Wojna polsko-polska w sporcie! "Prezesi czują się manipulowani"

Michał BiałońskiInne

Konflikt na linii minister sportu Sławomir Nitras – prezes PKOl-u Radosław Piesiewicz trwa w najlepsze i jego końca nie widać. Kto go wygra i jakie straty poniesie polski sport? Jedno jest pewne – odłamki trafiają w związki sportowe. Ich prezesi czują się ofiarami kolejnej odsłony wojny polsko-polskiej, napędzanej przez dwa największe ugrupowania polityczne w kraju.

Wojna polsko-polska w sporcie! "Prezesi czują się manipulowani"
Polsat Sport
Minister Sławomir Nitras wytoczył wszystkie działa przeciw prezesowi PKOl-u Radosławowi Piesiewiczowi

W rozmowie z Polsatem Sport dziennikarz Wirtualnej Polski Mateusz Puka zwrócił uwagę na presję, jakiej przez konflikt na górze są poddane związki.

 

- Na ostatnim spotkaniu z ministrem Nitrasem prezesi pożalili się, że czują się manipulowani zarówno przez jedną, jak i drugą stronę. Zostali wplątani w konflikt polityczny. Trudno się też dziwić tym, którzy złożyli podpis pod listem przeciw Piesiewiczowi. Na spotkaniu był chociażby Robert Korzeniowski, który jest doradcą ministra. Głupio odmówić podpisu pod protestem przeciw Piesiewiczowi człowiekowi, który trzyma gigantyczne pieniądze i chwilę wcześniej mówił, że są środki na bonusy, premie dla związków, które będą spełniały wymagania ministerstwa, w domyśle – będą lojalne wobec ministra  – analizuje red. Puka.

 

ZOBACZ TAKŻE: Były klub gwiazdy PlusLigi zachwyca. Komplet zwycięstw w fazie zasadniczej!

 

Na kolejny aspekt sporu zwraca uwagę dziennikarz "Przeglądu Sportowego/Onet" Marek Wawrzynowski.

 

- Prezes Piesiewicz nie jest bez winy, ale też trudno go wskazać jako osobę, która ma realny wpływ na polski sport, więc robienie z niego największego wroga jest śmieszne. Bardziej jest postacią symboliczną. – powiedział Polsatowi Sport Wawrzynowski.

Minister Nitras wytoczył działa po IO w Paryżu

Minister Nitras rozpoczął zmasowane ataki na PKOl po igrzyskach w Paryżu. Polska przywiozła z nich 10 medali, jeden złoty, cztery srebrne i pięć brązowych. Lansowano obraz wielkiej porażki, której winny jest polski olimpizm. Sławomir Nitras opowiadał publicznie, że Piesiewicz "zarabia więcej niż szef MKOl", czyli ponad 100 tys. zł. Zarzucał, że delegacja PKOl-u na igrzyska była zbyt rozbudowana, na dodatek za jedną dobę w hotelu każdego członka komitet płacił ponad tysiąc euro.

 

- Piesiewicz wielokrotnie publicznie mijał się z prawdą, chociażby w kwestii swojego wynagrodzenia i po prostu publicznie, tak jak ja, stoję przed państwem, stał przed kamerami i mówił, że zarabia trzydzieści tysięcy złotych, a zarabiał sto tysięcy. To są po prostu kłamstwa – grzmiał w Sejmie minister Nitras.

 

Za tym atakiem poszła kontrola Krajowej Administracji Skarbowej i wycofanie ze sponsorowania PKOl-u spółek Skarbu Państwa: Polskich Portów Lotniczych, PKP Intercity, Krajowej Grupy Spożywczej z marką Polski Cukier, Enea czy Tauron.

 

Ile było prawdy w atakach Nitrasa? Po ujawnieniu zarobków prezesa Piesiewicza okazało się, że są one na poziomie 35,5 tys. zł miesięcznie, czyli minister przedstawił wersję aż trzykrotnie zawyżoną!

 

- Minister Nitras posługuje się polskim sportem do otwarcia kolejnego frontu w wojnie między dwoma największymi ugrupowaniami politycznymi w kraju – uważa red. Wawrzynowski.

Zarządzenie nr 17 zbulwersowało prezesów związków

Nitras dolał oliwy do ognia nowelizacją Ustawy o Sporcie, którą prezydent RP Andrzej Duda skierował do Trybunału Konstytucyjnego. Nowe prawo wprowadzało wiele szczytnych zmian, jak wsparcie dla sportsmenek po porodzie, czy udzielenie prawa głosu w wyborach władz związków wybitnym reprezentantom kraju, ale zawierało też – delikatnie ujmując – kontrowersyjne pomysły. Na czele z parytetem 30 procent kobiet we władzach każdego związku. Parytetem, od którego ministerstwo uzależniło finansowanie związku i właśnie to nie spodobało się prezydentowi Dudzie.

 

– Trzeba z dużym ubolewaniem stwierdzić, że pan minister, który jest takim wielkim zwolennikiem parytetów w związkach sportowych, w  swoim własnym resorcie ma stuprocentowy męski skład kierownictwa Ministerstwa Sportu, a na związki sportowe chce się nakładać kary za to, że nie byłyby w stanie wykonać przepisów ustawy – podkreślała szefowa Kancelarii Prezydenta RP, Małgorzata Paprocka.

 

Ogniskiem konfliktu były nie tylko parytety. Minister Nitras rozsierdził związki niczym czerwoną płachtą byka, wprowadzając słynne już zarządzenie nr 17, którym wymusza ujawnianie kluczowych dokumentów, takich jak umowy sponsorskie. To rozsierdziło prezesów, z uwagi na fakt, że na ogół są one objęte klauzulą poufności, głównie na żądanie firm, które łożą na sport.

 

- Umowy z naszymi partnerami to są rzeczy tajne, Nikt sobie nie życzy tego, aby pokazywać choćby kwoty umów. Poza tym będziemy chcieli spełnić wymagania pana ministra – zapewnia Rafał Tataruch, prezes Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego.

 

- Zarządzenia o ujawnianiu treści umów sponsorskich są niewykonalne. One są przecież objęte klauzulą poufności. Nie możemy ich ujawniać, bo stracimy szanse na pozyskanie jakiegokolwiek sponsora – dodaje Andrzej Supron, prezes Polskiego Związku Zapaśniczego. – Ministerstwo ma prawo nas kontrolować, ale nie wrzucać treści do internetu, pełnego hejterów, którzy to mogą wykorzystać w obraźliwy sposób

 

- To wręcz absurdalne. Prezes PZPN-u Cezary Kulesza ma strategicznego sponsora i jak ujawniać kwoty, skoro sponsor nie życzy sobie tego, To całkowicie nierealne. Symbolika postępowania ministra. Źle podszedł do sprawy już po IO, próbując narzucić narrację, że są złe związki i tylko dobry minister. A tak naprawdę on powinien być partnerem dla związków. Ta ustawa to również gra polityczna. Te przepisy są nierealne, według mnie nie dojdzie do tego, żeby związki ujawniały umowy komercyjne. To absurdalne i nierealne – uważa Wawrzynowski.

 

- Wypracowaliśmy z ministrem Nitrasem rozwiązanie salomonowe, aczkolwiek nie jest ono jeszcze w stu procentach bezpieczne dla związków, ale widać chęć porozumienia, by dojść do idealnego rozwiązania – powiedział nam Sebastian Świderski, prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej.

Leniarski: Prezes Piesiewicz jest wygodnym celem dla Nitrasa

Inaczej kontrowersyjne zarządzenie 17 postrzega Radosław Leniarski z "Gazety Wyborczej".

 

- Instytucje, które czerpią od państwa, czyli od nas obywateli powinny być transparentne. Drugi aspekt konfliktu jest taki, że minister Nitras jest członkiem formacji politycznej, która szła do wyborów z hasłem rozliczenia poprzedniej władzy i osoba Radosława Piesiewicza jest wygodnym celem, gdyż on rzeczywiście korzystał z politycznego poparcia swego przyjaciela - wicepremiera w rządzie PiS-u - Jacka Sasina. To dzięki niemu Piesiewicz mógł zadeklarować wsparcie spółek Skarbu Państwa i one ochoczo zgłaszały się do sponsorowania PKOl-u, mimo że rozsądek pokazywał, że to niekoniecznie powinno być ich celem, jak w wypadku PKP Cargo, spółki przeżywającej olbrzymie problemy – uważa Leniarski.

Bunt 21 prezesów związków, z Małyszem na czele

W połowie lutego do prezesa Piesiewicza, w liście otwartym, zwróciło się 21 prezesów polskich związków, żądając jego dymisji. Inicjatorami był doradca ministra Robert Korzeniowski, przy sporej aktywności m.in. prezesa PZN-u Adama Małysza.

 

"[...] mieliśmy nadzieję, że będzie Pan kontynuował drogę poprzedników, którzy upowszechniali idee oraz wartości olimpijskie w Polsce, a w centrum ich zainteresowania byli sportowcy. Obiecywał Pan, że będziemy tworzyli Komitet Olimpijski "wspólnie", a czteroletnia kadencja da "wszystkim ogromną satysfakcję z dokonań". Zamiast tego od miesięcy mamy jednak do czynienia z nadużywaniem stanowiska Prezesa PKOl do celów osobistych oraz autopromocją na tle najwybitniejszych polskich sportowców. Pragniemy przypomnieć Panu, że PKOl powinien być strażnikiem idei olimpijskich, takich jak: uczciwość, równość, solidarność, transparentność oraz zasady fair play. Fundamentem dla każdego Prezesa PKOl powinna być Karta Olimpijska, zgodnie z którą rolą Narodowych Komitetów Olimpijskich jest propagowanie fundamentalnych zasad olimpizmu, w szczególności w dziedzinie sportu i edukacji. Tymczasem PKOl, który ma ponad 100-letnią tradycję, za Pana rządów został sprowadzony do roli biura wątpliwej jakości promocji Pańskiej osoby" – argumentowali prezesi w liście, cytowanym przez "Przegląd Sportowy".

 

Wśród sygnatariuszy listu znalazł się szef Polskiego Związku Żeglarskiego Tomasz Chamera.

 

- Temat dojrzewał od dłuższego czasu. Konflikt wokół PKOl-u przelewa się na wszystkie związki, na cały nasz sport. Autorów było kilku, treść listu ewoluowała, jest efektem zmęczenia sytuacją i chęcią odbudowania pozycji polskiego sportu, bardziej jego wizerunku, który cierpi przez ostatnie miesiące – argumentuje prezes Chamera.

 

Jednym z 21 prezesów, którzy wystosowali list do Piesiewicza z apelem o jego rezygnację, był prezes też Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego Rafał Tataruch.

 

- Treść tego listu mi nie pasowała, ja bym to inaczej sformułował. Ja dążę do tego, żeby wszystkie rzeczy wyjaśniono i właśnie tego bym zażądał od prezesa Piesiewicza na najbliższym posiedzeniu zarządu, czy prezydium. Właśnie dlatego podpisałem to pismo. Chcę, żeby kibice ponownie żyli sportem, a nie sporem na linii minister Nitras – prezes Piesiewicz – powiedział nam prezes Tataruch.

 

Pod listem nie podpisał się prezes Polskiego Związku Zapaśniczego Andrzej Supron.

 

- Jestem dumnym człowiekiem, zawsze starałem się godnie reprezentować nasz kraj i nie chce być wplątany w jakiekolwiek instrumentalne zachowania, być narzędziem do różnego rodzaju, niekoniecznie sportowych rozgrywek – uzasadnia Supron.

 

- My nie jesteśmy stroną mocno zainteresowaną w tym sporze, gdyż nie mamy żadnych umów, ani żadnych zależności z PKOl-em. Zgadzamy się tylko z tym, co mówią polskie związki sportowe, że brakuje pełnej transparentności i wiedzy o tym, co się dzieje ze środkami, które wpływały – tłumaczy Sebastian Świderski, prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej.

 

- Szefowie dużych związków sportowych podkreślają, że mają duży problem z ministrem Nitrasem, z upolitycznieniem przez niego sportu. Nie rozumieją tej wojny, dlatego są gotowi poświęcić Piesiewicza, niejako zrzucić go ze skały  – uważa Wawrzynowski.

 

- Szansa na zwołanie walnego jest duża, gdyż buntownicy zebrali sporo szabel, ale trudno przewidzieć jego przebieg. Prezes Piesiewicz ma też swoje narzędzia i może przekonywać. Już zaplanował spotkania z niektórymi prezesami, by uwierzyli, że to rozgrywka polityczna, która ma niewiele wspólnego z merytoryką – analizuje Radosław Leniarski z "Gazety Wyborczej".

Piesiewicz odpowiada: Komisja Rewizyjna nie znalazła nieprawidłowości w PKOl-u

Szef PKOl-u, w odpowiedzi na list otwarty 21 związków, napisał m.in.: "Organem kontroli w PKOl, podobnie jak w innych stowarzyszeniach, jest Komisja Rewizyjna, która nie wykazała żadnych nieprawidłowości w funkcjonowaniu PKOl. Twierdzenia, jakoby ostatnia kontrola Komisji miała wykazać brak transparentności w PKOl są po prostu nieprawdziwe. Natomiast kontrola przeprowadzona przez Prezydenta m.st. Warszawy której wyniki, rzekomo dotyczące prowadzenia gospodarki finansowej Komitetu, budzą niepokój osób, które podpisały kierowane do mnie pismo — nie była prowadzona w jakimkolwiek zakresie w odniesieniu do finansów PKOl, bo organ nadzoru nie jest do tego uprawniony w myśl przepisów ustawy Prawo o stowarzyszeniach".

 

- Konflikt nie pomaga nikomu. Nam, ani PKOl-owi, ani związkom. Na szczęście, mamy zapewnienia ministra, że wszystko, czego potrzebujemy w przygotowaniach do IO zostanie spełnione. Kibice nie rozumieją konfliktu na linii ministerstwo – PKOl i ja jako prezes jestem często grillowany z tego powodu, pomawiany jako leśny dziadek. Nie pasuje mi to, bo robimy dobrą robotę i za to powinienem być rozliczany - dodaje Tataruch.

 

- Źle się dzieje, że konflikt powstał. Szkoda. Rozgrywka wojenna ministra sportu i prezesa PKOl-u szkodzi sportowi. Nie sądzę, żeby PKOl mógł zniknąć z naszej mapy. To bardzo szacowna organizacja, o stuletniej tradycji. Powinno się dojść do kompromisu – dodaje Supron.

Leniarski: Nitras stosuje zasłonę dymną. Nikt nie mówi o wynikach

Radosław Leniarski widzi też trzecią część sporu, która stawia w złym świetle Nitrasa.

 

- Za kotarą jest zasłona dymna. Wyniki sportowe są najważniejszym aspektem. Bardzo złe wyniki w letnich IO i prawdopodobnie także słabe na przyszłorocznych zimowych IO, a my nie mówimy o tym, a za to jest właśnie odpowiedzialny minister sportu. Przecież minister Nitras przejął władzę w trakcie przygotowań do IO w Paryżu i mógł wpłynąć na sytuację, gdyż sprawuje nadzorczą funkcję nad związkami sportowymi – argumentuje red. Leniarski.

 

Leniarski punktuje też, że przepisy resortu Nitrasa są przygotowane na kolanie, zwłaszcza od strony prawnej, przez co później wersja goni poprzednią.

 

- Nie można żądać od związków, by wyłożyły kawę na ławę na temat szczegółów umów handlowych, sponsorskich, barterowych i innych. One powinny być dyskretne. Na tym polega wolność handlu i podpisywania takich umów – argumentuje Leniarski.

 

Red. Mateusz Puka uważa, że czas pracuje na korzyść ministra Nitrasa.      

 

- Ministerstwo zarządza pieniędzmi, więc może przykręcać kurek tym, którzy będą popierali prezesa Piesiewicza. Za kilka miesięcy przegranym w tym konflikcie będzie właśnie prezes PKOl-u, oprócz tego, że od dłuższego czasu przegrywa na tym konflikcie polski sport. Od igrzysk w Paryżu minęło już ponad pół roku, a my nie mówimy o tym, co trzeba poprawić, tylko sporze dwóch ważnych działaczy – zauważył Puka.

 

Kolejna odsłona wojny polsko-polskiej pochłania następne ofiary, tym razem na niwie sportowej. 

 

- Minister Nitras, razem ze związkami, powinien ustalić strategię działania w kontekście do przyszłych IO. Nie jestem przekonany, czy społeczeństwo da się nabierać na narrację, że za wyniki na IO odpowiada prezes PKOL-u – uważa Wawrzynowski. – Na razie słyszę hasło, że będzie strategia, ale przez półtora roku pracy Nitrasa wielkich konkretów nie było. "Aktywna szkoła" okazała się być połączeniem starych programów.

 

Szef Polskiego Związku Piłki Siatkowej uderza w tony koncyliacyjne.

 

- Potrzebny jest dialog i cieszy fakt, że zawodnicy w końcu zostali wynagrodzeni za medale, które zdobyli w Paryżu, natomiast nadal brakuje pełnej wiedzy na temat finansowania poszczególnych związków przez PKOl – akcentuje prezes Świderski.

 

- Sporo czasu minęło od igrzysk w Paryżu, a w ogóle nie mówi się o tym, co należy zrobić, żeby nasz sport podnieść o dwa poziomy wyżej, tylko o tym, jakie są problemy, co jest złe. Polskie związki głośno mówią o tym, że mają duże obawy, czy uda im się odpowiednio przygotować, czy zyskają finansowanie i w końcu pojadą na IO ci, którzy mają tam jechać. To jest największy problem do rozwiązania dla polskich związków sportów zimowych – uważa Świderski.

 

Po falowych protestach związków minister Nitras zrobił krok w tył w temacie prześwietlania ich umów sponsorskich. Teraz pora na ten w przód nie tylko ze strategią przygotowań do przyszłorocznych igrzysk zimowych, ale rozwoju całego polskiego. Zmagania w Mediolanie i Cortinie D’Ampezzo rozpoczną się już za 338 dni. Warto stanąć na głowie już teraz, byśmy nie musieli polować na czarownice po kolejnych IO.

Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie