To uderza nie tylko w Wisłę Kraków. Prezes Królewski ma swoje powody
Odsunięcie z ostatniej kolejki Ekstraklasy Szymona Marciniaka i Piotra Lasyka, których gigantyczne błędy wyrzuciły Jagiellonię Białystok z Pucharu Polski dowodzi, że miarka się przebrała i PZPN zaczyna działać. Skrzywdzenie Jagiellonii jest przypadkiem drastycznym, ale regularnie na błędach sędziów cierpi też Wisła Kraków. Jej właściciel i prezes Jarosław Królewski wyliczył, że w dwóch na trzy tegoroczne mecze Wisła została ograbiona z karnych, a co za tym idzie – z punktów.

Gdy w lipcu 2017 r. w Ekstraklasie wprowadzono VAR, odetchnęliśmy z ulgą. Wydawało się, że oto zyskujemy gwarancję, iż nadszedł kres grubych pomyłek sędziowskich, które wypaczają wynik meczów. Po tych, które ostatnio skrzywdziły Jagiellonię, w meczu ćwierćfinału Pucharu Polski z Legią, i Wisłę Kraków, w hicie 1. Ligi z Arką Gdynia, doszliśmy do brutalnego wniosku: system powtórek wideo nikogo nie uratuje, jeśli odpowiadający zań ludzie popełniają kardynalne błędy. Jagiellonii zabrali dwa rzuty karne, a Wiśle - jeden.
- VAR w Polsce zabrał sędziom pewność siebie do tego, aby podjąć decyzję. Było dużo kontrowersji w meczu Legii z Jagiellonią. Niewytłumaczalne jest to, co się zdarzyło w Gdyni, gdzie nie podyktowano karnego dla Wisły - trener Jacek Magiera, we wczorajszym „Cafe Futbol”, trafił w sedno.
ZOBACZ TAKŻE: Hajto mocno do dyrektora Szkoły Trenerów PZPN. "Policz do dziesięciu i zadzwoń za dwa lata"
Doszło do tego, że wnikliwie analizujący pracę arbitrów Adam Lyczmański z Canal+ przedstawił porażającą statystykę: w co drugim meczu Ekstraklasy sędziowie główni popełniają poważny błąd, a w co czwartym spotkaniu taka wpadka zdarza się sędziemu VAR, który ma przecież dostępne powtórki z kontrowersyjnej sytuacji!
Szymon Marciniak jako sędzia VAR – to się mija z celem
Najbardziej mnie zasmucił proces myślowy, jaki zaszedł w głowie naszego najlepszego sędziego Szymona Marciniaka. Gdyby to był mecz ligowy, to pozwoliłby Piotrowi Lasykowi na podyktowanie rzutu karnego dla Jagiellonii, po faulu na Oskarze Pietuszewskim, któremu drogę do piłki odciął Paweł Wszołek, zagradzając tor biegu, w efekcie powodując upadek. Ale z uwagi na to, że był to Puchar Polski, postanowił wezwać kolegę głównego przed monitor i nakłonić do zmiany decyzji. Bo gdyby tego nie zrobił, to zrodziłoby się ryzyko odpadnięcia Legii z półfinału.
Jakim cudem w głowie sędziego zrodziła się taka kalkulacja? Dlaczego ryzyko odpadnięcia Jagiellonii go nie interesowało? Dlaczego też Szymon Marciniak, gdy widział wielce prawdopodobną rękę Ilji Shkurina w polu karnym, wówczas nie wezwał Lasyka przed monitor, by on sam o tym rozstrzygnął, czy należy się karny, czy nie.
Problem jest szerszy i dotyczy sensowności obsadzania pana Szymona w roli sędziego VAR. Przecież Szymon Marciniak nigdy nie będzie dla swych mniej znanych i mniej cenionych na świecie kolegów po fachu li tylko sędzią VAR. Sędzią VAR, którego rolą jest naprowadzenie, zasugerowanie, ale nie wymuszanie zmiany decyzji. On zawsze będzie szefem, tym Marciniakiem z finału MŚ w Katarze, którego środowisko sędziowskie musi słuchać. Piotr Lasyk również posłuchał, a później nie udało mu się przekonać kapitana mistrzów Polski Jesusa Imaza do powodów, dla których zabiera im jednak tego karnego.
Zimna krew trenera Adriana Siemieńca
Trener Jagiellonii Adrian Siemieniec zachowuje zimną krew w temacie błędów sędziowskich. Gdy w starciu z Cracovią czerwonej kartki nie dostał obrońca „Pasów” Otar Kakabadze, udał się do sędziów porozmawiać o tym, ale nie pisnął ani jednego krytycznego słowa. Jakimś cudem Siemieniec utrzymał język za zębami również przy Łazienkowskiej w Warszawie, gdy jego zespół ograbiono z dwóch „jedenastek”. Opanowanie godne podziwu.
Prezes Królewski od lat boleśnie doświadczany pomyłkami sędziów
Na drugim biegunie jest prezes i właściciel Wisły Kraków Jarosław Królewski, który od sześciu lat poświęca czas, majątek, kawał życia dla ratowania legendarnego klubu. Królewski głośno domaga się wyeliminowania sędziowskich błędów i trudno mu się dziwić. Na ich temat mógłby napisać pracę doktorską. Seria wpadek arbitrów zaczęła się jeszcze na długo przed spadkiem „Białej Gwiazdy” z Ekstraklasy, czyli trzy lata temu. Pierwszym z brzegu przykładem było nieuznanie bramki na 2:0 w meczu z Lechem Poznań, gdyż sędzia Tomasz Kwiatkowski dopatrzył się faulu jej zdobywcy Josepha Colleya na bramkarzu „Kolejorza”. Nie tylko eksperci sędziowscy łapali się za głowę.
- Absolutnie uważam, że bramka na 2-0 dla Wisły była zdobyta prawidłowo. Jeżeli dzisiaj mówimy, że przestrzeń 5.5 m przed bramką nie jest tylko dla bramkarza, ale dla wszystkich, to bramka po strzale Colleya powinna być uznana – powiedział mi wówczas Zbigniew Boniek.
Lata płyną, a Wisła Kraków wciąż obrywa po głowie przez sędziowskie wpadki. Najpierw, w meczu ze Zniczem Pruszków, sędziowie nie podyktowali rzutu karnego, choć Paweł Moskwik, w 69. min, sfaulował Tamasa Kissa. Błąd ten wychwycił ekspert sędziowski Rafał Rostkowski (na łamach tvp.sport.pl). Ostatecznie krakowianie przegrali to spotkanie 0:1.
W miniony piątek ewidentnego karnego dla krakowian, po zagraniu ręką Tonike Gabrindashvilego nie wychwycił ani sędzia główny Paweł Raczkowski, ani sędzia VAR Tomasz Listkiewicz.
- To był nasz błąd. Wiśle należał się rzut karny. Należało zarekomendować sędziemu wideoweryfikację – bił się w piersi T. Listkiewicz w tvp.sport.pl.
„Dwa na trzy mecze w tej rundzie. Lecimy dalej” – komentuje sarkastycznie prezes Królewski.
- Sędzia pozwala faulować całą połowę zawodników Wisły i przerywać bezpardonowo akcje bez napomnienia zawodników rywali kartkami - pierwsza kartka w 42 minucie. Efekt strata: Marko Poletanovicia. Karnego nie komentuję - nie ogarniam tego tematu od dawna. Promujmy wciąż kopanie się po nogach zamiast granie w piłkę. Wyrzut z autu w ostatniej akcji połowy Gojnego i przedłużanie czasu to już jest idealne podsumowanie pracy sędziów. Zero reakcji. Materiał szkoleniowy dla młodych adeptów piłki nożnej - człap po boisku – denerwował się na platformie X prezes Królewski.
PZPN zaczyna działać. Pora na konkrety
PZPN widzi, że ma problem i zaczyna działać. Odsunięcie z obsady w ostatniej kolejce Ekstraklasy i 1. Ligi Marciniaka z Lasykiem było pierwszym krokiem. Kolejnym jest spotkanie szefa sędziów Tomasza Mikulskiego z prezesami klubów. Dziwne tylko, że Jarosław Królewski nie dostał zaproszenia, choć jego Wisła dostaje najbardziej po głowie przez fałszywy gwizdek.
Strategia sędziowskich świętych krów zaprowadziła nas w ślepy zaułek. Być może nadeszła pora, by posłuchać głosów tych, którzy od dawna nawołują, by zwiększyć liczbę sędziów w trzech polskich ligach zawodowych? Większa konkurencja o obsady na najbardziej atrakcyjne spotkania musiałaby zrodzić postęp. Na dziś mamy stagnację, której owocem jest regres, zmęczenie, arbitrzy udusili się we własnym sosie. W 2. Lidze, czy we wszystkich grupach III ligi nie brakuje tych, którzy zasługują na awans.
Przejdź na Polsatsport.pl