsce. Rok temu przeżył poważny kryzys, po tym, jak norwescy skoczkowie, których doprowadził do wielu sukcesów, zbuntowali się przeciw niemu i – w liście do federacji – odmówili współpracy. Doszło do tego, że Stoeckl został odsunięty od ich prowadzenia, nie pojechał już na lutowe zawody do Oberstdorfu. W reakcji trener zaprosił norweskich dziennikarzy do domu, by opowiedzieć o kulisach pracy, a wywiad kilka razy przerywał przez ataki płaczu.

 

ZOBACZ TAKŻE: Tłumy kibiców na Pucharze Świata w Polsce. "Nasi zawodnicy i zawodniczki nie zawiedli"

 

Dlatego po ubiegłym sezonie Adam Małysz nie był w stanie nakłonić go do podjęcia pracy w Polsce, w roli dyrektora sportowego. Po 13 latach z Norwegami i burzliwym z nimi rozstaniu Alex Stoeckl miał powyżej uszu skoków.

 

- Alexander zna mój numer telefonu. Jeśli będzie chciał u nas pracować, może zawsze zadzwonić – podkreślał Adam Małysz.

 

I w sierpniu ubiegłego roku gruchnęła wiadomość, że Stoeckl został dyrektorem sportowym PZN-u ds. skoków i kombinacji norweskiej. Wtedy jeszcze nikt nie podejrzewał, że nie chodzi mu tylko o norweską kombinację. Wielkim orędownikiem zatrudnienia rodaka był trener Thomas Thunrbichler, któremu podczas zawodów Pucharu Świata brakowało wsparcia charyzmatycznego lidera, odkąd Adam Małysz, z roli dyrektora, wcielił się w tę prezesa.

 

Sednem problemu nie było układ w sporej mierze zdalnej pracy Stoeckla, na który wyraził zgodę Małysz.

 

- Alex jest u nas w biurze bardzo często. Będzie też obecny na konkursach, zwłaszcza tych rozgrywanych w Polsce. Nie zabraknie go też na różnych szkoleniach i spotkaniach. Mieszka jednak nadal w Norwegii i nie stanowi to dla nas żadnego problemu. Dzisiaj tanimi liniami stamtąd do Polski można dolecieć za 150-200 zł. To mniejszy wydatek niż ten na podróż samochodem. Zatem nie ma żadnej bariery, a on, będąc przy swej rodzinie, będzie miał większy komfort pracy, lepiej będzie mógł funkcjonować. Gdy tylko wraca do Norwegii, to prowadzi różne zapiski, planuje swoją pracę – tłumaczył prezes.

 

Czy szczególnie w pierwszym roku pracy nad Wisłą nowy dyrektor nie powinien być na co dzień w Polsce, by poznać polskie skoki, trenerów klubowych i tych młodzieży? By przyglądnąć się ich pracy, przeanalizować to, co zastał, a nie bazować na opinii Thurnbichlera? Tymczasem było odwrotnie. Stoeckl był rzadkim gościem w terenie, na co narzekali trenerzy.

 

- Nie widziałem pracy Stoeckla. Na spotkaniu z nami, trenerami przed sezonem obiecywał, że poprawi polskie skoki, bo po to był zatrudniony. Później w naszym środowisku trenerskim Zakopanego w ogóle go nie widziałem. Dlatego nie byłem zachwycony jego pracą, wręcz przeciwnie. Myślałem sobie: "Co ten Stoeckl w ogóle u nas robi?" – podkreśla doświadczony trener i sędzia FIS Kazimierz Długopolski.

Alexander Stoeckl pracował nie tylko w PZN-ie, ale też w Norwegii

Adamowi Małyszowi Stoeckl opowiadał, że jego stały pobyt w Norwegii jest determinowany sytuacją rodzinną. Norweskie media szybko odkryły drugie dno. Okazało się, że w Norwegii Stoeckl pracuje w firmie z branży budowlanej.

 

"Stoeckl został kierownikiem deweloperskiej firmy w norweskim Mass Handling (NOMAS) w październiku ubiegłego roku. Przebywa w zakładzie w Ryghkollen w Mjøndalen, zazwyczaj jeden dzień w tygodniu, ale sporo pracuje zdalnie ze swego domu. Po 13 latach w roli menedżera skoków stworzył razem z partnerem firmę Life Performance Coaching" – napisała gazeta Drammens Tidende.

 

Austriak wyjaśnił też, jakim cudem godzi pracę w Norwegii z tą w Polsce.

 

- Bez problemu. W Polsce jestem tylko przez kilka dni raz na dwa czy trzy tygodniu, a biuro PZN-u znajduje się o 20 minut jazdy od lotniska w Krakowie. Bezpośrednie loty do Oslo odbywają się kilka razy dziennie i zazwyczaj bilety są bardzo tanie – cieszył się Stoeckl.

 

Faktycznie, np. we wtorek są aż trzy połączenia lotnicze łączące bezpośrednio Kraków z Oslo: o godz. 6:05, 12:55, 15:45.

Leo Beenhakker był prekursorem łapania dwóch srok za jeden ogon

W ten sposób okazało się, że Stoeckl potraktował PZN podobnie jak Leo Beenhakker PZPN w 2009 r. Leo był wówczas selekcjonerem reprezentacji Polski, ale nie przeszkodziło mu to w objęciu funkcji dyrektora sportowego Feyenoordu Rotterdam, co nastąpiło 1 lipca.

 

Oczywiście, bez zgody i poinformowania PZPN-u. Zarządzany wówczas przez Grzegorza Latę związek również wszystkiego dowiadywał się z prasy. Holenderskiej. Jak choćby o fakcie, że za sprawą negocjacji Leo Sekou Cisse przeniósł się z  Rody Kerkrade do Feyenoordu.

 

To tylko pogorszyło stosunki na linii PZPN-Beenhakker. W końcu Lato zwolnił Holendra 9 września 2009 r., tuż po porażce ze Słowenią 0:3, w eliminacjach do MŚ 2010 r.

Stoeckl zrzucił winę na Adama Małysza. To był tylko pretekst do odejścia z PZN-u?

Alexander Stoeckl zwolnił się sam, zrzucając winę na Adama Małysza, który skrytykował go publicznie w wywiadzie. Beenhakker nie był jednak tak nietaktowny, by o swej pracy w Feyenoordzie opowiadać mediom. Robił swoje po cichu. PZPN nie miał twardych dowodów, by zerwać kontrakt z winy mało lojalnego trenera.

 

Czy PZN myśli o drodze prawnej przeciw Stoecklowi? Wszak Austriak złapał dwie sroki za jeden ogon i mógłby zapłacić odszkodowanie naszej federacji, która mu zaufała i na niego postawiła.

 

- Oczywiście, podjęcie pracy w Norwegii przez Stoeckla nie do końca było fair. My jednak nie będziemy go absolutnie ciągać po sądach. Myślę, że prezes Adam Małysz nie zdecyduje się na żadne kroki prawne. A to z tego względu, że podpisując z nami umowę, Stoeckl zapowiedział, że będzie się angażował w dodatkowe zajęcia i może to podciągnąć właśnie pod pracę, którą wykonuje dla tej firmy z branży budowlanej – powiedział nam członek zarządu PZN-u Rafał Kot.

 

Trener Thomas Thurnbichler odcina siebie i całą reprezentację skoczków od burzy związanej z odejściem Stoeckla. Już 27 lutego w Trondheim zaczynają się MŚ. Panowie wkroczą do akcji kwalifikacjami do konkursu na skoczni normalnej, jakie zostaną rozegrane 1 marca.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie